Ciężko powiedzieć, żeby sytuacja Polonii Bydgoszcz była dobra. Sama wychowywałam się na bydgoskim stadionie, który wypełniony był do ostatniego miejsca. Ostatnio nawet wspomniałam Grand Prix w Bydgoszczy, gdzie razem ze złotym Tomaszem Gollobem płakał cały owal.
Teraz częściej słychać tam głos niezadowolenia. Możemy dyskutować nad sytuacją tego klubu, z pewnością każdy z nas wiele miałby do powiedzenia, ale należy pamiętać, że w tym tonącym statku znajdują się również zawodnicy. Uważnie przyglądam się kto jeździ w Bydgoszczy, jak jeździ, czy jest tam ambicja i wola walki pomimo tych trudnych klubowych momentów.
W ten sposób trafiłam na Tomasza Orwata – młodego, bydgoskiego juniora, który w wielu momentach pokazał swój charakter na torze. Osobiście bardzo lubię ludzi, którzy nie boją się mówić, co myślą i z pewnością do nich Tomek należy. Przed Państwem prosto z polonijnego garażu młody gryf o żużlu, ciągłym doskonaleniu i zbliżającej się maturze!
R: Tak naprawdę ciężko coś o Tobie znaleźć, informacji jest jak na lekarstwo… Pomyślałam, że czas odkopać Cię trochę i szczerze porozmawiać. Jeździsz w Polonii, w klubie, który ma ogromną historię żużlową i w tym momencie chyba zapisują się na jej koncie jedne ze smutniejszych kart. Z pewnością chciałbyś się rozwijać, piąć w górę – jakie możliwości daje Ci Polonia Bydgoszcz?
TO: Przede wszystkim mogę jeździć w lidze bez przerwy, mam pewne miejsce w składzie. Często jest tak, że jadę cztery czy pięć razy w meczu czy na sparingu. Dobre tutaj jest to, że jadę i dla mnie liga jest najważniejsza. W drużynowych zawodach też bierzemy udział, ale tak jak powiedziałem kiedyś w innym wywiadzie – boli mnie to, że odpadliśmy w pierwszej fazie Drużynowych Mistrzostw Polski Juniorów i pod tym względem sezon już mam z głowy. W trakcie roku mamy i tak bardzo mało jazdy, tak naprawdę wolałbym mieć na przykład siedem zawodów w dwa tygodnie, bo jedne będą słabsze, to myślę już o następnych. Przy tak dużych przerwach między startami mam czas na myślenie i zadręczanie sam siebie, co było nie tak i jakie popełniłem błędy. Treningi nie odzwierciedlają tego, co się dzieje na zawodach, a gdy mam dużo jazdy, to lepiej czuję motocykl, mogę wyciągnąć więcej wniosków i więcej się nauczyć. W Polonii czuję się pewnie i często zastępuję starszych kolegów. Cały czas szukam możliwości – w tym roku jest trudniej, bo przez zmianę regulaminu nie mogę zostać wypożyczony do innego zespołu, pomimo tego, że nikt nie robiłby mi tu problemu. To jest trochę faworyzowanie zawodników ekstraligowych, którzy mogą jeździć wszędzie, a ja w drugiej lidze nie mam za dużego pola do manewru.
R: Mówisz, że masz mało jazdy i tak naprawdę na zawodach dopiero masz szansę wyczuć swój motocykl. A co z psychiką? Żużel przecież to nie tylko aspekt fizyczny, ale również mentalny. W Bydgoszczy mieliście sytuację, że w meczu z Rawiczem ogłosili walkower na waszą korzyść, ale sam do końca nie wiedziałeś, czy jest decyzja o meczu, czy o sparingu, a może będziecie mieli wolne. W głowie zaczyna się kręcić karuzela, a przecież to, jak podchodzisz do zawodów, z jakim nastawieniem, jest szalenie istotne. Jak sobie radzisz w takich sytuacjach? Czy w klubie macie na to sposoby?
TO: Po zawodach w Bydgoszczy muszę przepracować tę sytuację z psychologiem sportowym. W dniu meczu staram się skupić tylko na tym, ale też muszę nad tym panować, bo gdy za dużo myślę o zawodach, to cały dzień chodzę sparaliżowany i nie mogę nic zjeść. Wtedy udało mi się to oddalić i podejść do tego na spokojnie. Później już sam nie wiedziałem, czy jedziemy i wszystko tam działo się trochę na siłę. Dobrze, że rozegrał się ten sparing patrząc na szacunek do kibiców, to dla nich były te zawody. Myślę, że długo by nam tego nie wybaczono, gdybyśmy nie wsiedli na motocykle, pomimo tego, że w Bydgoszczy teraz kibiców jest bardzo mało. Najlepiej na psychikę wpływa taki trans, w który się wpada, gdy jeździ się ciągle. Z jednych zawodów wskakuje się w drugie, z jakimś jednym dniem wolnego między nimi. Gdy są większe przerwy, to pierwszy tydzień można spożytkować na odpoczynek, ale potem przychodzą myśli – co dalej, skoro zawody dopiero za miesiąc? Potem jak się wraca po długiej przerwie i pierwszy wyścig pójdzie gorzej, to tak naprawdę nie wiesz, czy to Twoja wina, czy motocykla, czy jeszcze coś innego miało wpływ.
R: Na psychikę spory wpływ mają kibice. Jest ich mało, ale daje się ich usłyszeć. Jak jedziecie na 5:1, to słychać radość i doping, gdy przegrywacie zaraz są gwizdy i wyzwiska. Tak naprawdę reakcja kibica jest natychmiastowa. Czy to zostaje w głowie? Słowa, które słyszysz, zostają z Tobą na dłużej po meczu?
TO: W Rzeszowie cały stadion krzyczał do mnie jedno niecenzuralne słowo, ale nie odbieram tego negatywnie, raczej się z tego śmieję. To jest prawo kibica, niech sobie krzyczą. Złych emocji od nich nie odbieram, spływa to po mnie jak po kaczce. Gdy wygrywamy i oni się cieszą, to robię to razem z nimi, ale podczas meczu staram się nie kierować emocjami, które płyną z trybun. Skupiam się na swojej robocie, to muszę zrobić najlepiej.
R: Trochę zmieniając temat – oświeć mnie. Z czego wynika różnica między Tomaszem Orwatem w lidze, a Tomaszem Orwatem w zawodach indywidualnych? Według mnie Twoja sylwetka jest inna, Twoja jazda jest inna w ogóle! Jakby Ci ktoś jakiś koreczek przekręcił, nawet punktowo inaczej to wygląda. Nie wiem, czy zdążyłeś coś zauważyć…
TO: Naprawdę? Teraz jestem zaskoczony. Do obu typów zawodów przygotowuję się tak samo. Nawet w indywidualnych powinno być gorzej, bo nie biorę tylu kompletów opon, co na drużynowe. Muszę niestety redukować koszty. Trzeba też zwrócić uwagę, że w indywidualnych jeżdżę z juniorami. Zawodnicy w lidze są już seniorami, na wyższym poziomie, więc może też brakuje mi jeszcze do nich… Sam nie wiem, ale chyba muszę się temu przyjrzeć. Podczas ligowych zawodów czuję się lepszy, mocniejszy, lepiej przygotowany psychicznie i sprzętowo. W Gnieźnie miałem zawody jako gość, gdzie mogłem testować sprzęt i wyciągnąć wnioski, wtedy to może rzeczywiście inaczej wyglądać. Stąd bardzo dziękuję działaczom Startu Gniezno za tę możliwość. Tamtego razu wniosków wyciągnąłem dużo, bo te zawody to była totalna klapa, ale wszystko to jest nauka i też to jest istotne w moim rozwoju. Ale z pewnością muszę się nad tym zastanowić…
R: Krążąc jeszcze trochę wokół Polonii Bydgoszcz – jesteś z tym klubem emocjonalnie związany? Mam tutaj na myśli coś większego, tak jak na przykład Patryk Dudek jest kojarzony tylko i wyłącznie z Falubazem Zielona Góra, to Tomek Orwat może być kimś takim w bydgoskim klubie? Czy jesteś tak związany z Polonią, że na ten moment nie wyobrażasz sobie siebie w innych barwach?
TO: Chciałbym jeździć w Polonii jak najdłużej, ale muszę w tym wszystkim patrzeć na siebie. Nie widzę siebie cały czas jeżdżącego w drugiej lidze. Życie pisze różne scenariusze, może przyjść taki moment, że zmienię klub. Priorytetem będzie dla mnie możliwość rozwoju, pomimo tego, że od małego chodziłem na stadion przy Sportowej i kibicowałem, potem byłem w szkółce. Stąd wywodzi się mój największy idol żużlowy – Tomasz Gollob. Jeśli klub wyjdzie na prostą, zaczniemy mieć większe cele sportowe i będziemy chcieli je realizować, to będę chciał jeździć dla Polonii w przyszłości.
R: Jedziecie tak naprawdę minimum wysiłku, spłacacie długi i to jest teraz najważniejszy cel klubu – czy to nie podcina skrzydeł, szczególnie tak młodemu zawodnikowi jak Ty?
TO: To na pewno demotywuje. Szczególnie widać to w drużynie, gdy mecz układa się po naszej myśli, a kiedy jest słabo. Kiedy był tu mecz z Krosnem, to panowało przeświadczenie, że mamy o co walczyć, wiemy, po co i dlaczego jedziemy. Przyjechał Rzeszów i to było spotkanie przegrane praktycznie przed jego rozpoczęciem, w naszych głowach. Wtedy nie było motywacji, mieliśmy odjechać swoje i szukać szansy w tych meczach, w których mamy szansę coś zdziałać. To nie było dobre dla nas.
W środę druga część rozmowy z Tomaszem Orwatem.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!