Wypadek Taia Woffindena ponownie wzbudził dyskusję na temat bezpieczeństwa w żużlu. Brytyjczyk wciąż pozostaje w śpiączce farmakologicznej po dramatycznym upadku w Krośnie, a jednym z głównych problemów znów okazuje się dmuchana banda, która uniosła się w momencie uderzenia.
Od niedzielnego popołudnia żużlowy świat jakby zwolnił. Wszyscy trzymają kciuki za Taia Woffindena, który wciąż pozostaje w stanie śpiączki farmakologicznej. To konsekwencja fatalnie wyglądającego karambolu, który nie tylko może zakończyć jego sezon, ale być może nawet całą karierę. Lista urazów Brytyjczyka jest długa, a jego powrót do pełni zdrowia stoi pod dużym znakiem zapytania. W poniedziałek otrzymaliśmy raport ze szpitala.
Zarówno kibice, jak i zawodnicy szybko doszli do wniosku, że największym problemem było podniesienie się dmuchanej bandy. To właśnie pod nią wylądował Woffinden, co najprawdopodobniej wpłynęło na powagę jego obrażeń. W pamięci wielu jest jeszcze niedawny upadek Patricka Hansena, który również wpadł pod bandę, doznając poważnych urazów kręgosłupa. Duńczyk, choć wciąż nie jest w pełni sprawny, zdołał wrócić na motocykl.
W poniedziałek na torze w Krośnie pojawił się szef sędziów Leszek Demski, aby sprawdzić, czy wszystko było zgodne z regulaminem. Opowiedział również, jak wygląda montaż dmuchanej bandy oraz dlaczego w przypadku Woffindena doszło do jej podniesienia.
– Zacznijmy od wyjaśnienia, czym banda starego typu różni się od nowej. Stara banda typu A była po prostu postawiona na torze. Nowa jest wkopana w podłoże – przed montażem wykonuje się 10-centymetrowe zagłębienie na całym łuku, w którym umieszcza się bandę. Jej fartuch jest położony na torze i przysypany nawierzchnią. W poprzednim rozwiązaniu tego nie było – wyjaśnił w rozmowie z portalem polskizuzel.pl.
– Mogę powiedzieć, że banda była zamontowana zgodnie z wymaganiami. Uderzenie było jednak tak silne, że wyrwało ją z miejsca. Pamiętajmy, że z pełną mocą uderzyły w nią dwa motocykle – dodał Leszek Demski.
Nie ma zatem mowy o wskazywaniu winnych. Zdaniem Demskiego nie istnieje idealne rozwiązanie tego problemu, ale władze są otwarte na propozycje dotyczące poprawy bezpieczeństwa i eliminacji ryzyka podnoszenia się bandy. Zaznaczył jednak, że każde nowe rozwiązanie musi najpierw uzyskać homologację FIM, zanim zostanie dopuszczone do oficjalnych zawodów.
Tai Woffinden (fot. Patryk Kowalski)Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!