Tuż przed długim weekendem doszło do historycznego powrotu Szymona Woźniaka do Abramczyk Polonii Bydgoszcz. Wychowanek wraca do domu po dziewięciu sezonach.
Od kilku sezonów Jerzy Kanclerz otwarcie mówi o celu jakim jest powrót do PGE Ekstraligi. W ostatnich latach jednak bydgoszczan dopadał pech w kluczowym momencie. Gdy wydawało się, że już są blisko to zawodnicy doznawali kontuzji. Tak było m.in. w przypadku Adriana Miedzińskiego czy Wiktora Przyjemskiego. W tym roku jednak mieli wszystko w swoich rękach i nawet po pierwszym spotkaniu finałowym byli uznawani za faworytów do awansu. Do ostatniego biegu mieli swoją szansę, lecz Rohan Tungate kapitalnie przejechał pierwszy wiraż i ostatecznie wprowadził INNPRO ROW Rybnik do elity.
Tym samym sen Abramczyk Polonii o PGE Ekstralidze ponownie musiał zostać odroczony w czasie. Po spadku Fogo Unii Leszno to właśnie „Byki” zostały naznaczone jako ekipa, która szybko wróci „na salony”. Jerzy Kanclerz i spółka postanowili rzucić mu jednak rękawice i wzmocnić drużynę w taki sposób, by było w niej jak najmniej dziur. Dlatego też do drużyny dołączył m.in. jeden z najlepszych zawodników Metalkas 2. Ekstraligi – Aleksandr Łoktajew. To jednak było nic w porównaniu do bomby, która wybuchła jakiś czas później.
Choć początkowo prekontrakt z klubem znad Brdy podpisał Robert Chmiel, to ostatecznie nie zobaczymy go w tym zespole. Sytuacja się zmieniła po tym jak wolną rękę w poszukiwaniu klubu otrzymał Szymon Woźniak. Wychowanek „Gryfów” nie zastanawiał się za długo i szybko doszedł do porozumienia z prezesem Kanclerzem, a jeden z największych transferów tegorocznego okienka tranferowego stał się faktem. Dla Woźniaka jest to powrót do domu po dziewięciu latach spędzonych „na obczyźnie” tj. we Wrocławiu i Gorzowie Wielkopolskim.
Choć w ostatnim sezonie jego średnia spadła, to w dalszym ciągu byłby solidnym punktem drużyny w niemal każdej ekipie w Najlepszej Żużlowej Lidze Świata. Zdobywał bowiem średnio 1.700 punktu na bieg, co uplasowało go na 30. miejscu w PGE Ekstralidze. Woźniak zdecydował się jednak wykonać krok w tył i rywalizować na zapleczu z takimi nazwiskami jak Janusz Kołodziej czy Grzegorz Zengota, którzy także zeszli szczebel niżej.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!