Orlen Oil Motor Lublin pokonał na własnym obiekcie toruński Apator 53 do 37 i umocnił się na pozycji lidera PGE Ekstraligi. Mimo jednostronności przyjezdni potrafili w kilku biegach utrzeć nosa gospodarzom. Zdaniem Jacka Holdera wynikało to ze stanu toru.
Kolejne zwycięstwo
Motor dopisuje do tabeli kolejne dwa oczka z klarowną perspektywą na punkt bonusowy. Po pierwszych 5 biegach przewaga gospodarzy wynosiła aż 18 punktów. Później przełożenia złapali liderzy Apatora a Piotr Baron tam, gdzie mógł, stosował rezerwy taktyczne. Koniec końców stanęło na 16 punktach różnicy. Czy Lublinianie mogą zatem czuć pewien niedosyt? – Każdy chce lepiej, ale wiadomo, że zwycięstwo to zwycięstwo. Kolejna duża wygrana u siebie, co cieszy. W Toruniu wszyscy jadą dobrze, więc nie ma powodu, dla którego nie moglibyśmy być szczęśliwi – mówił zaraz po meczu Jack Holder.
Dla Australijczyka był to kolejny bardzo udany mecz, w którym pokazał, że nie należy na niego patrzeć, jak na drugą linię. – Zawsze dobrze jest pojechać dobry mecz u siebie i zdobyć punkty, dużo punktów na własnym obiekcie. Po prostu muszę próbować to zrobić. Najtrudniejszą częścią rywalizacji są tory wyjazdowe. Ale tak, w tej chwili wszystko idzie dobrze – podsumował swoją ostatnią dyspozycję młodszy z braci Holder.
Co było nie tak z torem?
W 2019 roku kiedy Motor po raz pierwszy po reaktywacji startował w elicie, wiele drużyn wskazywało na „specyficzne” przygotowywanie toru przy Alejach Zygmuntowskich. Drugi wiraż słynął z fal, na których ciężko było o bezpieczną jazdę. W piątek te demony zdawały się powrócić. Co było nie tak z drugim łukiem? – Było dość wyboiście. Drugi wiraż był bardzo, bardzo nierówny. Trzeba było po prostu wystartować i ktokolwiek był z przodu, miał jasną wizję. A kiedy byłeś z tyłu, było całkiem niebezpiecznie. Nie sądzę, że to było planowane. Złapało mnie i prawie sam się rozbiłem (w biegu 10. – przyp. red.). Ale tak po prostu tak jest – skwitował po meczu Holder. Według Australijczyka był to główny powód, dlaczego goście w kilku biegach wyglądali wyraźnie lepiej od gospodarzy. Oprócz tego, że zawodnicy nie czuli się w pełni bezpiecznie to i kibice przez dużą część meczu oglądali jazdę gęsiego. Trzeba jednak oddać, że jak już dochodziło do mijanek, to były one z najwyższej półki.
Na następną ligową potyczkę Orlen Oil Motor Lublin uda się do Częstochowy. Mecz odbędzie się 5 maja o godzinie 16:30. Torunian natomiast czeka w najbliższy piątek rywalizacja na własnym torze z wrocławską Spartą.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!