Każdy klub na świecie, nie tylko żużlowy, miał w swoich składach zawodników, którzy byli uważani za jego legendy. Najczęściej oczywiście miało to związek z wynikami danego zawodnika. Zazwyczaj media rozpisują się o tych najbardziej znanych zawodnikach i tych, którzy coś osiągnęli.
Legendą za to w Opolu jest bez wątpienia Sean Wilson. Brytyjczyk nigdy nie zrobił międzynarodowej kariery. Jego chyba największym sukcesem było zdobycie brązowego medalu Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów w 1987 roku na torze w Zielonej Górze. Wtedy były inne czasy. Przypomnijmy młodszym kibicom, że wtedy w Polsce panowała komuna. W tamtym czasie, żeby przyjechać na takie zawody do kraju komunistycznego trzeba było spełnić wiele warunków i wypełnić mnóstwo papierów.
Wraz z upadkiem komuny, na początku lat 90-tych szeroko otworzyły się drzwi dla obcokrajowców. Nad Wisłę zjechała nie tylko cała czołówka światowa, ale też zawodnicy mniej znani. Wilson, żeby znaleźć sobie klub, wysyłał listy… pocztą. Tak tak, kiedyś nie było mediów społecznościowych. Pierwsi odezwali się właśnie działacze Kolejarza Opole. Postanowili dać mu szansę i zaprosić go na mecz. Tak w 1997 roku Brytyjczyk podpisał swoją pierwszą umowę w Polsce. Miał debiut marzenie, bowiem w sześciu startach zdobył 14 punktów. Z miejsca po tym meczu stał się idolem miejscowych kibiców, którzy wspominają go do dzisiaj.
By kogoś zobaczyć, trzeba było wybrać się na zawody
Jak już wspomniałem, kiedyś media nie były tak rozwinięte, jak dzisiaj. Jak ktoś chciał zobaczyć jakiegoś zawodnika w akcji, to najlepiej musiał po prostu pojechać na zawody z jego udziałem. Tak też było w moim przypadku. Pojechałem specjalnie do Opola na Wilsona. Słyszałem tylko o nim, więc chciałem go wreszcie sam zobaczyć. Było to w roku 1999. Był to mecz z ówczesnym ZKŻ Polmos Zielona Góra. Jak się okazało, wybrałem dobry mecz, który był bardzo zacięty i zakończył się remisem po 45. Na własne oczy zobaczyłem co na torze wyprawia Wilson. Bardzo efektowny styl jazdy i technika. Z miejsca stałem się również jego fanem. W owym meczu Anglik zdobył 11 punktów. W tamtym czasie zawodnicy byli bardziej otwarci na kibiców. Udało mi się wtedy z Seanem chwilę porozmawiać.
– Cieszę się, że w 1997 roku dostałem w Opolu szansę na jazdę. Wydaje mi się, że ją wykorzystałem. Ogólnie bawię się zarówno życiem jak i żużlem. Jeżdżę tu już trzeci sezon (wówczas – dop. red.) i jest świetna atmosfera. Bardzo odpowiada mi ten krótki, techniczny tor. Są tu wspaniali kibice i to dla nich chcę dawać show – opowiadał mi wtedy po meczu w krótkiej rozmowie Wilson.
Kibice wciąż o nim pamiętają
Z okazji 50–lecia opolskiego żużla, został przeprowadzony plebiscyt na najwybitniejszych żużlowców klubu. Wygrać mógł tylko jeden – oczywiście nasz pierwszy IMŚ Jerzy Szczakiel. Pozostałe miejsca na podium zajęły inne legendy klubu. Drugi był Wojciech Załuski, a podium zamknął Leonard Raba. Nasz bohater zajął bardzo wysokie szóste miejsce. Jednocześnie trzeba powiedzieć, że było to miejsce numer jeden wśród obcokrajowców. W Opolu startowali zawodnicy z dużo większym nazwiskiem, jak chociażby Sam Ermolenko czy Brian Karger. Jednak to właśnie Sean Wilson do dnia dzisiejszego jest w Opolu uznawany za ten numer jeden i dalej miło wspominany.
Klub z Opola w ostatnich latach niestety nieskutecznie próbował dobijać się do bram pierwszej ligi. Klubowi życzę upragnionego awansu, a kibicom nowego idola, dla którego znów będą licznie odwiedzać stadion. Do zobaczenia w Opolu!
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!