Niektórzy z zawodników oprócz jazdy na żużlu mają jeszcze inne biznesy. Do tego grona należał Andrzej Lebiediew, który był właścicielem restauracji. To jednak już nieaktualne.
Lokal Yoggy Bear znalazł swoje miejsce w rodzimym dla Lebiediewa Daugavpils. Trafił jednak na najgorszy możliwy okres, by otworzyć swój biznes, gdyż chwilę później rozpoczęła się pandemia COVID-19, a Łotwa wprowadziła bardzo rygorystyczne obostrzenia na swoich obywateli. Dlatego też restauracje mogły wydawać jedzenie tylko na wynos, lecz to i tak nie było najgorsze rozwiązanie. Wiele branż zostało bowiem zawieszonych w czasie.
Lebiediew w trakcie sezonu oprócz jazdy także często zaglądał do restauracji. Na jego social mediach często mogliśmy bowiem zauważyć relacje z daniami. Skąd w ogóle wziął się pomysł, by poprowadzić swój biznes i to tak odmienny od tego co kibice widzą na dzień? Odpowiedź jest dość prosta, a nowy zawodnik Fogo Unii Leszno uczestniczył też w życiu lokalu z innej strony.
– Lubię gotować i zawsze z szefem kuchni uczestniczyłem w przygotowaniu sezonowego menu. Z racji moich startów dużo podróżuję i przywoziłem też pomysły z innych krajów – opowiedział dla Radia Elka.
W Polsce każdy w jakikolwiek sposób związany z gastronomią mówi, że jest to niezwykły ciężki kawałek chleba. Przez trzy sezony Lebiediew jednak zdołał pogodzić obie te sprawy. Teraz jednak nie będzie musiał martwić się restauracją, gdyż sprzedał lokal. Dzięki tej decyzji w pełni będzie mógł się skupić na karierze zawodnika, a w przyszłym roku będzie miał jeszcze mniej czasu niż dotychczas. Oprócz startów w PGE Ekstralidze czeka go bowiem jazda w Bauhaus-Ligan, a także będzie walczyć o jak najlepszy wynik w cyklu Speedway Grand Prix.
– Gastronomia to jednak bardzo trudny biznes i ciężko to pogodzić z moimi startami, a znalazła się osoba, która odkupiła ode mnie restaurację i stąd taka decyzja – dodał.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!