Wielu zawodników narzeka na zbyt mała liczbę okazji do treningów u progu sezonu. Tai Woffinden natomiast nie widzi w tym żadnego problemu. Jego zdaniem wystarczy tydzień na „wjeżdżenie się” w nowy rok. Trzykrotny Mistrz Świata chciałby zakazu treningów i testów poza sezonem na wzór znanych serii wyścigowych.
Tegoroczna wiosna jest bezlitosna dla żużlowców. Kapryśna aura długo uniemożliwiała treningi i sparingi na domowych owalach, więc zawodnicy szukali jazdy na południu Europy. Gdy rozpoczęły się ligowe rozgrywki, także część spotkań musiała zostać przełożona. Betard Sparta Wrocław na inaugurację musiała zaczekać do 16 kwietnia. Tai Woffinden po spotkaniu z Fogo Unią Leszno nie narzekał jednak na brak rozjeżdżenia.
Oryginalny pomysł Brytyjczyka
Wielu zawodników przyznaje, że za wcześnie na wnioski dotyczące formy, bo treningów było za mało. Tai Woffinden jest w opozycji. – Myślę, że to dobrze, że nie jeździmy aż tak dużo na początku sezonu. W zeszłym roku sezon skończył się szybko. Przed początkiem października było już po wszystkim. Wtedy nie powinniśmy się już ścigać – mówił po spotkaniu. – Sezon jest naprawdę długi, a wtedy pogarsza się pogoda. Właściwie to już pod koniec września zaczyna więcej padać i być coraz trudniej o żużel – dodał trzykrotny Indywidualny Mistrz Świata.
To nie koniec ciekawych opinii Brytyjczyka. Jego zdaniem w świecie żużla sprawdziłby się system podobny do znanych z serii wyścigowych jak MotoGP. – Nikt nie może testować poza sezonem, zupełny zakaz jazdy dla zawodników PGE Ekstraligi. 1 kwietnia zaczynamy trenować, a potem w kolejnym tygodniu zaczyna się liga. Właściwie to starczy nawet jeden tydzień treningów na sprawdzenie sprzętu i rozjeżdżenia się – przyznał Tai Woffinden. Sezon byłby w jego wizji nieco bardziej skumulowany, lecz nie widzi w tym problemu. – W końcu mamy też przerwę latem. Równie dobrze moglibyśmy zaczynać w maju i kończyć we wrześniu – stwierdził.
Świetny początek sezonu
Słowa lidera Betard Sparty Wrocław znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości. Choć „Woffy” trenował mniej od wielu rywali, w meczu z Fogo Unią Leszno był najskuteczniejszym zawodnikiem drużyny. Pomylił się tylko raz. – Miałem dobre ustawienia cały dzień i byłem szybszy od „Zengiego”, ale kiedy wyjeżdżałem szerzej, to traciłem. Wjeżdżałem w miejsca, które normalnie mnie napędzają, ale dziś nie było tam luźnego materiału i było trochę mokro. I to było kosztowne – tłumaczył po zawodach naszemu korespondentowi.
Uczesynicy niedzielnego pojedynku na Stadionie Olimpijskim zgodnie podkreślali, że nawierzchnia różniła się od tej, którą zazwyczaj zastają we Wrocławiu. Tai Woffinden wyjaśnił nam, na czym polegała różnica. Jego zdaniem jazda przypominała nieco ściganie w Grudziądzu. – Normalnie na torze leży trochę więcej luźnego materiału w pewnych miejscach i na całej powierzchni. Teraz było jej mało. Gdy na taki owal poleje się woda, to robi się naprawdę ślisko i rzeczywiście jeździmy inaczej – tłumaczył lider gospodarzy. Warunki nie przeszkodziły mu jednak w zdobyciu 12 punktów z bonusem.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!