Nicolai Klindt jeszcze kilka miesięcy temu był liderem Wybrzeża Gdańsk i jednym z najlepszych zawodników ligi. Dziś musi cierpliwie czekać na swoją szansę, mimo świetnej formy.
Nicolai Klindt bardzo szybko zaskarbił sobie sympatię kibiców w Gdańsku. Po przeciętnym sezonie w Rybniku otrzymał duże zaufanie od działaczy Wybrzeża i został mianowany kapitanem drużyny. Odwdzięczył się świetną postawą na torze – był nie tylko najskuteczniejszym zawodnikiem zespołu, ale także jednym z czołowych żużlowców całej ligi. Nic więc dziwnego, że to właśnie od niego rozpoczęto budowę składu na sezon 2024. Obie strony szybko doszły do porozumienia, a kontrakt został przedłużony.
Poprzedni sezon rozpoczął równie dobrze. W domowym meczu z Cellfast Wilkami Krosno zdobył 13 punktów i bonus, choć Energa Wybrzeże przegrała to spotkanie 43:47. Niestety, kolejne występy Duńczyka były już mniej efektowne – tylko w domowym meczu z H. Skrzydlewska Orłem Łódź zdołał ponownie przekroczyć granicę „dwucyfrówki” (11+1 w pięciu startach). Nikt jednak nie spodziewał się, że jego sezon zostanie brutalnie przerwany jeszcze przed wakacjami.
Podczas jednego z wyścigów meczu z Arged Malesą Ostrów Wielkopolski Klindt został przypadkowo uderzony przez klubowego kolegę – Bartosza Głogowskiego. W wyniku kolizji Duńczyk doznał złamania ręki oraz pęknięcia kręgu szyjnego C5. Przez wiele tygodni musiał poruszać się w kołnierzu ortopedycznym i wydawało się, że w sezonie 2024 nie zobaczymy go już na torze. Tymczasem Klindt wrócił szybciej niż zakładano i pokazał się z dobrej strony podczas 72. Turnieju o Łańcuch Herbowy Miasta Ostrowa Wielkopolskiego, zdobywając 9 punktów i zajmując siódme miejsce – wyżej m.in. niż Szymon Woźniak czy Frederik Jakobsen.
Kontuzja pokrzyżowała plany transferowe
Ostatecznie Klindt zakończył sezon ze średnią 1.833 punktu na bieg. Mimo to nie znalazł klubu na kolejny rok i zdecydował się na podpisanie tzw. kontraktu warszawskiego z Moonfin Malesą Ostrów. Taki ruch pozwala mu rozpocząć starty w innym klubie bez konieczności czekania na kolejne okno transferowe.
Nie jest tajemnicą, że Duńczyk był bardzo blisko przenosin do H. Skrzydlewska Orła Łódź. Ostatecznie jednak obie strony nie doszły do porozumienia, a łodzianie postawili na rodaka Klindta – Andreasa Lyagera. Tym samym 37-letni zawodnik musi cierpliwie czekać na swoją szansę – jego powrotem może zainteresować się klub, który będzie zmagać się z kontuzjami lub słabą formą któregoś z zawodników.
Tymczasem Nicolai Klindt prezentuje bardzo dobrą formę. Regularnie startuje w turniejach indywidualnych, za każdym razem plasując się w czołówce stawki. W niedzielnym Memoriale Alfreda Smoczyka otarł się o zwycięstwo – po rundzie zasadniczej miał tyle samo punktów co Dominik Kubera. W biegu dodatkowym lepiej wystartował, lecz na wyjściu z pierwszego wirażu popełnił błąd, który wykorzystał uczestnik cyklu Grand Prix.
Jeśli Klindt utrzyma wysoką dyspozycję, to kwestią czasu wydaje się jego powrót do ligowej rywalizacji. Przez lata był jednym z najpewniejszych zawodników zaplecza PGE Ekstraligi – teraz musi cierpliwie poczekać, aż ktoś da mu kolejną szansę.
Nicolai Klindt
Nicolai KlindtAby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!