W dzisiejszym odcinku zdecydowaliśmy się przedstawić Państwu tor, który zapisał się w historii polskiego żużla od strony strasznej tragedii. Na nim zginął dawno temu reprezentant Polski podczas międzypaństwowego meczu. Mowa o owalu na wiedeńskim Praterze.
Są takie miejsca, które zapisały się w pamięci z pozytywnych chwil i pięknych sportowych wspomnień. Istnieją jednak też takie, które kojarzą się głównie ze złymi incydentami. Taki jeden, potężny cios miał miejsce w Wiedniu w roku… 1956. Dokładnie na Praterstadion, podczas meczu reprezentacji Austrii i Polski. O tej historii zapewne słyszało wielu fanów speedwaya ze względu na tragiczną śmierć Zbigniewa Raniszewskiego. W dzisiejszym naszym tekście można przeczytać wspomnienia z tych feralnych zawodów jednego z uczestników meczu. Udostępniamy również nagranie wideo z biegu zakończonego tragedią.
Obiekt, na którym rozegrano pamiętne zmagania nosił nazwę Praterstadion do roku 1992. Dziś znany jest jako Ernst-Happel-Stadion – od nazwiska słynnego austriackiego piłkarza i trenera. Jest stadionem narodowym tego kraju. Służy bowiem meczom piłkarskiej reprezentacji Austrii w eliminacjach do mistrzostw Europy bądź świata. Tak więc dziś z żużlem ma niewiele wspólnego, a właściwie nic, bo został całkowicie przebudowany – niejednokrotnie z resztą. Powstawał w latach 1929-1931. Początkowo gościł olimpiady robotnicze i narodowosocjalistyczne wiece. W okresie drugiej wojny światowej służył… niemieckiemu Gestapo do… przetrzymywania Żydów.
Międzypaństwowa potyczka Austrii, Szwecji i Niemiec w Wiedniu (fot. technischesmuseum)
Wróćmy do żużlowej strony i do spotkania, które kojarzone jest z wiedeńskim obiektem. Te miało miejsce w 1956 roku. Właśnie wtedy, gdy Polacy po raz pierwszy mieli wystąpić w indywidualnych mistrzostwach świata. Wystartowali więc w ramach przygotowań w meczu przeciwko reprezentacji Austrii, która wzmocniona była zawodnikami z RFN oraz Anglii. Tor i jego otoczenia pozostawiały wiele do życzenia. Podczas wyścigu piętnastego, Zbigniew Raniszewski walcząc z brytyjskim żużlowcem – Bishopem, stracił panowanie nad maszyną. Zderzył się następnie z kolejnym rywalem i poleciał prosto w trybuny, feralnie uderzając w… betonowe schody.
– Tor żużlowy na wiedeńskim Praterze nie był w ogóle dostosowany do organizowania zawodów żużlowych – zarówno pod względem geometrii toru, jak i bezpieczeństwa startujących zawodników. Wiraże otoczone były betonowymi schodami z poręczami, prowadzącymi na trybuny. Wszyscy zawodnicy oraz kierownictwo ekipy – byliśmy tym stanem przerażeni. Dziwiliśmy się, jak taki obiekt mógł posiadać licencję FIM – mówił w 2012 roku dla Gazety Wyborczej Włodzimierz Szwendrowski – kapitan reprezentacji Polski z tego spotkania. Dziś lublinianina nie ma już wśród nas, zmarł rok po udzieleniu tegoż wywiadu.
Nachodzi pytanie, czemu w ogóle taki obiekt dopuszczany był do zawodów, skoro na pierwszy rzut oka widać bezpośrednie zagrożenia, stwarzane przez elementy stadionu.– Były dyskusje dzień przed zawodami. Po treningu kadrowicze przekazali kierownictwu polskiej ekipy swoje uwagi. Niestety, nie mieliśmy żadnego wpływu na odwołanie meczu. O odmowie startu nie mogło być mowy. Mecz musiał dojść do skutku. Cały Wiedeń był oblepiony plakatami reklamującymi spotkanie, a wszelkie rozmowy naszego kierownictwa z Austriakami oraz Warszawą nie przyniosły skutku – wspominał ś.p. Włodzimierz Szwenrowski. Czy po feralnym wypadku mecz nie powinien być przerwany? – Był taki pomysł, ale upadł. Decyzja była odgórna, podjęta po konsultacji z Warszawą. Wtedy zawodnicy mieli bardzo mało do powiedzenia. Czuć było presję i oczekiwania związane z naszymi dalszymi startami – dodał.
–> SPRAWDŹ: POCZĄTEK RADYKALNYCH DECYZJI W ŻUŻLU – PIERWSZA Z LIG ODWOŁANA W CAŁOŚCI
Włodzimierz Szwendrowski podczas wywiadu z Gazetą Wyborczą opisał całe feralne zdarzenie z piętnastego wyścigu meczu Austria – Polska. Chwile grozy obserwował z parku maszyn. – Całą sytuację widziałem z parkingu, gdzie już było nerwowo po wcześniejszym upadku Andrzeja Krzesińskiego. Doszło do kontaktu między Raniszewskim i przeciwnikiem jadącym przed nim. Zbyszek po zetknięciu się z rywalem nie był w stanie zamknąć gazu. Odprostowało go, przymusowo stracił rytm jazdy, a potem doszło do kolizji z Sidlo. Następnie skulony Polak z całym impetem uderzył w betonowe schody. Obraz był wstrząsający. O wszystkim decydowały ułamki sekund i skończyło się, tak jak się skończyło. Nie było szans, aby się uchronić przed uderzeniem w beton, gdyż w tym miejscu nie było żadnej bandy. Moja interpretacja zdarzenia jest odwrotna niż to, co zeznawał w prokuraturze Austriak, Sidlo. Nie było czasu i możliwości na zamknięcie "gazu" przez Zbyszka. Musiałby zdjęć prawą rękę z manetki gazu, która sama będąc na odpowiedniej sprężynie, zamknęłaby przepustnicę gazu. Tak samo niejasne jest oświadczenie Sidlo, że jechał na czwartej pozycji i został uderzony w tylne koło przez jadącego za nim Raniszewskiego. Gdyby nawet tak było – to zawodnik austriacki musiałby znajdować się na trzecim miejscu, a Raniszewski na czwartym. W tej sytuacji Raniszewski wywróciłby się natychmiast, zaś Sidlo mógł sam zderzyć się ze schodami.
Poniżej dostępne jest nagranie wideo z opisanego przez ś.p. Włodzimierza Szwendrowskiego. Kolejna część z serii „Z(a)marłe tory” dostępna będzie na naszym portalu w następną sobotę po godzinie 20:00.
Źródło: inf. własna
–> SPEEDWAYNEWS PODCAST – ROZMAWIAMY O ŻUŻLU! POSŁUCHAJ PROJEKTU SPEEDWAYNEWS.PL!
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!