To już trzecia część nowego cyklu redakcji speedwaynews.pl o żużlowych torach, na których dziś nie oglądamy już speedwaya. Dziś o ciekawym miejscu w województwie lubuskim. Żużlowy epizod był tam dość krótki, ale za to barwny. Swoje wspomnienia przytoczyła dwójka byłych zawodników gorzowskiej Stali.
Plany ośrodka, o którym piszemy w dzisiejszym odcinku, były bardzo ambitne. W głowach działaczy siedział nawet pomysł stworzenia ligowej drużyny. Szybko jednak zostało to „sprowadzone na ziemię”. Mowa o Witnicy i żużlowej historii tego miejsca. Miejsca, w którym urodził się speedway mimo… braku żużlowego toru.
Witnica to miasteczko położone 25 kilometrów na zachód od Gorzowa Wielkopolskiego. Na tamtejszym obiekcie – Stadionie OSiR – swoje mecze rozgrywała piłkarska drużyna KS Czarni Witnica. W roku, gdy o speedwayu zaczynała być tam mowa, ekipa zdołała awansować do ligi okręgowej. Skąd w ogóle wziął się tam żużel? Otóż boisko piłkarskie otoczone było bieżnią. I to właśnie na niej pojechały pierwsze zawody w tym miejscu. Pomysłodawcą był Jarosław Łukaszewski, wychowanek Stali Gorzów. To ten zawodnik zaprezentował ówczesnemu prezesowi Browaru Witnica jazdę na motocyklu. Włodarz szybko się zachęcił i zechciał jak najprędzej zorganizować jakieś pokazowe zawody.
Obiekt w Witnicy w roku 2015 (fot. Damian Kuczyński)
W tym samym roku (1993) odbył się już pierwszy turniej. Miał on oczywiście charakter nieoficjalny, ale mimo to kibiców przybyło bardzo dużo. Nie miał on – jak i również kilka następnych – normalnego kształtu. Startowano bowiem na początku po dwóch zawodników w biegu. W półfinałach jechało już trzech, a w finale – czterech. Wyścigi odbywały się na dystansie dwóch okrążeń.
– Tor w Witnicy był długi, wąski, czarny i zrobiony z dość luźnej nawierzchni – w końcu była to lekkoatletyczna bieżnia – i to właśnie tym wyróżniał się od innych – opowiadał Robert Flis, były zawodnik Stali Gorzów. – Nie był z pewnością tak dobrze przygotowany, jak inne owale w Polsce. Na początku funkcjonowania żużla na tym obiekcie jeździło się tam bez band dmuchanych. Ogólnie ujmując, zanim tor otrzymał licencję, warunki były „spartańskie”. Ale ja powiem szczerze, że lubiłem właśnie takie. Wygrałem też tam raz zawody indywidualne. – wspominał pięciokrotny medalista DMP, nawiązując na koniec do turnieju o puchar prezesa Browaru Witnica z 1995 roku.
Wobec zainteresowania ze strony kibiców, żużlowców i sponsorów wszystko rozwijało się w miarę płynnie. W 1996 roku zawody w Witnicy miały już normalną formę. Jeżdżono w obsadzie czteroosobowej, na dystansie czterech „kółek”. Wówczas zaczęto inicjować już różne rodzaje rywalizacji. W roku tym odbył się turniej parowy, którego stawką był puchar prezesa miejscowego klubu piłkarskiego. Zorganizowano również pojedynek Stali-Pergo Gorzów z ZKŻ Polmos Zieloną Górą, co było niemałym wydarzeniem. „Żółto-niebiescy” zwyciężyli wówczas 37:23.
Okładki programów z witnickich turniejów (fot. Damian Kuczyński)
Swoje spostrzeżenia przekazał nam również inny były jeździec gorzowskiej Stali – Michał Aszenberg, który też miał okazję do ścigania się na witnickim owalu. – Witnica była bardzo specyficznym torem, jak na żużlowe standardy, gdyż nawierzchni w ogóle nie zmieniono w stosunku do bieżni lekkoatletycznej, która tam była wcześniej. A więc 400-metrowy, wąski, czarny i bardzo miękki tor był fajny i przyjemny, ale do mniej więcej… czwartego biegu. Potem był coraz bardziej wymagający, a na koniec już wręcz ekstremalnie. Podczas czwartego wyścigu można było jeszcze pobić rekord toru, sam nawet dwa razy tego dokonałem. Natomiast pod koniec zawodów mało kto przejeżdżał łuki na „pełnym gazie”. Koleiny na polach startowych były tak głębokie, że nierzadkim obrazkiem było oglądanie zawodnika jadącego „w miejscu”. Działo się tak z uwagi na zawieszenie się na tzw. wydechu – obrazował wydarzenia z witnickiego owalu Michał Aszenberg.
W 1997 roku zapadła decyzja o tym, by rozpocząć prace mające na celu zapewnienie torowi licencji. Ta została przyznana. Witnica stała się miejscem organizacji turniejów zaplecza kadry juniorów i innych zawodów, mających już charakter oficjalny. – Pamiętam przerażenie w oczach Szwedów, którzy mieli okazję tam jechać. Zdziwiło mnie to trochę, bo sami mają u siebie ciężkie i wymagające tory. To zjawisko mogło więc pokazać, że poziom trudności jazdy w Witnicy był wysoki. Często jeździli tam juniorzy, więc lekcje, jakie wyciągnęli z tego owalu mogły poskutkować na „plus”. Po tych doświadczeniach już chyba mało mogło ich zaskoczyć – dodał „Aszen”.
Po otrzymaniu licencji speedway długo jednak nie utrzymał się w lubuskiej mieścinie. Od początku drugiego tysiąclecia nie oglądamy już zawodów na Stadionie OSiR. Nadeszły gorsze czasy dla witnickiego browaru i zrezygnowano z pomysłu utworzenia ligowej drużyny.
Tor na piłkarskim obiekcie po zaprzestaniu organizacji żużlowych istniał aż do… sierpnia bieżącego roku. W tym czasie bowiem zainwestowano spore pieniądze w renowację obiektu i położono czterotorową, tartanową bieżnię. Można więc jasno stwierdzić, że żużel na pewno już tam nie wróci. Oprócz tego postawiono nową trybunę.
Stadion w Witnicy po położeniu nowej bieżni – rok 2019 (fot. Michał Nakonowski)
Już za tydzień (w sobotę o godzinie 20:00) na portalu speedwaynews.pl kolejna część z serii „Z(a)marłe tory”.
Źródło: inf. własna + materiały Krzysztofa Popławskiego
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!