Zwycięstwem 58:32 zakończył się sobotni pojedynek pomiędzy Żużlową Reprezentacją Polski, a ekipą Reszty Świata. Niemalże perfekcyjny występ zaliczył najmłodszy podopieczny Marka Cieślaka – Dominik Kubera. Leszczynianin w swym dorobku zapisał czternaście „oczek”.
Sobotni pojedynek miał być przyjemnym akcentem, kończącym jakże udany przez rybniczan sezon 2019. Zdaje się, że nawet aura postanowiła na chwilę odrzucić swoje październikowe oblicze, gdyż padający od kilku dni deszcz, przestał bombardować Górny Śląsk i nad stadionem przy Gliwickiej 72 zaświeciło wreszcie słońce. Sprzyjająca pogoda oraz kilka uznanych nazwisk przyciągnęło na rybnicki obiekt kilka tysięcy widzów. Trybuny Stadionu Miejskiego nie zapełniły się jednak tak, jak bywało to podczas całych rozgrywek Nice 1. Ligi Żużlowej, na co z pewnością liczyli organizatorzy widowiska. Jeszcze przed spotkaniem miała miejsce miła ceremonia, podczas której oficjalnie wprowadzono Andrzeja Wyglendę do Galerii Sław Reprezentacji Polski. Pamiątkową paterę odbierał syn wielce utytułowanego i zasłużonego, byłego zawodnika rybnickiego ROW-u, gdyż sam zainteresowany przebywa obecnie w sanatorium.
Samo spotkanie zawiodło poziomem emocji, których nie potrafiło wygenerować. Wynik pojedynku tylko po pierwszym biegu wskazywał na gości, kiedy to po dobrym starcie po pewne trzy „oczka” do mety pomknął Thomsen, a między Zmarzlika i Worynę wbił się Troy Batchelor. W następnych wyścigach podopieczni Marka Cieślaka udowadniali swą wyższość nad rywalem, w głównej mierze dzięki fenomenalnej postawie na starcie i umiejętnemu rozgrywaniu pierwszego wirażu. Wiktoria Biało–Czerwonych byłaby jeszcze okazalsza, gdyby nie pech świeżo kreowanego Indywidualnego Mistrza Świata. W ósmej odsłonie dnia, jadący na prowadzeniu Zmarzlik zanotował defekt, który pozbawił go pewnego zwycięstwa. Jak sam później przyznał, winnym całego zajścia było koło, które po prostu pękło. Gorzowianin stwierdził nawet, iż tego typu usterka przytrafiła się mu pierwszy raz w jego bogatej karierze.
Swego rodzaju chichotem losu jest fakt, iż najskuteczniejszym duetem sobotniego spotkania była para zawodników, którzy w ogóle nie mieli w planach, by zjawić się w Rybniku. Za niedysponowanych Janowskiego i Drabika szybko powołano Smektałę oraz Przedpełskiego. I to właśnie leszczyńsko – częstochowski duet okazał się tym najskuteczniejszym. Na oddzielne słowa pochwały zasługuje zaś Dominik Kubera. Trzeci junior świata niczym profesor rozgrywał swoje biegi, znajdując pogromcę dopiero w ostatnim biegu dnia, kiedy to na drodze do czystego kompletu punktów stanął mu Antonio Lindbäck. Wspomniany Zmarzlik, gdyby nie złośliwość rzeczy martwych, również „zakręciłby” się w okolicach maksymalnej zdobyczy punktowej. Gorzowianin, poza pierwszym swoim biegiem, gdzie przegrał rywalizację na starcie z Andersem Thomsenem, szybko pokazywał rywalom, kto od tygodnia poszczycić się może mianem najlepszego zawodnika globu i dlaczego ten tytuł jest jak najbardziej uzasadniony. Malutki plusik zapisać można przy nazwisku Kacpra Woryny. Lokalny matador tradycyjnie miał już kłopot w pierwszym wyścigu, jednak w następnych robił systematyczny progres i dziewięć „oczek” widniejących na jego koncie, można uznać za wynik zadowalający, patrząc z perspektywy doparowego. Nieoczekiwanie, najsłabiej punktującym zawodnikiem ekipy Marka Cieślaka, okazał się Janusz Kołodziej. Aktualny, Indywidualny Mistrz Polski dowiózł do mety pięć punktów i jeden bonus, choć przyznać trzeba, że w głównej mierze dzięki postawie wychowanka tarnowskiej Unii, można powiedzieć, że na rybnickim owalu cokolwiek ciekawego się działo.
Drużyna Reszty Świata, którą w sobotę miał zaszczyt kierować Piotr Żyto, uzbierała ledwie 32 „oczka”. Najskuteczniejszym zawodnikiem gości okazał się Antonio Lindbäck. Szwed na torze wykonywał nieco dziwne ruchy, które jednak pozwalały mu zachowywać punktowaną pozycję. Trójka w ostatnim wyścigu dnia, zdobyta w dodatku na niepokonanym do tej pory Kuberze, mocno podreperowała nieco mizerny dorobek Reszty Świata. Patrząc na ostatnie tygodnie w światowym jak i europejskim speedwayu, można dojść do wniosku, iż w Rybniku naprzeciwko siebie stanęli posiadacze dwóch najważniejszych trofeów. O ile Zmarzlik potwierdził słuszność nazywania go czempionem, o tyle Michelsen nie zaprezentował formy, która w Chorzowie dała mu palmę pierwszeństwa na Starym Kontynencie. Tylko sześć „oczek” oraz dwa zera na koncie Duńczyka to z pewnością nie jest wynik, jakim chciałby zakończyć jakże udany dla siebie sezon Indywidualny Mistrz Europy. Po cztery punkty przy swoich nazwiskach zapisali Thomsen oraz Batchelor. Zawodnik gorzowskiej Stali dobrze rozpoczął zawody, lecz każdy kolejny jego występ był słabszy od poprzedniego. Australijczyk z kolei nie najlepiej wychodził spod taśmy, a na trasie uwypuklał wszystkie swoje mankamenty, ze zbyt łatwym oddawaniem pozycji rywalom na czele. Drugi z przedstawicieli „Rekinów” w składzie gości długo czekał na jakąkolwiek zdobycz, gdyż Bewley dopiero w swoim trzecim starcie zdołał przywieźć za plecami jakiegokolwiek rywala. Wygrany bieg trzynasty, w którym jechali, co tu dużo mówić, najsłabsi aktorzy sobotniego przedstawienia, wydatnie „upiększył” dorobek Brytyjczyka. Przykro od samego patrzenia robiło się natomiast na jazdę Chrisa Holdera. Były światowy czempion z 2012 roku na torze praktycznie nie istniał, prezentując niezwykle toporny styl jazdy, który nie mógł dać mu niczego więcej, niż trzy „oczka”.
Gdyby sobotni pojedynek był rozgrywany w ramach ligowej potyczki, można by śmiało mówić o deklasacji i dużej dysproporcji pomiędzy obiema ekipami. Najważniejsze jednak, że wszyscy zmagania zakończyli bez żadnych problemów zdrowotnych. Czy sobotnie zawody cokolwiek wniosły w życie polskiego czy rybnickiego żużla? Z pewnością pokazały, iż „zielono – czarny” ośrodek musi zainwestować. Nim jednak olbrzymie sumy pojawią się pod podpisami zawodników, którzy dołączą do PGG ROW-u, warto zastanowić się, czy nie wyciągnąć z kieszeni nieco banknotów na renowację obecnej, bądź zakup całkowicie nowej maszyny startowej. Niestety, w sobotnie popołudnie więcej razy widzieliśmy ekipę serwisową, siłującą się z upartym sprzętem, niż zawodników, którzy po torowych akcjach zamieniali się pozycjami. Co nie wystawia zbyt optymistycznej cenzurki ani sobotnim zawodom, ani tym bardziej wspomnianej maszynie startowej. Chorzowska runda SEC pokazała, iż nie wystarczy lista startowa, zawierająca wielkie nazwiska, by zapewnić widzom emocje, związane z niezliczoną ilością mijanek. Zdaje się, iż sobotni mecz tylko tę tezę potwierdza. W dawnych czasach spotkania kadry narodowej elektryzowały społeczeństwo., Ciężko będzie jednak bez odpowiedniego przygotowania i odpowiednich warunków przywrócić ten miniony prestiż.
Żużlowa Reprezentacja Polski: 58
9. Bartosz Zmarzlik (2,3,D,3,3) 11
10. Kacper Woryna (0,1,3,3,2) 9
11. Paweł Przedpełski (2*,3,1,1,1) 8+1
12. Bartosz Smektała (3,2*,3,2*,1*) 11+3
13. Janusz Kołodziej (1,1,2*,1,0) 5+1
14. Dominik Kubera (3,3,3,3,2) 14
Reszta Świata: 32
1. Anders Thomsen (3,1,0,0,0) 4
2. Troy Batchelor (1,0,1,1,1) 4
3. Antonio Lindbäck (1,2,2,2,3) 10
4. Chris Holder (0,0,1,2,0) 3
5. Mikkel Michelsen (2,2,0,0,2) 6
6. Daniel Bewley (0,0,2,W,3) 5
Bieg po biegu:
1. Thomsen, Zmarzlik, Batchelor, Woryna 2:4 (2:4)
2. Smektała, Przedpełski, Lindbäck, Holder 5:1 (7:5)
3. Kubera, Michelsen, Kołodziej, Bewley 4:2 (11:7)
4. Przedpełski, Smektała, Thomsen, Batchelor 5:1 (16:8)
5. Kubera, Lindbäck, Kołodziej, Holder 4:2 (20:10)
6. Zmarzlik, Michelsen, Woryna, Bewley 4:2 (24:12)
7. Kubera, Kołodziej, Batchelor, Thomsen 5:1 (29:13)
8. Woryna, Lindbäck, Holder, Zmarzlik (D) 3:3 (32:16)
9. Smektała, Bewley, Przedpełski, Michelsen 4:2 (36:18)
10. Woryna, Holder, Kołodziej, Thomsen 4:2 (40:20)
11. Kubera, Lindbäck, Przedpełski, Bewley (W) 4:2 (44:22)
12. Zmarzlik, Smektała, Batchelor, Michelsen 5:1 (49:23)
13. Bewley, Woryna, Batchelor, Kołodziej 2:4 (51:27)
14. Zmarzlik, Michelsen, Przedpełski, Holder 4:2 (55:29)
15. Lindbäck, Kubera, Smektała, Thomsen 3:3 (58:32)
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!