Ten rok jest wymagający nie tylko dla zawodników, ale i klubów, które pod względem organizacyjnym musiały wzbić się na wyżyny swoich umiejętności. Szybko uporano się z tym w Tarnowie. O zakulisowych pracach Unii opowiada jej dyrektor ds. marketingu i promocji - Grzegorz Habel.
Mateusz Dziopa, speedwaynews.pl: W jakim stopniu koronawirus Was zaskoczył?
Grzegorz Habel, dyrektor ds. marketingu i promocji Unii Tarnów: Jesteśmy świadomi, śledziliśmy wszystkie doniesienia medialne, jakie przekazywały władze. To nie jest tak, że obudziliśmy się rano i dowiedzieliśmy się, że jest koronawirus. Z chwilą, gdy pojawiło się pierwsze zagrożenie związane z koronawirusem, myśmy już podjęli działania, mające przynieść jak najmniejsze skutki uboczne dla naszego klubu i spółki.
– Jakie to były działania?
– Przygotowujące nas do tego, że jeżeli ruszy sezon, to będzie on na pewno w mocnych obostrzeniach sanitarno-epidemiologicznych. Przygotowywaliśmy się czekając na to kiedy ruszy sezon. Wiązało się to też z rozmowami z zawodnikami na temat zapisów w kontraktach.
– Jak długo żyliście w niepewności czy ta liga zostanie rozegrana? Rozmowy trwały długo, nie było też pewne czy drużyna z Łotwy do niej przystąpi.
– Niepewność była taka jak w innych ekipach, wszyscy jedziemy na tym samym wózku pt. „koronawirus”. Czekaliśmy na to, by sytuacja była tak unormowana, że władze pozwolą na organizację rozgrywek. Mieliśmy nadzieję, że prace ruszą, a nasze prace nie pójdą na marne. I to się udało. Potrafiliśmy w sposób profesjonalny wystartować z rozgrywkami, spinając cały skład, utrzymując zawodników. Organizacyjnie mogliśmy też w sposób profesjonalny rozpocząć te rozgrywki.
– Jak jedni z pierwszych dogadaliście się z całą drużyną. Czy to były rozmowy lekkie, łatwe i przyjemne, tak jak to wyglądało na zewnątrz?
– Lekkie, łatwe i przyjemne te rozmowy nigdy nie są i pewnie nigdy nie będą, bo jeżeli dochodzi do renegocjacji, do zmiany warunków, to każda strona w pewnym sensie musi iść na ustępstwa. My spotkaliśmy się z naprawdę bardzo dużą wyrozumiałością naszych zawodników. Przez takie zachowanie pokazali, że są z Unią Tarnów na dobre i na złe.
– Chciałbym teraz spytać o obostrzenia dotyczące wypełnienia stadionu. Początkowo było to 25%. Czy była to spora strata dla klubu?
– Największą stratą było to, że pierwszy mecz nie mogli zobaczyć wszyscy kibice, którzy chcieli. Bilety mogły być sprzedawane tylko online i przed tym spotkaniem rozeszły się dosyć szybko. Było dużo zapytań do nas dotyczących możliwości zakupu biletów. Nie chcieliśmy i nie mogliśmy jednak naciągać wymogu 25%.
– Kiedy rozmawiałem pod koniec maja z prezesem Włókniarza, Michałem Świącikiem, powiedział mi, że żeby organizacja meczu żużlowego w Częstochowie się opłacała, potrzebne jest zezwolenie na wpuszczenie minimum 30% stadionu. Jak to wygląda w Tarnowie?
– Myślę, że to są problemy, z którymi boryka się każdy klub. My patrzyliśmy nie na wynik finansowy, tylko by kibice po długiej przerwie mogli przyjść na stadion, poczuć zapach metanolu i usłyszeć ryk silników. Również i zawodnikom o wiele lepiej się jeździ, jeśli słyszą z trybun oklaski.
– Teraz stadion można zapełnić kibicami już w połowie. Z pewnością mocniej czuć klimat meczu żużlowego?
– Oczywiście, każdy kibic więcej to dla nas wartość dodana. Tak jak powiedziałem, dzięki temu również zawodnicy mają większy komfort.
– Jak wyglądała organizacja w dniu meczowym?
– Ochrona, która pracowała przy bramach wejściowych wyposażona była oczywiście w maseczki. Były też płyny do dezynfekcji. Każdy kibic wchodzący na stadion musiał poddać się dezynfekcji rąk, ponadto miał obowiązek założenia maseczki. W przeciwnym wypadku nie był wpuszczany.
– Były jakieś próby uniknięcia przestrzegania obostrzeń czy kibice wykazywali zrozumienie?
– Na każdym kroku, w każdym dniu pracy upewniam się, że kibice Unii Tarnów są najlepsi na świecie. Ta sytuacja również to potwierdziła. Fani podeszli ze zrozumieniem, ale i dbałością o bezpieczeństwo swoje i innych. Przychodziły całe rodziny, bo jak wiadomo żużel to sport familijny. Była pełna współpraca, za co wszystkim dziękujemy.
– Udało się przyzwyczaić do nowej rzeczywistości czy ciągle jest to jakaś nowość?
– Takich rzeczy wcześniej nie było, ale nas cechuje profesjonalizm. To nie są martwe przepisy, tu chodzi o życie i zdrowie nas wszystkich. Przyjęliśmy obostrzenia z pokorą i zrozumieniem.
– Największą ulgę czuć widząc kibiców na stadionie podczas, gdy drużyna spisuje się zgodnie z planem?
– Dokładnie tak. Jeśli w parze idzie frekwencja z wynikami, to pozostaje nam tylko bić brawo i trzymać kciuki za chłopaków. Jak widzimy odwdzięczają się oni dobrą jazdą – jesteśmy wiceliderem, nie hamujemy, ostatniego słowa jeszcze nie powiedzieliśmy.
– Jakie ma Pan nadzieje związane z dalszą częścią sezonu?
– Pod względem sportowym cechuje nas pokora. Nie ma tak, że stawiamy jakieś rygorystyczne wymogi w stosunku do zawodników. Najważniejsze jest dla nas to, by zawody objechali cali i zdrowi. Jak do tego dochodzi wynik sportowy to ręce same składają się do oklasków.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!