Ostatnio głośno w światku żużlowym zrobiło się za sprawą czterech zwolnień lekarskich, które wpłynęły do „centrali” przed meczem Polska – Reszta Świata w Rybniku. Nie pochwalam sposobu, w jaki zawodnicy wyrażają swój manifest przeciwko „systemowi”, ale na pewno ich rozumiem i będę bronił. Bo mają swoje racje!
Skupię się tylko na „aferze” z kadrą narodową. Nie zapominajmy, że tam swoje drugie dno odgrywał również finałowy turniej o Złoty Kask i miejsca premiowane awansem do eliminacji zmagań indywidualnych w SEC czy SGP.
Żeby dotrzeć do sedna problemu, trzeba cofnąć się do czasów, kiedy to w naszych ligach zapragnęliśmy zawodowców. Ówcześni prezesi zamarzyli sobie profesjonalizmu, który zakładał większe wydatki na kontrakty z zawodnikami, ale uwalniał klub od obowiązku wyposażenia drużyny w motocykle do ścigania się po owalu oraz inny osprzęt do uprawiania sportu żużlowego. Teoretycznie i w praktyce to był świetny pomysł, bo wprowadzenie kontraktów zawodowych sprawiło, że żużel w Polsce stał się zauważalny w Europie jak i na świecie. No właśnie, to co się stało, że to nie działa?
Prezesom przestało się podobać, że żużlowcy mają różne kombinezony i postanowiono ujednolicić kolorystykę zespołu, wprowadzając takie same barwy kevlarów dla drużyny. I temu pomysłowi przyklaskuję, bo rzeczywiście ekipy na prezentacji wyglądały jak tęcza. I na wprowadzeniu tego przepisu moja aprobata się kończy, a zarazem zaczyna zrozumienie dla zawodników, bo potem ograniczono powierzchnię reklamową na kombinezonie, na obszyciach motocykli, na busach, generalnie wszędzie. Zawodnik stał się niewolnikiem sponsorów klubowych, a co za tym idzie, to mocno ograniczyło pozyskiwanie tych indywidualnych. Reasumując, prezesi chcieli, żeby zawodnicy w pełni pokrywali wszelkie wydatki, związane ze startem w meczu ligowym, jednocześnie ograniczając im możliwość zdobywania funduszy na pokrycie tych kosztów! Czyż to nie jest paranoja? Nie trafia do mnie tłumaczenie, że przecież kluby płacą im za jazdę. Nie zapominajmy, że to włodarze chcąc sukcesów, płacili jak za zboże za każdego lepszego rajdera, byle tylko u nich jeździł! Takie prawo rynku – chcesz lepszego, to płać, nie chcesz tego robić, musisz się zadowolić słabszym. Dlaczego firma o nazwisku np. Maciej Janowski ma nie korzystać ze swojej marki w Polsce, skoro na to pracował od jej powstania?
Wracając do tematu zwolnień lekarskich. Ja się wcale nie dziwię, że zawodnicy wyrażają swoje niezadowolenie… I tu prawdopodobnie nie chodzi bezpośrednio o kasę, tylko o sytuację, w której ich postawiono. Tu nie ma co ukrywać, skład oponentów dla polskiej drużyny był słaby. Dlaczego przy okazji takich spotkań nie testuje się innych zawodników, potencjalnych kadrowiczów? Czy Janowski, Drabik i młodszy Pawlicki muszą coś jeszcze udowadniać? Ja rozumiem, że sponsor wymaga, by logo było reprezentowane przez najlepszych zawodników, ale środki wpływające na konto związku są dla drużyny narodowej, a nie dla poszczególnych „wybrańców”.
Notabene, na oszyciach motocykli kadry, tez są bardzo ściśle wydzielone powierzchnie reklamowe. I choć są miejsca puste, to zawodnikowi nie wolno ich wypełnić. Nie wnikam, na jakie warunki finansowe są umówieni zawodnicy z PZM-otem. To ich sprawa, ale na pewno nie są na tyle atrakcyjne, żeby żużlowcy zabijali się ze swoim sprzętem o miejsce w drużynie, gdzie spora część daniny od sponsora, jest rozdysponowana nie wiadomo na co. Trzeba pamiętać o tym, że każdy zawodnik musi się stawić na takim meczu z własnymi motorami, warsztatem i mechanikami, dlatego przy okazji takich pojedynków o pietruszkę, mogą nie czuć się potrzebni. Zwłaszcza, że te spotkania są powszechnie nazywane „meczami do jednej bramki”. A żużlowcy sami przyznają, że jak nie ma ścigania na torze, to nie ma frajdy dla nich, tym bardziej dla kibica.
BSI zlikwidowało Drużynowy Puchar Świata i prawdopodobnie dużo wody w rzece upłynie, zanim ta rywalizacja wróci do łask. Póki co, mamy na tyle dużo klasowych zawodników w kraju, że rotacja nie powinna stanowić większego problemu, a szansa dawana innym zawodnikom, mniej obciążonym startami na arenie międzynarodowej, ma swoje mocne uzasadnienie. Ktoś powie, że jazda z Orłem na piersi powinna być dumą i zaszczytem. I wcale temu nie przeczę, tylko że Janowski i Drabik przez cały sezon z dumą tego Orła wozili odpowiednio w Speedway Grand Prix, Speedway of Nations i Indywidualnych Mistrzostwach Świata Juniorów. W SoN polscy zawodnicy wywalczyli srebro – to duży sukces, a wylał się na nich hejt, że pojechali słabo i powinni mieć złoto. Janowski w SGP, pomimo kontuzji na początku sezonu, wywalczył utrzymanie w cyklu, a Drabik zdobył po raz drugi złoto w czempionacie juniorskim. W tej całej sytuacji to coraz mniej rozumiem kibiców i działaczy, którzy bez względu na okoliczności sytuacji, zawsze będą niezadowoleni i szukają dziury w całym. Zgodzę się, że wysłanie L-4, jest sposobem dalekim od pożądanego, ale być może nie mieli nic do powiedzenia w tej sprawie? Może postawiono w ich w sytuacji bez wyjścia? Tego się nie dowiemy, bo władza w naszym żużlu zdanie zawodników stawia sobie, jako ostatni argument do dyskusji i to żużlowcy są najczęściej poszkodowanymi. Do tego nie wolno im o tym głośno mówić. Ja mam tylko nadzieję, że nie wrócą do nas czasy, kiedy to w barwach narodowych nie będzie miał kto jeździć. Spory powstałe na linii zawodnik – PZM/GKSŻ nie powinny przykryć dobra dyscypliny. A przy sukcesach zawsze znajdzie się „ktoś” komu atmosfera i medale nie będą pasować i zrobi wszystko, żeby to zepsuć. Oby wszyscy w porę się się zorientowali, że droga którą obierają, jest zła.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!