Do dnia dzisiejszego siedzi mi głowie sytuacja z pierwszym turniejem SGP na „Narodowym”. Po kilku latach dochodzę do wniosku, że ów niewypał organizacyjny w dzisiejszych czasach nabiera swojego kolorytu oraz znaczenia, a wydarzenia na polskich stadionach żużlowych potwierdzają, że ten nasz żużel to tylko nadmuchany do granic możliwości balonik, który lada chwila pęknie.
W sumie to ja się trochę dziwię, nam kibicom, obserwatorom, że wciąż dajemy sobie mydlić oczy pięknym gadaniem zza szklanego ekranu, czy też propagandzie sukcesu, płynącej z ukierunkowanych tekstów mniej czy bardziej znanych „mistrzów pióra”. Mało kto zauważa, że problem zaczyna przybierać rozmiar ogólnopolski i tyczy się coraz to większej liczby ośrodków żużlowych. Czy Ole Olsen przygotowując tak tragiczny tor na premierowe wydarzenie w Polsce chciał osiągnąć coś więcej niż zarobek za wykonaną pracę? Patrząc z perspektywy czasu, nie musiał, bo ten nasz polski speedway sam się ośmiesza… Długo szukać nie trzeba – we „Wrocku” startowali na światło, bo prąd w pulpicie sędziowskim „zniknął”, w grodzie Kraka na flagę, a w Pile, jeden z najstarszych polskich turniejów został odwołany, bo bandy i tor – a dokładnie jego krawężnik – stwarzały zagrożenie dla zawodników. Inną sprawą jest to, że ktoś temu torowi dał licencję przed sezonem, a i sędziowie poprzedzających imprez problemu nie widzieli. Na deser zepsuta maszyna startowa w „Rzeszy” podczas meczu Reprezentacji Polski i starty na światło! Rozumiecie? Do miasta, gdzie żużel potrzebuje wsparcia i pozytywnej energii, przyjeżdża największa nasza duma, Biało-Czerwona „Husaria”, a później odgrywa się komedia… Tak jakby mało jej tam było w sezonie 2018. A to wszystko idzie w świat!
Tu trzeba sobie zadać pytanie, czy obniżanie kosztów i szukanie oszczędności na wszystkim, jest dla żużla opłacalne? Czy wyprodukowanie słupka startowego z prowadnicami i zamkiem magnetycznym jest aż tak drogie, że kluby mają na stanie tylko jeden komplet? Przecież to żaden problem tak skonstruować zamocowanie w podłożu, by przy grubszej awarii po prostu go wyciągnąć i włożyć drugi, rezerwowy. Niczym wymiana „dmuchawca” przymocowanego do bandy. Niby takie proste, a jednak trudne.
Twierdzi się, że żużel w Polsce jest profesjonalny, ale jeżeli przestanie się słuchać oklepanych epitetów, zachwalających ten sport, a zacznie obserwować to, co się dzieje na naszych stadionach, głoszony wszem i wobec profesjonalizm nabiera symptomów kiczowatości i niechlujnych rozwiązań, niczym w czeskiej bajce „Sąsiedzi”. Nieprawdaż?
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!