Kacper Gomólski – zawodnik młody, z karierą stojącą przed nim otworem, trochę zagubiony po nieudanym sezonie w Zielonej Górze, ale na pewno z dużym potencjałem i ogromnym duchem walki na torze. Darzę go wielką sympatią, również za jego postawę poza torem.
Długo biłem się z myślami, czy w ogóle jest sens pisania tego tekstu, ale napięta atmosfera wokół zawodnika już opadła i na pewno mu nie zaszkodzę. W "internetach" nie dało się nie zauważyć fali hejtu, jaki wylewano na zawodnika, po ogłoszeniu akcji zbiórkowej na jego rzecz. Dla mnie, negatywne nastawienie części kibiców jest totalnie niezrozumiałe, grubo przesadzone i bardzo „GinGera” krzywdzące. Niestety, na komentarze internautów nie ma się większego wpływu, ale dawać podwaliny do tego, by one powstawały, to już można byłoby sobie darować, prawda? Pytanie, retoryczne… Ale do rzeczy.
Gomólski, będąc żużlowcem zawodowym, mającym swoją firmę, ma prawo zbierać fundusze na działalność w taki sposób, jaki chce, zwłaszcza kiedy jest on legalny. Czym zbiórka pieniędzy, poprzez popularny portal przeznaczony do tego, różni się od sprzedaży gadżetów w sklepikach internetowych zawodników? Czym odróżnia się w/w akcja od jeżdżenia do sponsorów, w celu pozyskania środków na swoją działalność? Niczym… W każdym przypadku działa to na zasadzie handlu wymiennego. Tu Kacper, za datki, rozdaje swoje gadżety. W każdym przypadku wpłaty są dobrowolne i nikt nikogo do nich nie zmusza. Zastanawia mnie tylko jeden fakt – dlaczego tym hejterom nie przeszkadza sytuacja, w której to zawodnicy są opłacani z kieszeni podatników i wbrew ich woli? Nikt nie widzi problemu w tym, że zawodowiec dostaje setki tysięcy złotych, które mogłyby być przeznaczone na place zabaw dla dzieci czy zbudowanie podjazdów dla niepełnosprawnych. Hejt najpewniej powstał w wyniku prostoty zabiegu, kreatywności zawodnika czy jego menadżera. Sposób łatwy, ograniczający koszty i w pewien sposób skuteczny, w dodatku z pełnym wglądem każdego, kto tylko chciał.
Ogólnie tendencja w naszym kraju jest bardzo niepokojąca, na co zwracały już uwagę takie persony jak Jurek Owsiak z WOŚP, Marcin Wójcik z kabaretu Ani Mru Mru czy z naszego „ogródka” – Tomasz Dryła. I wydaje się, że to do nikogo nie dociera. Zastanawiające, co musi się stać, żeby przemówiło to niektórym do rozsądku… Mało już było tragedii, związanych z presją na wynik, ciągłym „parciem” klubów na medale? Trzeba kolejnej, związanej z hejtem? Patrząc na znieczulicę i społeczne przyzwolenie na takie zachowanie, dochodzę do wniosku, że chyba najprostszym sposobem byłoby zamknięcie niektórych osób w pokoju bez popularnego „neta”. A szkoda, bo iść z duchem czasu, wcale nie oznacza być „płytkim” we wrażliwości i poczuciu dobrego gustu.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!