Mechanicy w żużlu to jedna z najbardziej niedocenianych ról w tej dyscyplinie. Zawodnicy za swoje sukcesy noszeni są na rękach i zdobią okładki gazet. Trenerzy wynagradzani są oklaskami ze strony publiczności. Nawet dziennikarze i komentatorzy są w oczach kibiców jako osoby popularne i lubiane. Jednak o mechanikach nie mówi się wiele, żeby nie powiedzieć wcale. Ich praca jest wymagająca i równie stresująca co zawodnika. Jak wygląda praca z żużlowcami od warsztatu? O tym i więcej w rozmowie z młodym mechanikiem żużlowym.
Mało kto na głos opowiada o trudach i wyzwaniach w pracy mechanika żużlowego. Najlepszym sposobem na to, żeby zrozumieć, jak wygląda praca w takim środowisku i jakie niesie ona ze sobą trudności, jest po prostu zapytać u źródła. Filip Gierula, mechanik wychowanka Wybrzeża Gdańsk – Eryka Kamińskiego, opowie o trudach, wymaganiach oraz realiach pracy mechanika żużlowego.
Kacper Sadurski (speedwaynews.pl): W jaki sposób w ogóle można dostać pracę w takim zawodzie?
Filip Gierula: – Zdecydowana większość osób w tym fachu to byli zawodnicy, którzy nie kontynuowali kariery sportowej na pewnym etapie, ale zostali przy żużlu. Jednak są to również osoby spoza środowiska. Dajmy na to, znajomy żużlowca, który pomaga mu na początku kariery, wkręca się w to otoczenie. Zdarzają się przypadki, gdzie ojciec wspiera rozwój kariery syna, już od etapu szkółki. Z czasem po prostu zostaje jego mechanikiem, by jeszcze bardziej wspierać syna w rozwoju. Często jest to również choćby rodzeństwo. Na przykład Karolina Jasińska, która wspiera brata Wiktora czy Paweł Zmarzlik. Takich historii jest wiele.
– Osobiście u mnie wyszło to z przypadku. Zamieniłem parę zdań z mechanikiem jednego zawodnika i jakoś tak się wkręciłem w jego team. Zaczynałem od czyszczenia motocykli. Sprawdzali, czy ogarniam budowę motocykla. Później miałem pierwszy sezon, gdzie jeździłem z zawodnikiem na zawody młodzieżowe. Następnie już nawiązałem współpracę z zawodnikiem na stałe. Trzeba się po prostu nie bać. Należy pytać po ludziach, można przyjść na trening szkółki. Trzeba wykazać inicjatywę. Jest to taki zawód gdzie potrzeba rąk do pracy. Każda para rąk się przyda.
Ścieżka kariery
To w sumie jest taki zawód, który nie ma kierunku w szkole czy jakichś kursów. Skąd czerpiecie wiedzę i doświadczenie w tym zawodzie?
– Orientuje się, że bodajże w Lublinie ma ruszyć kierunek w szkole mechanik żużlowy. Natomiast najważniejsze jest to, żeby się zakręcić wokół odpowiednich ludzi. Kluby raczej nie dają żadnych ogłoszeń typu: poszukujemy mechanika. Rzadko się zdarza, że dorosły bez doświadczenia przyjdzie i okaże się, że ogarnia temat. Większość zaczyna od młodego wieku.
Mówiłeś, że większość zaczyna w młodym wieku. Jak wiemy, taka praca jest bardzo wymagająca pod względem logistycznym. Jeździcie po całej Polsce, często również za granice. Nie koliduje ci to z obowiązkami na co dzień?
– Klub jest w stanie pomóc zawodnikowi. Może skontaktować się ze szkołą. Często to rozumieją, że uczeń jest sportowcem. Natomiast no my tak nie mamy. Nasza praca jest na równi z każdą inną pracą np. praca w piekarni. Szkoła nie przymknie na to oka, bo praca nie jest powodem do usprawiedliwiania nieobecności w szkole. Nie jest to super komfortowa sytuacja, ale trzeba sobie jakoś radzić.
Czy tak intensywne podróżowanie nie jest dla ciebie męczące?
– Ja po sobie nie odczuwam, żeby to było trudne. Zwiedzam sobie nowe tory. Zyskuje bardzo fajne doświadczenie. Każdy tor jest inny. Natomiast słyszałem, że to głównie w młodym wieku jest fajne. Kiedy dopiero poznajesz ten świat. Z wiekiem może się to zmienić, ale to zależy od osoby.
Eryk Kamiński || Fot. Tomasz Roschacki
Człowiek kontra motocykl
Wiele dyskutuje się ile w żużlu oraz innych sportach motorowych procent sukcesu to sprzęt a ile to sam zawodnik. Twoim zdaniem jak duże znaczenie ma cały sprzęt a jak duże zawodnik?
– Bardzo ciężko mi to ocenić. Dużo zależy od doświadczenia zawodnika. Natomiast jeśli chodzi o cały motocykl, to myślę, że sprzęt w danym biegu to około 65% sukcesu. W żużlu nie zawsze wygrywa szybszy. Jeśli zawodnik nie będzie spasowany, to nie ważne jak będzie się starał, nic nie wskóra.
Jeśli chodzi o przygotowanie sprzętu, czy jesteś w 100% odpowiedzialny za motocykl, czy zawodnik ci jakoś pomaga?
– Wygląda to w ten sposób, że już w drodze na zawody w głowie mamy wstępny plan. Zależy czy jest to tor długi, krótki, jest twardy, przyczepny? Czy jest ciepło, zimno? Wszystkie te czynniki są istotne. Przed zawodami na obchodzie toru naradzamy się z całą drużyną, mniej więcej jakie ustawienia wybrać. Zawodnik w trakcie zawodów mówi, co odczuwa. Ja dziele się tym, co widziałem. Wspólnie dochodzimy do konsensusu i idziemy w tym kierunku. Często pomaga mi np. zmienić dyszę, kiedy ja jestem zajęty czymś innym. Może wydawać się to trywialne, ale taka pomoc bardzo ułatwia nam pracę, ze względu na bardzo cenny czas. Choć wiadomo, nie chcę go obarczać moimi obowiązkami, bo on ma się skupić na wyścigu a ja na wykonaniu swojej roboty.
Brudna strona fachu
Jakie są twoim zdaniem największe wady w tym zawodzie?
– To wszystko zależy od tego ile startów w sezonie ma zawodnik. Jest to praca bardzo intensywna. Nie opiera się tylko na meczach. Jeśli np. trening jest w piątek a mecz w niedzielę. Wtedy w piątek jest trening, w sobotę myje się motocykle i przygotowuje na mecz. W niedzielę jedziemy mecz. W poniedziałek robi się to samo. Potem, jeśli zawodnik jeździ w Szwecji, to tego samego dnia pakuje się busa. Jedzie się na prom. Płynie do Szwecji. Po wtorkowym meczu się wraca, myje motocykle. Potem za chwilę znowu mamy piątek i kółko się zamyka. Jest sporo ślęczenia nad częściami. Mamy bardzo dużo obowiązków, których kibice oglądający same mecze nie widzą. Sam mecz jest tylko kroplą w morzu w naszej pracy. Jednak fajne wyniki rekompensują ilość przepracowanych godzin.
Rutyna meczowa
Jak wygląda dzień waszej pracy w dniu meczowym?
– Przeważnie staramy się być tak minimum 2 godziny przed zawodami. Rozpakowujemy motocykle, ustawiamy wszystko w boskie, obchód toru, próba toru. Same zawody mijają nam bardzo szybko, to jest dla nas moment. Tempo jest bardzo wysokie i czas leci błyskawicznie. Ja skupiam się tylko na biegach mojego zawodnika. Jeśli dajmy na to, jedzie pięć biegów, to oglądam tylko te pięć biegów. Po prostu nie mam czasu. W trakcie meczu skupiam się na nim i jego sprzęcie. Następnie powrót na warsztat. Mycie motocykli i przygotowanie do następnej sesji. Nie raz myjemy motocykle do późnych godzin wieczornych.
Jak to wygląda z obciążeniem psychicznym? Wiadomo, że zawodnicy stresują się każdym biegiem. Wy chyba również jesteście w ciągłym stresie w trakcie zawodów?
– Presja i stres towarzyszą mi podczas każdego meczu. Natomiast to dobrze. To znak, że zależy mi na tym i przejmuje się tym, jak nam pójdzie. Najtrudniejsze jest to, że człowiek się stara. Godziny na treningach, mnóstwo pracy przy sprzęcie, a i tak czasami nie wyjdzie. Wtedy pojawia się frustracja. Zaczynamy się zastanawiać, co zawiodło. Zawodnik szuka winy w swojej jeździe. My szukamy błędów w ustawieniach motocykla. Trudność w dopasowaniu motocykla polega na zgraniu odpowiednich ustawień. Nie ma może tych kombinacji wiele, ale bardzo ciężko je zgrać tak, żeby dawały, jak najlepszy efekt.
Kto zawinił
Po biegu kibice często zastanawiają się, ile winy w słabym występie zawodnika wynika z jego jazdy, a ile zależy od jego sprzętu. Jak odczuwacie to z zawodnikiem? Czy od razu po słabym biegu wiecie, co poszło nie tak? Czy musicie na bieżąco, szukać co zawiodło?
– Czasami jest tak, że zawodnik już zjeżdżając do parku maszyn, wie co, jest nie tak. Od razu mówi wtedy, co należy zmienić. Wtedy natychmiast działamy. Jednak czasami wydaje nam się, że trafiliśmy z ustawieniami, a okazuje się, że kompletnie nic to nie dało. Wtedy ważna jest narada z drużyną. Pytamy starszych i bardziej doświadczonych o radę.
Co jest dla ciebie najfajniejsze w tym wszystkim? Co cię motywuję, by mimo wszystko dalej się w tym realizować?
– Na pewno pasja do żużla. Również pasja w motoryzacji. Odpowiada mi bardzo podróżowanie z przyjacielem. Mam bardzo dobre relacje z moim zawodnikiem. Spędzam z nim bardzo dużo czasu i jest to fajne, kiedy możesz spędzić z przyjacielem tyle czasu, podróżując po świecie. Atmosfera w teamie jest bardzo dobra. W tym zawodzie musi być pasja, bo bez niej długo w tym fachu nie wytrzymasz. Trzeba to po prostu kochać.
Eryk Kamiński
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!