Gorzowianie mają w swoich szeregach coraz dynamiczniej rozwijającego się zawodnika. Wiktor Jasiński bryluje w Drużynowych Mistrzostwach Polski Juniorów, a w ostatnich dwóch meczach ligowych, pokazał ile znaczy dla Moje Bermudy Stali. Zapraszamy na interesującą rozmowę z pracowitym i utalentowanym młodzieżowcem.
Ważne punkty w meczu we Wrocławiu, siedem "oczek" w starciu z Eltrox Włokniarzem, trzecie miejsce w finale Srebrnego Kasku i komplety w Drużynowych Mistrzostwach Polskich Juniorów. Tak można podsumować ostatni dni w wykonaniu Wiktora Jasińskiego. Junior Stali coraz lepiej prezentuje się zarówno na tle rówieśników, jak i zdecydowanie bardziej doświadczonych rywali. W rozmowie z naszym portalem opowiedział m.in. o swojej recepcie na tak dobre wyniki, przykrej sytuacji życiowej, ambicjach do reprezentowania Polski i o tym, jaką rolę w jego dzisiejszej karierze odegrał motocross. Zapraszamy do lektury!
Damian Kuczyński (speedwaynews.pl): – Zacznijmy od meczu z Włókniarzem Częstochowa. Tor na „Jancarzu” był inny niż zwykle, co widać było po niepewnej jeździe zawodników z Gorzowa. Jednak ty pokazałeś się z bardzo dobrej strony i wydawało się, że ciebie ten tor wcale nie zaskoczył.
Wiktor Jasiński (Moje Bermudy Stal Gorzów): – Tor zdecydowanie był inny, aniżeli na treningu, czy meczu z Motorem Lublin. Ja jednak zaryzykowałem i wystartowałem z takimi samymi ustawieniami motocykla, jak właśnie podczas treningu. Nawierzchnia była, tak jak wspomniałem inna, ale na szczęście to wszystko zagrało. Chłopaki z drużyny, z tego co wiem, poszli troszkę z zębatkami do góry, co nie zdało egzaminu. Ekipie zabrakło tej dobrej dyspozycji dnia i spasowania. Ja osobiście natomiast nie odczułem jakiejś większej różnicy, co myślę że było widać w mojej jeździe. Ogólnie mogę powiedzieć, że tor mi pasował.
– W niedzielnych zawodach wywalczyłeś na torze dwie „trójki”, a w jednym z biegów za twoimi plecami do mety dojechali Leon Madsen, Kacper Woryna i Bartosz Zmarzlik. To chyba bardzo motywujące, pokonać takich żużlowców.
– Wiadomo, że tak. To są klasowi zawodnicy, więc zwycięstwo w biegu z takimi nazwiskami jest bardzo motywujące. Jednak podjeżdżając pod taśmę, tak de facto nie wiedziałem nawet, z kim jadę. Wystawiono mnie do tego biegu z rezerwy, za Rafała Karczmarza. Wyjechałem szybko, żeby zdążyć. Wiedziałem jedynie, że ze mną jedzie Bartek Zmarzlik. Chciałem pojechać swoje, bez stresu i bawić się jazdą. Odpierałem ataki częstochowian i udało mi się dowieźć tę „trójeczkę” do końca.
– Ostatnie dwa mecze pokazały, że jesteś bardzo mocnym punktem Stali Gorzów. Odczuwasz jakąś presję związaną ze swoim wynikiem?
– Żadnej presji nie odczuwam. Nadal chcę bawić się jazdą, jak już wspomniałem i w dalszym ciągu się rozwijać. Na żużlu dopiero jeżdżę od dwóch lat, więc staram się zbierać to doświadczenie z biegu na bieg. Jestem teraz w takim cyklu „maratonowym”, że tak to nazwę. Od trzech tygodni prawie cały czas mam jakieś starty. To wszystko wpływa dobrze, że na moją dyspozycję i rozwój. Robię swoje i staram się być jak najlepszym.
Wiktor Jasiński (kask czerwony) bardzo dobrze czuł się na torze, na którym pogubiona była reszta gorzowskiej drużyny
– Pierwszy raz w tym sezonie wywalczyłeś komplet punktów w zawodach DMPJ w Gorzowie. Później poszło już „z górki” i niedługo potem zdobyłeś kolejny…
– Miałem w międzyczasie swoje problemy życiowe. Zmarł mi dziadek, który był moim wiernym kibicem, mentorem i mechanikiem. Pierwszy mój komplet dedykowałem właśnie jemu, bo to było zaledwie dwa dni po stracie dziadka. Od tych zawodów czułem się dobrze na motocyklu, miałem taki „luz” w jeździe. Chciałem tym samym uczcić jego pamięć. Duże grono zawodników z motocrossu i żużla z Gorzowa bardzo dobrze znało mojego dziadka. Był m.in. mechanikiem mini żużlowców, pracował też z tatą Bartka Zmarzlika. Później zacząłem nabierać wiatru w żagle, coraz lepiej punktować i mam nadzieję, że to potrwa jeszcze długo, do końca sezonu. A co później, zobaczymy.
– A powiedz mi, jak pogodziłeś tyle startów na żużlu z maturą? Niedawno przystąpiłeś do egzaminu dojrzałości…
– Wszystko poszło w miarę dobrze. Starałem się rozłożyć te możliwości, można powiedzieć pół na pół. Wiadomo, tych jazd było dużo – zgrupowania, treningi. Ale mam nadzieję, że ta matura poszła mi dobrze, uczyłem się sporo do niej, więc liczę na pozytywne wyniki. Każdy wie, jak to jest łączyć sport z nauką, ale po tym co napisałem na egzaminie, myślę że wszystko będzie dobrze.
– W ubiegłym tygodniu odniosłeś spory sukces, bo zająłeś trzecie miejsce w finale Srebrnego Kasku. Czy liczysz po cichu, że dostaniesz szansę na reprezentowanie Polski w międzynarodowych imprezach, np. finale DMŚJ?
– Mam nadzieję, że dostanę taką szansę. Staram się cały czas robić wszystko jak najlepiej, żeby trener kadry – Rafał Dobrucki zauważył, że zależy mi na dobrych wynikach. Prowadzę życie takie typowo sportowe, poświęcam się temu co robię. Ten wynik w Srebrnym Kasku, to efekt ciężkiej pracy, treningów i wielu wyrzeczeń. Czy dostanę szansę na reprezentowanie Polski, to zobaczymy, bo zależy to od trenera. Ale jestem dobrej myśli. Ja robię wszystko, co w mojej mocy, żeby pokazać się z jak najlepszej strony.
– To dla ciebie ostatni sezon w roli młodzieżowca. Czy jesteś gotowy na ten przełomowy moment w życiu każdego żużlowca?
– Już teraz powoli buduję swoją bazę sprzętową. Zacząłem remontować mój warsztacik. Bliżej końca sezonu będę bardziej skupiał się na sprawach czysto związanych z motocyklami, a teraz staram się przygotować wszystko pod kątem warsztatowym. Chciałbym już ze swojej kieszeni kupić dla siebie silniki, bo jak na razie jeżdżę na sprzęcie klubowym. Staram się, aby uniezależnić się trochę od klubu. Tak więc powoli przygotowuję się do wejścia w życie młodego seniora.
– Niedawno mignęło mi na Instagramie fajne zdjęcie (dostępne poniżej). Z jednej strony młodziutki Wiktor Jasiński z pucharem za zawody w motocrossie sprzed dziesięciu lat, a z drugiej dzisiejszy zawodnik Stali z trofeum po sukcesie w Srebrnym Kasku. Jak wspominasz tamten okres i co dziś jest dla ciebie ważne z przygody, jaką odbyłeś na motocrossie?
– To były jedne z moich pierwszych zawodów w życiu, bo to był 2011 rok. Mój taki pierwszy sezon w motocrossie. Dokładnie mówiąc było to Grand Prix Niepodległości w Sochaczewie, pod Warszawą. Jechał wówczas tam również pan Tomasz Gollob. Ja oczywiście startowałem w innej klasie, tych młodych zawodników. Skończyłem w tym samym roku puchar Polski na trzecim miejscu. Te zawody miło wspominam, bo takim sukcesem zwieńczyłem swój pierwszy rok startów. Jak zaczynałem jeździć na żużlu, to przekładałem do tego bardzo dużo rzeczy z motocrossu. Jednak nie wszystko to było dobre i parę kwestii musiałem sobie „wyrzucić z głowy”. Sport sportowi nie równy. Wiadomo, że wszystko działa podobnie, jednak technika jest zupełnie inna. Takie aspekty, jak mentalność, przygotowanie motocykla, starty – to zostawiłem sobie z motocrossu i stosuję również na żużlu. Powoli zaczyna to fajnie procentować.
Źródło: inf. własna
–> ZOBACZ RÓWNIEŻ: Nowy projekt speedwaynews.pl – Tygodniowy Przegląd Wydarzeń – zbiór najważniejszych informacji w jednym miejscu <–
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!