2008 to ostatni rok, w którym Toruń celebrował zdobycie złota DMP. Czy impas może być przerwany już w nadchodzącym sezonie?
KS Apator Toruń jest czterokrotnym drużynowym mistrzem Polski. Swoje triumfy święcił w latach 1986, 1990, 2001 oraz 2008. W Toruniu jednak stęsknili się już za smakiem złotego medalu. W 2025 roku minie siedemnaście lat od ostatniej wiktorii „Aniołów”. Czy w najbliższych latach uda im się tego dokonać? Skupmy się na kluczowych momentach dla tego klubu w minionych dziesięciu sezonach oraz prześledźmy ruchy na rynku przed tym najbliższym.
Obiecujący początek
Pierwsze dwa lata po przejęciu klubu przez Przemysława Termińskiego wyglądały obiecująco. W 2015 roku zespół zakończył rozgrywki na 4. miejscu, a głównym tego powodem była zniżka formy Jasona Doyla i Grigorija Łaguty. Z pewnością nie pomogła też problematyczna sytuacje z Darcy Wardem, który w obawie wejścia do składu kosztem Chrisa Holdera podpisał umowę z zielonogórskim Falubazem.
W 2016 roku wynik był jeszcze lepszy. Torunianie wywalczyli bowiem wicemistrzostwo kraju. Ten medal ma jednak pewną zakulisową rysę. Mianowicie mowa o relacjach Termińskiego z zawodnikami, a głównie z Martinem Vaculikiem. Ta sytuacja w następnych latach odbiła się ostatecznie czkawką dla „Aniołów”. Mimo tego nikt nie mógł spodziewać się, że za rogiem czai się katastrofa.
Spadek i błyskawiczny powrót
Problemy zaczęły się już rok później. W kampanii 2017 torunianie zajęli 7. miejsce, głównie z powodu zawieszenia Grigorija Łaguty i odebrania punktów zdobytych przez ROW Rybnik. Nawiązując do 2016 roku i zgrzytów na linii Termiński-Vaculik, ten drugi był bohaterem gorzowskiej Stali podczas meczu w Toruniu. Stal wygrała 46:44. Był to pierwszy sezon w gronie seniorów dla Pawła Przedpełskiego, który pokazał jak ciężkie może być przejście z pozycji juniorskiej na tę seniorską. Ostatecznie okazał się też bohaterem. Odbudowany przez Jacka Frątczaka, w dodatku po złamaniu nogi heroicznie zdobywał ważne punkty w trudnym dla ówczesnego Get Well meczu z Grudziądzem. Tamten sezon zakończył się wygranymi barażami, lecz wygrana nie przyszła tak łatwo. Po domowym meczu, gdy Wybrzeże wywiozło z MotoAreny 43 punkty kibice w Toruniu drżeli o przyszłość. Mecz w Gdańsku jednak okazał się znacznie łatwiejszy niż ten na domowym torze.
W 2018 roku awans do fazy playoff był o krok. Wtedy jednak żużlowi bogowie zdawali się mówić „my mamy na was inny plan”, gdy w meczu Włókniarz konta GKM Leon Madsen mijając Antonio Lindbäcka wyrwał awans wprost z anielskich skrzydeł.
Sezon później dopełniło się najgorsze. Pierwszy po 44 latach spadek z najwyższej klasy rozgrywkowej. Skład, który został zbudowany w Toruniu nie mógł napawać optymizmem. Kontrakty przedłużone ze starszymi już zawodnikami jak Holta czy Iversen, którzy we wcześniejszym sezonie zakończyli jazdę na poważnych kontuzjach. Ciągłe przedłużanie toruńskiej agonii Chrisa Holdera notującego po 2016 roku stały regres. O pozyskaniu Norberta Kościucha nie wspominając. W dodatku Motor Lublin, który przed tamtym sezonem był uważany przez ekspertów jako faworyt do spadku wyrwał Rybnikowi Grigorija Łagutę. Rosjanin wracał wówczas po zawieszeniu za wpadkę dopingową z 2017 roku. To wszystko pozwoliło toruńskiej drużynie na wywalczenie jedynie 5 punktów w ligowej tabeli. Co ciekawe wszystkie z nich „Anioły” zdobyły z zespołami lubuskimi. Oficjalny spadek przypieczętowała kompromitującą porażka 24:66 w Lesznie.
Rok 2020 dla Torunia był zatem sprawdzianem. Na zapleczu PGE Ekstraligi zawodnicy z aniołem na piersiach dominowali. Mimo tego nie wyzbyli się „genu Apatora”, który uwidaczniać się będzie również w następnych latach. Świadczy o tym przede wszystkim porażka w Ostrowie, gdy mecz życia w deszczu odjechał Jonas Jeppesen. Powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej został przypieczętowany bezapelacyjną wygraną z osłabioną brakiem Mateusza Cierniaka – Unią Tarnów.
Harmonijny progres
Od powrotu do PGE Ekstraligi w Toruniu da się zauważyć wyłącznie progres. Pierwszy rok po awansie zakończył się 6. miejscem, choć zbudowany skład nie dawał gwarancji utrzymania. Zawodnicy jednak weszli na wyżyny swoich możliwości i Apator po 14. kolejce mógł spać spokojnie.
2022 to pierwszy po sześciu latach przerwy awans po fazy playoff. W pierwszym meczu półfinałowym torunianie zdołali nawet postraszyć Motor Lublin, który ostatecznie wziął co swoje w rewanżu. Sezon dla „Aniołów” zakończył się 4. miejscem.
Kolejny sezon dla torunian był szczególny. Pierwszy raz od 2008 roku nie było w składzie Apatora żadnego z braci Holderów. Jack zamienił Toruń na Lublin, a Chris już rok wcześniej zmienił klubowe barwy. Po zawieszeniu przez sytuację zbrojną w Ukrainie do jazdy wrócił Emil Sajfutdinow, który w 2023 roku wskoczył na kosmiczny poziom. Dołączając do tego robiącego z sezonu na sezon progres – Roberta Lamberta, czy Patryka Dudka był to skład jakościowy. Nieoczywistym bohaterem okazał się być jednak Wiktor Lampart. Rzeszowianin w dwumeczu o brąz był kluczowym zawodnikiem. Apator pokonał Włókniarz i mógł świętować pierwszy od 2016 roku medal.
Minione rozgrywki to jedyny po powrocie do elity sezon, w którym torunianie w tabeli nie poczynili progresu. W sezonie zasadniczym kibice „Aniołów” przeżyli istny rollercoaster. Od kompromitującej porażki w Lesznie po chociażby zaskakującą wygraną z Orlen Oil Motorem Lublin. W fazie play-off ponownie udało im się wprowadzić nerwowość w szeregi lubelskiego Motoru. Koniec końców toruński zespół ponownie wywalczył brązowe krążki deklasując w dwumeczu o trzecie miejsce gorzowską Stal.
Rozsądne budowanie składu
Od powrotu Apatora do najwyższej klasy rozgrywek, aż wybiegając w przyszłość do nadchodzącego sezonu można zauważyć jak toruńskie władze rozsądnie wydają pieniądze na zawodników. Co istotne zmieniło się również podejście właściciela klubu do swoich pracowników względem początków rodziny Termińskich w toruńskim klubie.
W 2021 roku udało się sprowadzić Roberta Lamberta, który w Toruniu rozwinął się do tego stopnia, że w 2024 został indywidualnym wicemistrzem świata na żużlu. Do Grodu Kopernika po latach wrócił Emil Sajfutdinow, który na MotoArenie przeżywa drugą młodość.
W 2022 roku zakończyła się również telenowela pod tytułem „widziałem bus Dudka pod MotoAreną”. „Duzers” w Toruniu przeżywał sinusoidę jednak druga część minionych rozgrywek pokazała, że zawodnik nie zapomniał jak się skutecznie jeździ. Zaznaczmy, że Lambert, Sajfutdinow i Dudek zostają w Toruniu minimum do końca 2026 roku.
W 2023 roku medal toruńskiej ekipie dał Wiktor Lampart, którego teraz włodarze zamienili na Czecha – Jana Kvêcha. Temat transferu „Honzy” do Apatora był głośny już po sezonie 2022, jednak wtedy znakomitym występem w rundzie SGP 2 klub z Torunia przekonał do siebie Lampart.
Wreszcie do ekipy „Aniołów” przychodzi mający dużo do udowodnienia po trudnych sezonach w Częstochowie – Mikkel Michelsen. Jeśli wszystko zagra jak liczą torunianie to taka ekipa ma spore szanse by powalczyć o Drużynowe Mistrzostwo Polski.
Juniorzy kluczem do sukcesu
Dobrze punktujący juniorzy wygrywają klubom trofea. To z pewnością jedna z bardziej znanych prawd sportu żużlowego w Polsce. Ostatni awans do finału rozgrywek torunianie uzyskali, gdy juniorem był jeszcze Paweł Przedpełski. W 2016 roku wychowanek Unibaxu wykręcił średnią wynoszącą 1,872 pkt./bieg.
Ostatnim juniorem, który potrafił regularnie dobrze punktować w barwach „Aniołów” był w 2018 roku – Daniel Kaczmarek. Popularny „Daniels” jest też ostatnim juniorem żółto-niebiesko-białych, któremu udało się w meczu wykręcić dwucyfrowy wynik – 11 punktów w Tarnowie.
W minionych rozgrywkach Krzysztof Lewandowski i Antoni Kawczyński potrafili pokazać jaki drzemie w nich potencjał. Lewandowski przede wszystkim w rywalizacji wieńczącej sezon ze Stalą, gdzie potrafił wyprzedzić nawet Vaculika. W dodatku pochodzący z Bydgoszczy wychowanek Apatora zdołał wyśrubować najlepszą średnią swojej kariery (1,059 pkt./bieg).
Kawczyński natomiast w spotkaniu przeciwko Krono-Plast Włókniarzowi zdobywając 8 punktów w 5 startach. Będąc niejako jednym z bohaterów meczu zakończonego wynikiem 49:41.
Jeśli zgodnie z przewidywaniami juniorzy w 2025 roku zrobią progres to Apator może bardzo poważnie myśleć o zaatakowaniu ligowego tronu. Nadchodzący sezon będzie pierwszym od 2016 roku, gdzie owa szansa na wyrwanie złotego medalu może stać się bardzo realna.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!