Choć rewanżowy mecz barażowy w Ostrowie wydawał się być formalnością, serce pilskich kibiców, w tym moje, po prostu krwawiło. Nie da się bowiem oglądać takich spotkań z choćby odrobiną najzwyklejszego luzu. W końcu każdy z nas chciałby dla domowego klubu jak najlepiej. Ale czasem po prostu nie da się powiedzieć ani jednego dobrego słowa.
Kiedy w 2009 roku pilska Polonia wracała na żużlową mapę Polski, wszyscy liczyliśmy, że prędzej czy później uda nam się wrócić do sukcesów z przełomu tysiącleci. W końcu nie ma chyba pilanina, który nie wiedziałby, co działo się w 1999 roku. Ba, jakiś czas temu chciano nawet nazwać jedno z rond w mieście imieniem Hansa Nielsena. Speedway w Pile jest ważny, nawet bardzo. Szkoda, że teraz wszyscy mamy go już dość.
Już w 2011 roku myśleliśmy, że łapiemy Boga za nogi. Bracia Pawliccy, Jason Doyle i reszta „kamandy” Piotra Szymko szli po awans pewnie i z przytupem. Kiedy udało się wygrać drugoligowe rozgrywki, na przeszkodzie stanęły, a jakże problemy finansowe. Wtedy dostaliśmy pierwszy, wymowny policzek. Pierwszy, lecz nie najbardziej bolesny.
Kiedy wydawało się, że duet Tomków prowadzący klub od 2013 roku zdołał odpowiednio ułożyć wszystkie sprawy, przyszedł jeden z najlepszych sezonów w ostatnich latach – ten z numerem 2015. Rasmus Jensen, Piotr Świst i Jesper Monberg robili wszystko, by po kapitalnej walce doprowadzić Polonię do I ligi. Nie udało się. Przegraliśmy finał, przegraliśmy baraż (choć pierwszy mecz ze Startem Gniezno warto wspominać). To był drugi, potężny policzek. W końcu wszystko było prawie idealnie, co zawiodło?
Wtedy, prawie z „odsieczą”, przyszło połączenie lig. Szansa, która nie zdarza się często. Razem z nią przyszedł Norbert Kościuch czy Wadim Tarasienko. W Nice 1. LŻ udało się pojechać trzy sezony. Niestety, ten trzeci znów okazał się zabójczy. Dla klubu, dla kibiców, dla miasta.
Przed sezonem nie sądziliśmy, że będzie aż tak źle. Jak się skończyło? Nawet nie chce się o tym myśleć. Porażka za porażką, zakończona totalnym blamażem w barażu przeciwko Ostrovii.
Zawiodło wszystko. Zaczynając od starego zarządu, który, jak wielu wierzy, skończy w więzieniu, przez zawodników (z których część jest jednak usprawiedliwiona), po znienawidzone, doprowadzające do białej gorączki, walki polityczne.
Zanim jednak wyleję najprostsze żale kibiców, mam pewne przesłanie do wciąż aktualnego prezydenta miasta. Panie Głowski, masz Pan co chciałeś. Piła miastem z gwarancją rozwoju. Sieci Biedronka.
Co do samego aspektu sportowego, nie chce się mieć żalu do dwójki Okoniewski-Jonasson oraz potwornie wymęczonego Tomasza Gapińskiego. Jest jednak jeden zawodnik, którego w klubie nikt nie chce widzieć. Tak po prostu. Zawsze narzekał, udając „ambitnego”. Co więcej, jednym z jego sponsorów był pewien Pan z nazwiskiem na „R”, który ładował pieniądze w niego, zamiast w zaczynającego karierę syna. Nie wiem, po co.
Cóż, nie da się ukryć, że w sezonie 2018, parafrazując słowa Jacka Laskowskiego, mieliśmy speedway w 4k. Koszty, komornicy, kompromitacja. Czwarte „k” proszę dodać według własnego uznania. Ja jedno najchętniej umieściłbym w tytule.
Co dalej z Polonią? Nie wiem. Nie chcę wiedzieć. Ponownie pachnie czasami PKŻ. W końcu także nasza cierpliwość się kończy. Czas na ligowy debiut Dariusza Karwackiego? Czemu nie.
W głębi jednak tli się nadzieja. Prosta, ślepa, bezpodstawnie romantyczna. Może Irek Ślebioda da sobie radę i wystartujemy w 2. Lidze Żużlowej, by ponownie powalczyć o powrót do złotych czasów? Pytanie tylko, czy będzie dla kogo. To już nie był bowiem policzek, a potężny sierpowy otrzymany od Anthony'ego Joshuy. Jeśli na stadionie pojawi się ledwie 150 osób, nie będę zaskoczony. W końcu kibicowanie Polonii stało się masochizmem.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!