W styczniu 2021 fan żużla czeka na trzy rzeczy: wyniki Plebiscytu na Sportowca Roku (przepraszam, że rozdrapuję tę ranę), nowy regulamin PGE Ekstraligi (puśćcie sobie śmiech z puszki czy coś) oraz wyrok w sprawie Maksyma Drabika. Dwa pierwsze okazały się srogą pomyłką, a trzeciego się nie doczekamy w tym miesiącu…
Wyrok jako taki pojawił się znienacka w poniedziałkowy wieczór… to znaczy, pojawiła się informacja, że jest. To znaczy, będzie. To znaczy, ustalono, że będzie. Drugiego lutego będzie. Pomyślcie tylko: jeszcze trochę poślizgu (w końcu nie wyczerpaliśmy puli wszystkich nieszczęść, jakie mogą przedłużyć sprawę) i dzieci spłodzone w dzień podania niefortunnej kroplówki skończą rok! Do licha, to nie brzmi optymistycznie. I mniejsza już o to, kto faktycznie przedłużał sprawę: POLADA twierdzi, że Sparta, Sparta twierdzi, że POLADA, a prawda, gdziekolwiek leży, to na pewno nie pośrodku. Efekt jest taki, że wszyscy mają dosyć tej sagi, a sam zainteresowany zapewne najbardziej.
Czas mija, a ja nieodmiennie mam kilka problemów z historią Maksyma Drabika i jego „dopingu”. Przypomnijmy: formalnie to naruszenie przepisów antydopingowych, ale nie doping sensu stricto. To tak dla tych, którzy uważają, że Drabik to niecny dopingowicz. Jednocześnie, i to informacja dla tych, którzy z kolei twierdzą, że przecież nic się nie stało, to tylko kroplówka, a nie twardy doping – „tylko kroplówka” też może być problematyczna. Czysto teoretycznie, który sportowiec bardziej zasługuje na potępienie: ten, który raz zażył zabronioną substancję i więcej nie popełni tego błędu – czy może ten, który regularnie stosował doping, a potem, kiedy zbliżała się kontrola, przy pomocy kroplówek wypłukiwał z organizmu jego ślady? Kroplówka sama w sobie nie jest dopingiem, ale może służyć do ukrycia faktu zażywania zakazanych środków.
To nie ten przypadek, jasne. Tylko że taryfa ulgowa dla Maksyma Drabika, co do którego raczej nie mamy wątpliwości, że dopingu nie zażywał, oznaczałaby stworzenie niebezpiecznego precedensu. I na ten precedens mógłby się w przyszłości powołać ktoś, dla kogo kroplówka nie była tylko pomyłką i efektem zwykłego gapiostwa. Tak samo jak tworzeniem precedensu byłoby odstąpienie od wymierzenia kary Patrykowi Dudkowi (którego „doping” był efektem różnic w przepisach między Polską i USA) czy Grigorijowi Łagucie (jednorazowe zażycie substancji, która efekty wydolnościowe daje dopiero przy regularnym stosowaniu).
Niestety, żeby odstraszyć dopingowiczów, czasem trzeba zrobić kozła ofiarnego z kogoś, czyją główną winą było nadmierne zaufanie. Czy Maksym Drabik powinien zostać ukarany? Moim zdaniem tak. A dokładniej: powinien był zostać ukarany. Cały miniony sezon, kiedy zawodnik Betardu Sparty formalnie nie był zawieszony, prawdopodobnie i tak jest dla niego do zapomnienia, a zniknięcie w końcowej fazie zmagań to tylko wierzchołek góry lodowej. Zamiast zawieszenia Drabik doświadczył bowiem stanu zawieszenia, a niepewność, jak wiadomo z psychologii, jest jednym z tych stanów, które ludzki organizm znosi najgorzej. I jakkolwiek uważam, że brak kary byłby niewychowawczy i niesprawiedliwy wobec tych, którzy swoją karę odsiedzieli, tak po ludzku jest mi Drabika żal. Mam nadzieję, że POLADA nie sprawi chłopakowi najwyższego wymiaru kary – może istnieją ku temu przesłanki, ale na pewno znajdą się też okoliczności łagodzące. Mam też nadzieję, że Drabik znajdzie spokój i wykorzysta przymusowy odpoczynek od żużla na powrót do formy psychicznej. To niegłupi chłopak, z talentem i ambitny. Potrzebujemy takich na naszym speedwayowym poletku. A przykład Dudka pokazuje, że istnieje sportowe życie po zawieszeniu – i to całkiem niezłe.
Dlaczego piszę tak, jakby wyrok skazujący na banicję był już faktem? Chyba dlatego, że nie mam złudzeń. Nie wiem, czy prawnicze zaplecze Drabika może się jeszcze odwoływać, ale czuję w kościach, że nie ma to sensu. Natomiast odstąpienie od kary zawieszenia albo zawieszenie w zawieszeniu byłoby ze strony POLADA zaprzeczeniem poglądu na sprawę lansowanego od dłuższego czasu. Tak czy inaczej, fani Maksyma, nie spodziewajcie się, proszę, cudów. Ale bądźcie po stronie tego gościa, bo on was potrzebuje.
Chociaż wyrok to sprawa POLADA, to, paradoksalnie, piłeczka jest teraz po stronie Betard Sparty. Niezależnie od tego, jak długie będzie zawieszenie Maksyma Drabika – a że ono będzie, trudno w to wątpić – mam nadzieję, że klub nie zostawi swojego chłopaka w potrzebie. Że zaopiekuje się nim również w tym trudnym czasie. To zadanie dla wrocławian na najbliższe miesiące (lata?): odpowiedzialne, a jakże, ale tak samo odpowiedzialny był i sam Drabik, kiedy dostarczał Spartanom niezliczonych punktów i niepoliczalnego wsparcia reszty drużyny.
Dla reszty środowiska też znajdzie się zadanie: gdy skończy się okres kary Drabika, zaakceptować jego – wierzę w to – powrót. Zamknąć drzwi pod tytułem „wpadka dopingowa”, „naruszenie przepisów” czy jakkolwiek chcielibyście to nazwać, i dać chłopakowi czystą kartę. Nie dlatego, że jest talentem, bo nie wolno stosować podwójnych standardów uzależnionych od umiejętności. Dlatego, że jest jednym z nas – z wielkiej żużlowej rodziny.
A na razie po prostu poczekajmy na werdykt i zakończmy wreszcie tę sagę, która przeciąga się bardziej niefortunnie niż ostatni sezon Gry o tron.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!