Dwa lata temu, w najczarniejszych dla Polonii Bydgoszcz czasach karierę w niektórych kręgach okołożużlowych robiła gra słów. Otóż po derbach dwóch Polonii zwykło się mówić: „Jedna Polonia Piła, a druga trzeźwieje”. Los bywa przewrotny i oto teraz, dwa lata później zaledwie, trzeźwiejemy zbiorowo, całe środowisko (z wyłączeniem części oficjeli) bezpośrednio z powodu tej Polonii, która Piła.
Że się w Pile źle dzieje, wszyscy wiedzą nie od dziś. Dawno już w niepamięć poszły te złoty czasy, kiedy ów wielkopolski klub święcił triumfy w polskim żużlu (Drużynowe Mistrzostwo Polski 1999, w tych samych okolicach czasowych wór innych medali indywidualnych i drużynowych). Na początku XXI wieku pilska Polonia spadła z Ekstraligi i od tamtej pory tuła się po niższych klasach rozgrywkowych. I można by powiedzieć, że większość środowiska przywykła, iż pilski żużel to dziś raczej zaplecze niż gwiazda w konstelacji Mistrzowie. Problem w tym, że to już nie wędrówka po ligach niższych, tylko równia pochyła, a Polonia gotowa wkrótce podzielić los imienniczki z Bytomia, którą po króciutkiej ligowej przygodzie pogrzebano pod koniec lat czterdziestych i od tamtej pory trwa w zapomnieniu.
Ktoś ewidentnie chce utopić pilski żużel. Jak inaczej wytłumaczyć sekwencję wydarzeń z ostatnich tygodni? Klub, który licencję na starty w lidze musiał wywalczyć w pocie czoła, w końcu tę licencję dostaje. Tor wprawdzie jest do poprawki, ale po spełnieniu części zaleceń organów oficjalnych zostaje przyjęty. Licencja jest. Mało tego, Polonia otrzymuje prestiż organizatora kilku turniejów wyższej rangi: półfinału i finału Złotego Kasku oraz testmeczu Polska – Dania. Ten ostatni nie dochodzi do skutku, ale ponoć to kolizja terminów z ligą duńską, zdarza się przecież, zwłaszcza jak ktoś źle spojrzy w kalendarz, ten napięty, pełen meczów, turniejów, seriali i kwalifikacji.
Gorzej, że potem zaczęły się schody…
O tym, jak fatalnie rozegrano kwestię finału Złotego Kasku, pisałam już w innym miejscu. Uważam, że żużlowcy postąpili słusznie, odmawiając startów na niebezpiecznym torze, ponieważ zdrowie ma się tylko jedno, a wystające gwoździe, brak odpowiedniej ilości nawierzchni i bramka, która może się otworzyć, to nie są warunki na jakiekolwiek starty. Na tych zawodach nie byłam, ale z zaufanych źródeł słyszałam głosy, że chęci dialogu zabrakło wówczas u obu stron. Możliwe. Tylko że organizatorzy oraz GKSŻ mają do dyspozycji cały aparat w postaci kar finansowych, zawieszeń i tak dalej, a żużlowcy… no cóż, żużlowcy mogą tylko się postawić i orzec, że oni na tym torze jeździć nie będą.
Sądziłam, że bunt uczestników Złotego Kasku, choć na części z nich odbił się fatalnie, będzie miał pozytywny oddźwięk dla przyszłych „ścigantów” występujących w Pile. W końcu niebezpieczna nawierzchnia nie jest mniej niebezpieczna dla drugoligowców, a o tym, że coś na tym torze jest nie tak, świadczyła już chociażby kuriozalna kolizja traktora z bandą podczas meczu w Rawiczem.
Niestety, polski żużel ma problem z nauką na błędach. Inicjatorów buntu na pilskim pokładzie ukarano, nie karząc oficjalnie, za „podważanie autorytetu sędziego i komisarza toru” (ponieważ, jak powszechnie wiadomo, sędzia i komisarz są bytami nadprzyrodzonymi, które nie popełniają błędów). Tor był nieregulaminowy, ale był, ścigać się należało, koniec kropka. Nawierzchnię cichaczem dosypano. Oczywiście, dosypywanie nawierzchni w trakcie sezonu wiąże się z pewnym ryzykiem, ponieważ to sypkie potrzebuje czasu, żeby się związać, i nie przyspieszą tego żadne zaklęcia „granatowomarynarkowych” (choć może to jest jakiś trop i GKSŻ po prostu powinna zatrudnić na etat dobrego maga?). Zwłaszcza jeśli komisarz, który na dzień przed meczem ligowym zjawia się „prywatnie”, każe tor zbronować. A potem umywa ręce, on przecież wyrażał swoją osobistą opinię, a jego jaźń prywatna, jak nietrudno się domyślić, różni się od profesjonalnej brakiem kompetencji do oceny toru.
Efekt jaki był – każdy widział. Tor się na meczu rozsypał. Sędzia był już gotów zasądzić przerwanie meczu, ale zachowanie zawodników, którzy tym razem dla odmiany CHCIELI jechać, chociaż osiem regulaminowych biegów, zawiesiło mu skrypty. W związku z czym i tak mecz przerwał, profilaktycznie, może ci zawodnicy tak sobie tylko żartują, a potem powiedzą w mediach, że ich do jazdy zmuszono?
Mamy zatem zawodników, co jechać chcieli, sędziego, co im zabronił, komisarza z rozdwojeniem zawodowej jaźni oraz walkower dla Piły, która i tak ledwie wiąże koniec z końcem. GKSŻ jest pierwszą chętną do rozdawania kar, wszystkim, tylko nie swoim. Oberwało się złotokaskowcom, oberwało się klubowi, aż dziwne, że niedzielny rywal Polonii, PSŻ Poznań, za podważanie czyjegoś autorytetu nie dostał czerwonej kartki. Zupełnie by mnie to nie zdziwiło.
Głupio byłoby w takiej sytuacji rzucać oskarżeniami. Lepiej zakładać zwyczajny brak pomyślunku – a tutaj jest on ewidentny. Oficjele przyczyniają się do topienia żużla: i zagrożenia bezpieczeństwu zawodników, i medialnego skandalu, i uderzenia w klub, który realnie może się teraz wycofać z rozgrywek, ponieważ zwyczajnie nie stać go na opłacenie wielotysięcznej kary za walkower. A gdzie kary dla komisarza, który wydał bzdurne polecenie zbronowania świeżej nawierzchni? A gdzie kary dla ludzi, którzy uznali tor za regulaminowy i gotowy na przyjęcie finału Złotego Kasku? To oni powinni znać się na swojej pracy. Gdzie wreszcie kary dla tych, którzy nie dopilnowali, by Piła przygotowała tor na tip-top do rozgrywek? Na co my czekamy, na tragedię?
Pytanie jeszcze: tragedię zawodnika czy tragedię kolejnego klubu. Naprawdę, potrzebujemy na żużlowej mapie Polski więcej, a nie mniej ośrodków.
Przy okazji te pilskie wydarzenia pokazały jeszcze jedną charakterystyczną cechę naszej dyscypliny: poziom indywidualizmu jest wprost proporcjonalny do poziomu „światowości” zawodnika. Polska elita myślała o własnych kościach i własnym bezpieczeństwie, i miała do tego rzecz jasna prawo. Natomiast drugoligowcy skupili się na tym, że bratni klub jest w potrzebie, więc może z poszanowaniem swojego zdrowia, ale odjedźmy te dwa biegi, żeby mecz można było zaliczyć i Polonii nie stała się krzywda. Nie wykluczam, że taka decyzja wynika również ze świadomości, iż na miejscu Polonii mógłby się znaleźć dowolny drugoligowy klub, pozbawiony tak potężnych sponsorów i tak dobrego dofinansowania jak ekstraligowcy. Wreszcie – co innego zawody drużynowe na zapleczu elity, co innego natomiast indywidualne zmagania, w których stawką jest przepustka do walki o europejskie i światowe laury. W tym pierwszym przypadku do podziału tortu jest dwóch chętnych i mogą się między sobą umówić, żeby jechać zamiast się ścigać. Ale jak na podział czegokolwiek ma się umówić szesnastu zawodników, z których każdy oczyma duszy widzi na swojej szyi medal jeśli nie IMŚ, to chociaż SEC?
Gdyby cofnąć czas, uczestnicy finału Złotego Kasku podjęliby zapewne tę samą decyzję. Gdyby cofnąć czas do początku kwietnia, tor w Pile nadal wyglądałby tak samo. Teraz można tylko iść naprzód i walczyć o to, by ukarano tych, którzy na karę zasługują, oraz by środowisko wspólnie spróbowało ratować pilski żużel. W końcu speedway może i jest sportem indywidualnym, ale na większą skalę wszyscy gramy do jednej bramki – do bramki przetrwania i rozwoju naszej dyscypliny. Zatem w tych trudnych dla Piły dniach wesprzyjmy ją słowem i czynem. Byłoby niepowetowaną stratą, gdyby klub z takimi tradycjami zniknął z mapy polskiego żużla, prawda?
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!