W czasie deszczu dzieci się nudzą, a środowisko żużlowe, jak powszechnie wiadomo, nudzi się w przerwie międzysezonowej, czyli tak zwanym międzyżużlu. Z tych nudów wszyscy już chodzą po ścianach, ekscytują się zdjęciami z prezentacji niczym wyścigami sezonu i tłumnie odwiedzają gale lodowe. A co bardziej zdesperowani zaczynają nawet oglądać iceracing.
Winna! Jestem tym człowiekiem, który w przerwach między żużlowymi emocjami przytula się nie tylko do całej gamy sportów zimowych, ale też do wyścigów motocyklowych na lodzie, jak to się poprawnie nazywa. Rozpisywałam się na ten temat już w innym miejscu w innym cyklu, ale jak tu nie nawiązać, skoro „Ułańska szarża” ma w założeniu prezentować sto procent słowiańskości w żużlu, a cóż jest bardziej słowiańskiego niż obsadzone Słowianami podium klasyfikacji przejściowej serii IceGladiators? Nie żeby to kogokolwiek dziwiło.
Rosjanie z iceracingu uczynili sztukę, i to już dawno temu, kiedy nazwa ich państwa składała się z czterech słów. W ostatni weekend podbili w tym temacie Berlin (wszelkie dwuznaczności wynikające z Rosjan podbijających Berlin są absolutnie niezamierzone). Z jednym wyjątkiem: trzecie miejsce w pierwszej niemieckiej rundzie zajęło szwedzkie odkrycie – Martin Haarahiltunen, niespodziewany czempion kraju Trzech Koron. Fani iceracingu pilnie uczą się tego skądinąd niełatwego nazwiska.
W czasie gdy w Berlinie mierzyli się najlepsi gladiatorzy zamarzniętych torów, w innych częściach Europy rozmaite jednostki na jednośladach trenowały na tym, co matka ziemia dała: czyli na lodzie. Nawet jeśli tradycyjnie ścigają się na innych nawierzchniach. Jak donoszą speedwayowe media społecznościowe, tafle jeziora do treningów wybrali już między innymi Bartosz Smektała, Artur Czaja i Václav Milik. Natomiast w pierwszy weekend marca na jeziorze w Kłecku pod Gnieznem odbył się turniej speedwaya na lodzie o puchar burmistrza. Po frekwencji widać, że ludność Wielkopolski stęskniła się za żużlem – mimo minusowych temperatur naród tłumnie ściągnął nad jezioro, aż „trybuny” rozciągnęły się na tafle w bezpiecznej odległości od lodowego toru. I chociaż wygrał obeznany z bardziej tradycyjnym żużlem Wojciech Lisiecki, a w niektórych wyścigach widać było różnicę w spasowaniu z torem i motocyklem, zgromadzeni nie narzekali. A co by to było, gdyby do Kłecka ściągnąć jakiegoś stuprocentowo lodowego gladiatora?
W Kłecku było prawie jak w Gnieźnie. Kurzyło się na torze, śniegiem wprawdzie, ale kurzyło, a Orzełek, czyli maskotka Startu, harcował w najlepsze. Zainspirowawszy się igrzyskami olimpijskimi, wdział nawet łyżwy i próbował skoczyć poczwórnego axla, ale zapału starczyło tylko na pół obrotu. Nie żeby to komuś przeszkadzało. W końcu w międzyżużlu liczy się przede wszystkim dobra zabawa i choćby namiastka emocji.
Jeżeli ktoś się do lodu jako nawierzchni jeszcze nie przekonał, niech poogląda w internecie trochę tej przyjemności. Gwarantuję, że zmienicie zdanie – i to nie tylko dlatego, że jeszcze nie zaryczały na szlace pierwsze motocykle.
Im bliżej sezonu, tym goręcej robi się nie tylko na zewnątrz, ale i w żużlowym środowisku. Włodarze międzynarodowych imprez o randze ultramistrzowskiej przedstawili terminarz kleconego naprędce Speedway of Nations, udając, że to wcale nie jest projekt robiony na kolanie. Wybór Wrocławia na arenę finałów zdążyłam już odsądzić od czci i wiary, jak zresztą większość ludzi, dla których wynik ma znaczenie drugorzędne względem radości z oglądania porządnego widowiska. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że BSI na tę okazję wynajmie specjalnego toromistrza i zrobi tor-żyletę. Może by tak namówić do współpracy Milika starszego, on, zdaje się, z traktorami jest za pan brat? Zostawmy jednak Wrocławiowi, co wrocławskie. Zanim dojedziemy do finału, czekają nas dwa półfinały, robione rzecz jasna w odstępie czasowym nijak nieprzywodzącym na myśl Drużynowego Pucharu Świata. A gdzieżby. W półfinałach czternaście par (trzyosobowych par?) walczyć będzie o sześć miejsc w finale, gdzie dołączą do gospodarzy i aktualnych mistrzów świata (oraz Mistrzów Europy Par i wszystkich innych mistrzów w drużynie) zarazem. Wcale nie znamy tego siedmiozespołowego formatu, co nie? Cóż za novum!
Dobrze, już nie ironizuję. Naprawdę jestem tych zawodów ciekawa, chociażby dlatego, że spojrzawszy po raz pierwszy na składy obu półfinałów, zakrzyknęłam w zdumieniu: „Ależ ten pierwszy jest łatwiejszy! Tylko Dania…!”. A potem sobie przypomniałam, że Dania to ci, których z barażu w zeszłym roku wyrzuciła Łotwa. Uświadomiłam sobie również, że w tym samym półfinale mamy Rosję, czyli dla odmiany tych, co to nawet bez jednego z liderów półlegalnie ograli w barażu Australię, po czym zdobyli brązowy medal. Żaden z półfinałów nudny nie będzie, a jak pokazały World Games (też we Wrocławiu!) i zeszłoroczne Mistrzostwa Europy Par, w takim formacie liczyć się mogą również i Niemcy, i Francja.
I byłabym gotowa uwierzyć, że BSI naprawdę wizjonersko zagląda w przyszłość i widzi tam szansę na rozwój żużla w kolejnych krajach… tylko że nagle w oczy zaczyna mnie kłuć, jak bardzo ten format jest sfastrygowany. Jego niedociągnięcia i wyraźny pośpiech królów speedwaya obnażyło proste pytanie: „A dlaczego wśród tych piętnastu uczestników nie ma Ukrainy?”. Bardzo sympatyczny ukraiński portal Speedway24, który nauczył mnie czytać w tym pięknym języku, objaśnia, powołując się na bliżej nieokreślone źródła w FIM, iźlikryterium była stałość obecności w walce o finały DPŚ. Na tym polu Włosi przodują przed Ukraińcami głównie z tego powodu, że tym drugim zajęło sporo czasu skompletowanie zespołu. To samo enigmatyczne źródło podaje, jakoby
w planach były rundy kwalifikacyjne do Speedway of Nations, ale to już nie w tym sezonie, bo… organizatorzy cyklu nie zdążyli ich wpisać w kalendarz imprez.
Momencik. Przecież gdyby przyjąć, że zamiast Żużli Narodów odbędzie się tradycyjny DPŚ, on też wymagałby rundy kwalifikacyjnej. Naprawdę nikt nie zarezerwował terminu? Oj, pachnie to robieniem wszystkiego na ostatnią chwilę. Nie wiem, kto planował przeprowadzanie tej imprezy, ale na pewno nie byli to Niemcy. Ani Szwajcarzy.
Niech ten sezon się już zacznie, zanim utoniemy wszyscy w mniej lub bardziej absurdalnych domysłach
i podejrzeniach.
Joanna Krystyna Radosz
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!