Tommy Rander, znakomity szwedzki dziennikarz parający się speedwayem, zasłynął z niskobudżetowych, acz wdzięcznych dla ludzkiego oka żużlowych produkcji dla Screensport na początku lat 90-tych. Wcześniej śpiewał, koncertował z kapelą, którą założył: The Shakers. Był zdolnym radiowcem, a swego czasu lokomotywą i sterem Kaparny Goeteborg
Tommy ma wstręt do samolotów niczym Dennis Bergkamp (były znakomity holenderski piłkarz), więc ilekroć przybywa na szlakę, wsiada za kierownicę auta i pokonuje tysiące kilometrów. Rander to poczciwie nieokiełznana dusza. Niezależnie czy zatrzymuje się na kawę w centrum handlowym w Warszawie czy parkuje auto nieopodal stadionu Staleczki w Gorzowie Wielkopolskim, uśmiecha się i prawi… „Bogacenie się polskiego społeczeństwa sprawi, że naród odwróci się od kościoła. Żarliwość religijna maleje, kiedy możesz sobie pozwolić na zakup łososia czy kawioru zamiast kromki suchego chleba. Przerabialiśmy to zjawisko w Szwecji. A poza tym najlepsze tory żużlowe do ścigania na świecie to King’s Lynn i Bydgoszcz!”
Taką uroczą plątaninę wątków przechowuje w głowie Tommy Rander… Nie sposób go nie lubić. Co do toru przy Saddlebow Road i obiektu przy ulicy Sportowej: pełna zgoda. Po dłuższym namyśle rodzi się jednak pytanie: a co z legendarnym torem przy Hyde Road w Manchesterze? 457 metrów albo jak preferują osoby spożywające Guinnessa raptem 418 jardów. Ken Wrench, wieloletni spiker stadionowy urodził się we właściwej erze, gdyż miał przyjemność prowadzić konferansjerkę na Hyde Road Stadium i na własne oczy widział wyścig stulecia pomiędzy Peterem Collinsem a Andersem Michankiem podczas Knockout Cup Final w 1973 roku. Ken zaczynał pracę z mikrofonem na torze Belle Vue Aces na początku lat 70-tych, a jego głos pieścił uszy kibiców aż do zamknięcia obiektu pod szyldem Hyde Road Stadium. „Budzisz mnie w środku nocy i odtworzę ci ten wyścig metr po metrze – wspomina Ken Wrench. Stałem wówczas w parku maszyn, bo lubiłem pomagać młodym chłopakom, którzy dopiero wkraczali w świat speedwaya. Peter i Anders zamieniali się pozycjami co wiraż!!! Jechali tak piekielnie blisko siebie, że można byłoby z nich złożyć idealną kanapkę z tostowego chleba z cieniutkim plasterkiem sera cheddar, ale żaden nie drasnął rywala! Klejnot, nie wyścig. Jednak z czasów mojego dzieciństwa zapamiętałem duet, który bazował na instynkcie jak żadna inna para. Wychowani w jednym mieście: Peter Collins i Chris Morton byli wzorem jazdy parą przez lata w barwach Asów” – westchnął Ken.
Bydgoszcz cieszy się renomą toru, który sprzyja dobremu ściganiu. Tutaj kadr z meczu miejscowej Polonii, której rywalem były Wilki Krosno. W Niebieskim kasku jedzie Andreas Lyager, a tuż za nim Jan Kvěch
Siła charakterów Collinsa i Mortona polegała na tym, że w trudnych chwilach potrafili scalić zespół, jak chociażby po koszmarnej kontuzji Duńczyka Mike’a Lohmanna odniesionej w 1980 roku. W tymże 1980 roku British League składała się z 17 drużyn, a Asy z Manchesteru ukończyły sezon na trzeciej pozycji. Na 32 mecze, Belle Vue z Peterem i Chrisem w rolach głównych, zdołało wygrać aż 21 spotkań, jedno spotkanie zremisować i doznać zaledwie 10 porażek. Mistrzem została ekipa Reading Racers, a wicemistrzem Hackney Hawks. Asy awansowały do finału Knockout Cup gdzie w dwumeczu uznały wyższość Pogan z Cradley (100 – 116). Na przestrzeni lat barw Belle Vue broniło wiele żużlowych sław: Ivan Mauger, Bill Kitchen, Jack Parker, Peter Craven, Ove Fundin, Soren Sjosten, Larry Ross, Jason Crump, Andy Smith… Belle Vue Zoological Gardens to bezsprzecznie magiczne miejsce.
Budując tor na Hyde Road Stadium wykorzystano nitkę wokół bieżni lekkoatletycznej. Na trybunach mogło zasiąść około 40 000 widzów, a pierwszą imprezą na tym obiekcie był Golden Helmet rozegrany 23 marca 1929 roku. Peter Collins, indywidualny mistrz świata na żużlu z finału IMŚ’1976 w Chorzowie, spędził wiele godzin na trybunach Hyde Road Stadium jako chłopak oglądający zawody, a potem zagościł na torze, który przydał mu więcej radości aniżeli zgryzoty. „Lubię zgłębiać historię żużla. To niesamowite osiągnięcie inżynieryjne, zważywszy, że pierwsze zawody w Manchesterze odbywały się na torze do wyścigów psów w 1928 roku. Jak wykwalifikowani musieli być robotnicy, którzy zimą 1928/29 stworzyli elegancki drewniany obiekt! Skąd do diaska znaleźli zimą tyle drewna w okolicach Manchesteru? Jako dzieciak nazywałem ten stadion po swojemu, czyli doskonała miseczka… Doprawdy, gdziekolwiek nie usiadłeś na trybunach pachnących drewnem, zewsząd miałeś kapitalny widok i widziałeś cały przebieg akcji na torze. Nie dowierzam jak w 1929 roku, przy tak skromnym zasobie wiedzy dotyczącym rodzącego się żużla, zbudowano tak perfekcyjny obiekt. Kibice siedzieli blisko toru – coś pięknego!” – zachwyca się Peter Collins, o którym nie tylko Greg Hancock, lecz i całe środowisko mawia: PC.
Peter Collins (fot. Piotr Kin)
Drewniane trybuny nadawały magicznego brzmienia, gdyż echo płynące podczas uruchamiania silników było wytworne niczym poemat „Ma Vlast” Bedrzicha Smetany dla melomanów. „Stawałeś na trybunach i wsłuchiwałeś się w najpiękniejszy żużlowy riff” – przyznaje Chris Morton. „Stanowisko pracy komentatorów całe drżało w czasie, gdy ludzie zajmowali miejsca na drewnianej trybunie. Nie mówiąc już o tym, co działo się, gdy wyścig był emocjonujący i ludzie wstawali z miejsc. Czułem się jakbym stąpał po aktywnym wulkanie!” – twierdzi Ken Wrench.
Drewniana trybuna to nie jedyny talizman na legendarnym obiekcie w Manchesterze. Bliskość dolnych rzędów trybuny była urzekająca, gdyż w owych czasach fani lubili ocierać się o zapach emocji i pragnęli być blisko zawodnika stojącego na czwartym polu. Co intrygujące, pomimo sporej dozy organizacyjnego freestyle’u, zawody na Hyde Road Stadium przebiegały niezwykle płynnie, gdyż znany służbista, szalenie pedantyczny menedżer Jack Fearnley troszczył się, aby ostatni wyścig zakończył się przed 21.00. Jack często używał słowa profanacja. Oznaczało ono, że nie tolerował rozwlekłego tempa zawodów. Jack starał się, aby żużel był pretekstem do wieczornego wyjścia na miasta i zabawy w wesołym miasteczku. Fearnley miał niezwykle sprawnego i zaradnego kierownika zawodów w osobie Alana Morreya, którego słowo było świętym, gdy otwierał bramę wyjazdową z parku maszyn na tor. „Ruszajcie się słoneczka, bo za chwilę zacznie padać deszcz i to nielichy” – to były słowa Alana, który wypraszał żużlowców z głębin parku maszyn.
Stadion roztaczał kusicielską aurę. „Zanim rozpocząłem spikerkę na Hyde Road Stadium, pielęgnowanym zwyczajem była „pielgrzymka” fanów przez murawę. Wiara przechadzała się przez zielony dywan, niektórzy chcieli skubnąć trawkę, inni lubili przycupnąć na torze, żeby musnąć szlakę. Zakaz spacerów przez murawę wprowadzono dopiero po makabrycznym wypadku „Wilkiego” (Alan Wilkinson, legenda Belle Vue Aces, zmarł 24 lipca 2020 roku) „Wilkie” wylądował poza bandą. Klub nie chciał, aby dzieci i młodzież oglądały z blisko zakrwawionych zawodników” – przyznaje Ken Wrench.
Indywidualny mistrz świata z 1976 roku – Peter Collins, z rozrzewnieniem wspomina czasy kiedy wyczekiwał się pod specjalne mini saloniki, w których żużlowcy i kibice raczyli się wykwintnymi drinkami. „Bavaria był kultowym salonikiem. Warto było zapolować na autograf znanego żużlowca, nawet zarywając kilkadziesiąt minut po zakończeniu meczu. Dla mnie i dla Chrisa Mortona oglądanie pojedynków Belle Vue na Hyde Road Stadium było niczym doznanie religijne. Nie wiem co czują ludzie pielgrzymujący do Mekki, ale myślę, że dorównywaliśmy im żarliwością siadając na trybunach stadionu w Manchesterze. Nigdy nie siadaliśmy na linii: start/meta. Siadaliśmy z kumplami na wejściu w drugi wiraż, gdyż tam zawsze sporo się działo. Wiem, że niektórzy komentatorzy używają dziś określenia trzeci łuk, ale wedle mojej oceny, coś takiego nie istnieje… Choć mogę się mylić! (śmiech PC) Po jakimś czasie Chris Morton zasugerował, żebyśmy przenieśli się na szczyt drugiego łuku. Podchwyciliśmy ten pomysł, bo odkryliśmy, że obserwując wyścigi ze szczytu wirażu, mieliśmy wrażenie, że żużlowcy jadą prosto na nas! Mama i tata Chrisa też byli zachwyceni tym patentem, więc przenieśliśmy miejscówkę! Nie wiem w jakim sposób Mortonowie załatwiali sobie wolne miejsca na szczycie łuku i ile pint piwa ich to kosztowało, ale siedzenia były wyborne. Uczyłem się jak pracować na motocyklu na tym wyjątkowym wirażu i podglądałem chłopaków. Ileż tam było wyprzedzeń” – wyznaje Peter Collins.
Collins dostrzega podobieństwo do otwartych i szerokich przestrzeni z torem w Svitkovie – Pardubicach, lecz słusznie konkluduje: „To prawda, że Hyde Road Stadium dawał mnóstwo cali do zagospodarowania, podobnie jak Pardubice, ale w Czechosłowacji (tak nazywał się ten piękny kraj, gdy Peter był czynnym zawodnikiem) tor jest płaski. Belle Vue miało podniesione i elegancko wyprofilowane łuki. To nie było ekstremalnie wysoko jak w Bradford czy w Halifax, ale ktoś kto projektował Hyde Road nie przesadził z nachyleniem toru na wirażach. Jeżeli chciałeś poczuć wiatr we włosach i drżenie zarostu na nadgarstku, to mogłeś się rozpędzić po zewnętrznej w Manchesterze i byłeś królem życia! Na świecie jest sporo torów, gdzie masz mnóstwo przestrzeni do ścigania, lecz tak po prawdzie, warto korzystać tylko z połowy toru, bo druga połowa to strata czasu” – zaśmiewa się Peter Collins.
Chris John Morton, mistrz świata w jeździe parami z Lonigo (1984) wespół z Peterem Collinsem, był wniebowzięty puszczając klamkę na Hyde Road Stadium. „Jeśli tylko miałeś wyobraźnię i głowę na karku, mogłeś wybierać stos ścieżek, które cię niosły. Pod tym względem tor w Manchesterze był nieograniczoną kopalnią pomysłów do ataków. Niezależnie od sposobu przygotowania nawierzchni, Hyde Road zawsze dawał pole do popisu wojownikom” – podkreśla Chris.
„To był nasz kochany plac zabaw. Byliśmy jak dzieciaki ścigając się na Hyde Road. Przegrywałeś start z czwartego pola i nie musiałeś kontrować na szczycie łuku i wchodzić pod łokieć chłopakom. Równie dobrze mogłeś rozpędzać się po dużej i wciąż nie byłeś bez szans na dobry wynik. Na tym torze chodziła mała, chodziła duża, ale wychodząc z pierwszego wirażu, mogłeś też wchodzić w środek i nie traciłeś kontaktu z rywalami. Po prostu bajka. Goniłeś lidera, on jechał przy kredzie, a ty wynosiłeś się na dużą i było pięknie” – wyznaje Peter Spencer Collins.
Dziś na Wyspach mało jest torów, których długość przekracza 300 metrów. W czasach prosperity Hyde Road Stadium, w Anglii było więcej dłuższych torów. Intrygujące, że zawodnicy buszujący na króciutkich obiektach, mieli ogromne problemy przyjeżdżając do Manchesteru. „Kiedy specjaliści od małych, krótkich torów gościli na Hyde Road Stadium, nie potrafili radzić sobie na szerokim torze. Gdy prowadzisz wyścig na krótkich torze o ciasnych łukach, łatwo zablokować atak przeciwnika. Musiałbyś być nadczłowiekiem, żeby pokonać lidera na krótkim, technicznym torze. Kiedy tor jest szerszy, pojawia się problem. W Manchesterze fachowcy od małych obiektów nie byli oswojeni z prędkością, nie pozwalali bike’owi się rozpędzić. Zbyt ostro łamali się w łukach i wytracali prędkość. Na Hyde Road często było tak, że jeżeli rywal jadący przed tobą był wolniejszy, mijałeś go na wyprostowanym motocyklu. Ba, bywały takie wyścigi, kiedy przechodziło się dwóch rywali na jednym wirażu” – podkreśla Peter Collins.
Bobby Schwartz, mistrz świata w jeździe parami ze Stadionu Śląskiego’1981 (wespół z Brucem Penhallem) oraz złoty medalista MŚP’1982 (wraz z Dennisem Sigalosem) z australijskiego Liverpool w stanie Nowa Południowa Walia, nie mógł rozczytać toru w Manchesterze. „Bobby Schwartz był dla mnie zagadką. Owszem, sporadycznie potrafił wygrać wyścig na Hyde Road. Wychodził ze skóry, ale w żaden sposób nie mógł znaleźć recepty, aby pokonać mnie w Manchesterze. PC i ja byliśmy dla niego niedoścignieni. Frustrowały go owe porażki, wściekał się, ale byliśmy poza jego zasięgiem. Bobby był znakomitym żużlowcem, lecz nie miał patentu na Manchester. Zawsze markotny opuszczał obiekt przy Hyde Road” – uśmiecha się Morton.
Chris Morton rzucił ciekawe światło na problemy Schwartza. Kiedy w 1984 roku Manchester otrzymał prawo do organizacji Finału Zamorskiego (Overseas Final). W czerwcu tegoż roku Schwartz z łatwością wygrał amerykańskie eliminacje na torze Long Beach z kompletem punktów. Zważywszy kogo pozostawił za plecami, wynik Schwartza musi zachwycać… Drugi był Kelly Moran, trzeci Shawn Moran, czwarty Lance King, piąty John Cook, szósty Rick Miller, siódmy Mike Faria, a ósmy Sam Ermolenko…!!! Podbudowany znakomitym występem w Kalifornii, Bobby Schwartz przybył do Manchesteru i opuścił Hyde Road jak niepyszny, inkasując zaledwie 3 oczka i grzebiąc szanse na awans do Finału Interkontynentalnego. „Myślę, że Bobby wyniósł nawyki z krótkich torów w Kalifornii. Nie zrozum mnie źle, to był kapitalny żużlowiec, ale siła przyzwyczajenia z małych obiektów w Stanach, przeszkadzała mu w Anglii. W Manchesterze przegrywał z zawodnikami, których z łatwością objeżdżał na innych torach” – dodaje Morton.
Maskotka Belle Vue Aces – Chase The Ace (fot. Damian Kuczyński)
Ken Wrench, wieloletni spiker na prastarym obiekcie w Manchesterze, przyznaje, że widoczność była kapitalna praktycznie z każdego miejsca, ale był fragment toru, którego sędzia nie dostrzegał z wieżyczki… „Pomieszczenie dla spikera było perfekcyjnie usytuowane, tuż nad linią start/meta. Stamtąd mogłeś dostrzec każdy fragment toru. Należy pamiętać, że na Hyde Road nie było toru do wyścigów psów, więc żużlowy owal był królem. Jedynym miejscem, w którym widoczność z wieżyczki sędziowskiej była ograniczona było wyjście z ostatniego łuku. Bardziej świadomi żużlowcy wiedzieli, że sędzia nie widzi tego co dzieje się tuż przy bandzie na ostatnim wirażu, więc dochodziło do haniebnych praktyk i fauli. Nazywaliśmy to miejsce ślepą uliczką” – twierdzi Ken.
Chris Morton doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że nawet najpiękniejsze tory do ścigania dźwigają ciemną stronę i wywołują tragiczne w skutkach wypadki. Jednak, sięgając pamięcią wstecz, Chris nie przypomina sobie, aby na Hyde Road doszło do dramatu. „To był tor dla myślących szaleńców. Jeżeli uwielbiałeś się ścigać, tor w Manchesterze był balsamem dla twojej duszy, bo mogłeś się wykazać nieszablonowym myśleniem. Nawet wybierając inną ścieżkę niż twój rywal, mogłeś go swobodnie omijać i wciąż pomiędzy hakiem motocykla a bandą miałeś jeszcze 15 stóp wolnej przestrzeni. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek zawadził o bandę na obiekcie Belle Vue. Upadki, do których doszło z moim udziałem na Hyde Road można policzyć na palcach jednej ręki, lecz bandy nie musnąłem” – wspomina Chris Morton.
Oczywiście nie istnieją tory doskonałe. Nawet na Hyde Road wyścigi pokiereszowanych aut czy kapryśna aura płatały figle i bywało, że zawody nie były elektryzujące. „Perfekcjonizm jest nudny. Tor w Manchesterze był w 90% idealny dla sportowca i dla widza, ale ja niezmiennie twierdzę, że miałem ogromne szczęście ścigając się przez 18 lat na najbardziej widowiskowym torze na świecie!” – triumfuje Peter Collins.
Jak to przeważnie bywa, o ile sam tor wyzwalał ekscytację i przyprawiał serce o szybsze bicie, o tyle otulina toru była już mniej przyjazna, aczkolwiek klimatyczna! W tzw. martwym sezonie park maszyn służył jako… toaleta dla słoni! Naturalnie, słoniom sprzyjała atmosfera żużlowego parku maszyn, więc te wrażliwe zwierzęta nie krępowały się i pozostawiały ślady swojej obecności w miejscu, w którym wiosną, latem i jesienią dominował hałas motocykli… Z drugiej strony, bliskość ogrodu zoologicznego była znakomitym terenem łowieckim dla Petera i Chrisa. „W miejscu, w którym stacjonowały krokodyle, ludzie odwiedzający zoo, pozostawiali sporo grosza. Monety, a czasami banknoty lądowały w pobliżu paszczy krokodyla. Ja i Chris, jak przystało na niesforną młodzież, zakradaliśmy się dla frajdy w pobliże klatki z krokodylem. Kiedy wydawało się nam, że gad drzemie, wyciągaliśmy rękoma monety, żeby mieć parę groszy na lody czy nowy gaźnik! Musieliśmy też uważać na stróża, ale z nim kłopot był mniejszy, bo lubił chrapać. Gorzej z krokodylem… Kiedy się przebudzał, wialiśmy w te pędy! Był to dobry trening przed meczem żużlowym!” – zaśmiewa się Peter.
W 1965 roku Hyde Road Stadium był gospodarzem historycznego turnieju – British League Riders’ Championships. Wówczas były to nieoficjalne mistrzostwa świata. Dla koneserów BLRC był większą ucztą niż finał światowy, bo w zawodach na Wyspach brali udział najlepsi na globie, a w finałach IMŚ ścigali się żużlowcy z bloku państw komunistycznych, wówczas odstający poziomem od światowej czołówki (choć bywały chwalebne wyjątki jak Igor Plechanow czy Antoni Woryna). „Jako młody chłopak oglądałem zawody kończące sezon pod szyldem Provincial League Riders’ Championships. Co prawda w tych zawodach nie ścigał się żaden zawodnik Belle Vue, ale i tak na trybunach były tłumy. Później podziwiałem Briggo. Barry Briggs był nieziemski w BLRC. Wygrał 6 razy ten prestiżowy turniej. Oglądanie go w akcji było najczystszą przyjemnością. Jeżeli chciałeś być pewnym miejsca na trybunach, musiałeś zameldować się na stadionie dwie godziny przed zawodami. Cóż za kapitalna atmosfera panowała podczas finału BLRC” – zachwyca się po latach Collins.
Wrench wtóruje Peterowi. „Wtedy BLRC był flagową imprezą na przestrzeni sezonu. To smutne co stało się dziś z prestiżem tego turnieju. Nie przesadzę jeżeli powiem, że rangą nie dorównuje dziś wyścigom piesków!” – Ken Wrench śmieje się przez łzy.
BLRC był świętem dla kibiców z brytyjskich miast, w których speedway odgrywał niepoślednią rolę w wymiarze kształtowania aury widowisk. To przeszłość… „Pół godziny przed zawodami pytałem fanów: czy jest tu ktoś z Halifax, czy jest ktoś z Poole? Nie słyszę pszczółek z Coventry… Fani przyjeżdżali ubrani w klubowe kurtki, wnosili flagi, śpiewali… To był niesamowity i niezapomniany klimat” – przywołuje z pamięci Wrench.
Peter Collins był niekwestionowanym królem Hyde Road Stadium, lecz miał przeciwnika, który nie kłaniał się nisko w pas… „Wiele razy przeżyłem spore rozczarowanie, gdyż seryjnie przywoziłem 2 oczka za plecami Ole Olsena. Robiłem co mogłem, siedziałem mu niemalże na błotniku, a on i tak znajdował na mnie sposób. Po latach Duńczyk wyznał, że specjalnie mobilizował się na pojedynki ze mną. Trafiła kosa na kamień, ale przyznaję, że Ole posiadał na mnie patent” – PC uznał klasę trzykrotnego indywidualnego mistrza świata.
Wybitni sportowcy nigdy nie zaspokajają głodu, wiecznie chcą sięgać po nowe skalpy… Peter Collins wygrał BLRC w 1974 i 1975 roku, a Chris Morton błyszczał w 1984 roku. „Elektryzująca atmosfera i wyścigi, które dziś budzą we mnie dreszczyk emocji. Tyle akcji na torze podczas jednego finału dziś wystarczyło za pół sezonu w Anglii. Urodziliśmy się z Peterem w czasach złotej ery speedwaya w Manchesterze” – uśmiecha się z nutką nostalgii Chris Morton.
Kiedy Wembley zamknęło swoje podwoje dla żużla organizując po raz ostatni finał światowy w 1981 roku, w kuluarach mawiało się, że Hyde Road Stadium może przejąć rolę Mekki wyspiarskiego speedwaya. Zabrakło politycznej woli, bo argumentem przemawiającym na niekorzyść obiektu w Manchesterze było niewystarczająca frekwencja! Dziś romantycy żużla oddaliby wiele, żeby stadion mógł ożyć i sprawić, że finezja powróciłaby na szlakę…
W przeróżnych dyskusjach dotyczących Hyde Road Stadium przewijał się argument, że w dobie leżących silników i wysokich obrotów jakość ścigania byłaby niższa nawet na tak czarującej nitce toru jak dawny obiekt w Manchesterze. „Nie widzę powodów dla których jakość żużla miałaby spaść w dobie leżaków. Prawda jest taka, że znakomici żużlowcy niezależnie od sprzętu, będą błyszczeć. Najlepsi fachowcy od łamania motocykla zawsze potrafili znaleźć wyborną ścieżkę, która ich niosła. Uważam, że Hyde Road Stadium wciąż nie schodziłby z wysokich standardów jeździeckich, gdyby dziś funkcjonował. Rewolucja techniczna nie miałaby wpływu na jakość widowiska” – podkreśla Morton.
Chris uczył się miłości do motocykli jeżdżąc na farmie rodziców Petera. Przyjaźń przyjaźnią, lecz naturalna chęć zwyciężania rodziła rywalizację nawet pomiędzy dobrymi kolegami… Chris lubił kiedy fani mówili, że to on rządzi w Zoo, a nie Peter… Ludzkie… Rekord toru należy do duetu: Chris Morton / Erik Gundersen, który wynosi 66,4 sekundy. Peter Collins uważa, że taki stan rzeczy zawdzięczamy zmianie kształtu toru do której doszło w 1983 roku. „Chris poprawił mój rekord toru urywając parę dziesiątych sekundy. Jednak uczciwie rzecz ujmując, tor był krótszy po przebudowie. Stuart Bamforth inaczej poprowadził krawężnik, przebudował też delikatnie łuki, więc po prawdzie rekordzistą starego toru na Hyde Road Stadium byłem ja. Chris poprawił rekord, ale już przy nowych parametrach toru” – wyznaje Peter.
Podobne rozbieżności dotyczą ich ulubionych torów, które mają szanse nawiązać do piękna ścigania w Manchesterze. „Bydgoszcz nie ma rywala. To tor, który wyzwala mnóstwo emocji. Ileż tam jest ścieżek…! Tomasz Gollob, Billy Hamill, Jason Crump, Tony Rickardsson, Nicki Pedersen, Darcy Ward – oni wyczyniali cuda na bydgoskim torze. Jak dla mnie tylko Bydgoszcz wytrzymuje porównanie z jakością ścigania przy Hyde Road Stadium” – twierdzi Collins.
Z kolei częste wizyty Chrisa Mortona na toruńskiej MotoArenie skłaniają byłą gwiazdę i legendę Belle Vue do stwierdzenia, że nic nie jest tak kapitalne jak GP w Toruniu. „To niesamowity tor. Często obserwowałem zawody w Toruniu i jestem pełen podziwu dla osoby, która nakreśliła nitkę toru. Nie ukrywam, że projektując narodowy stadion żużla w Manchesterze czerpałem z toruńskich wzorów. Dla mnie MotoArena to tor gwarantujący najciekawsze ściganie w cyklu GP” – mówi Mort.
I bądź tu mądry i pisz wiersze. Różnice zdań w sporcie i w sztuce prowadziły do wielkich dzieł.
„Rozmawiam często z dawnymi gwiazdami speedwaya. Dla nich z pięknem żużla na Hyde Road mógł konkurować jedynie obiekt Sydney Showground” – uważa spiker Ken Wrench.
Za ile sprzedano tą niebanalną perełkę żużla w Manchesterze? Grunt pod stadionem wyceniono na 10 milionów funtów. Ostatnie zawody na świątyni spektakularnych wyścigów: Hyde Road Stadium? 1 listopada 1987 roku… Jak przystało na pożegnanie, był to wykwintny obiad z dwóch dań. Najpierw Asy z Belle Vue wygrały z Coventry Bees 40-38, a następnie uległy Cradley Heath 37-41. Ostatni wyścig miał wręcz symboliczną obsadę. Ukochane „dzieciątko” Belle Vue – Chris Morton wygrał pożegnalny bieg. A któż uplasował się za plecami Mortona? Erik Gundersen, Alan Grahame i David Blackburn…
Klub Belle Vue trwa po dzisiejsze czasy. Zdjęcie pochodzi z 2018 roku, kiedy rozgrywany był turniej z okazji 90-lecia "Asów". Najlepszy okazał się wówczas Jason Doyle
Rozbiórka stadionu Asów była najsmutniejszym widokiem, nie tylko dla fanów Belle Vue, lecz dla całej żużlowej społeczności. Ken Wrench nie boi się wyznać, że akt zgonu był profanacją największej żużlowej świętości… Pielęgnujmy pamięć o takich kultowych miejscach dla speedwaya, bo nigdy nie wiemy co przyniesie los…
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!