Tobiasz Musielak po dwóch latach przerwy powraca do ścigania na Wyspach Brytyjskich. Zawodnik związał się kontraktem z drużyną Sheffield Tigers. O tym, co skłoniło "Tofeeka" na taki ruch oraz o wartościach płynących z angielskiego speedwaya, przeczytacie w poniższej rozmowie. Nie zabrakło również tematu Wilków Krosno. Zapraszamy do lektury!
Damian Kuczyński (speedwaynews.pl): – Tobiasz, zacznijmy od Anglii. Podpisałeś kontrakt z Sheffield Tigers i po dwóch latach powrócisz na Wyspy. Co zadecydowało, że zdecydowałeś się na taki ruch?
Tobiasz Musielak (zawodnik Cellfast Wilków Krosno i Sheffield Tigers): – Troszeczkę zatęskniłem za angielską pogodą (śmiech). A tak już całkiem poważnie, to szukałem odrobiny jazdy. Nie ukrywam, że w Anglii mam tą pewność, że wystartuje w meczach. Podpisuje się tam kontrakt, który zapewnia odpowiednią ilość startów. Po prostu wiesz, że będziesz jechał. W Szwecji natomiast nie ma tej pewności, że za tydzień znów pojawisz się w składzie. Te – mniej więcej – trzydzieści meczów w lidze angielskiej, to optymalna ilość dla mnie.
– Wcześniej przez cztery lata jeździłeś w Anglii, to możesz już co nieco powiedzieć o tamtejszych torach. Na pewno są bardzo specyficzne…
– Tory w Anglii się zdecydowanie różnią od tych w Polsce, ale mi one bardzo pasują. Zresztą, mam fajnie poukładaną logistykę. Mieszkają tam moi przyjaciele, mam też świetnego mechanika i doskonałe miejsce, gdzie mogę trzymać motocykle. Nie mam prawa więc narzekać na nic. Ewentualnie czasem w Anglii pogoda nie dopisze. Chociaż, przejeździłem w tym kraju cztery lata i muszę powiedzieć, że w większości miałem dużo szczęścia co do aury.
– Masz już jakiś ulubiony owal na Wyspach?
– Raczej nie, nie szukam w Anglii ulubionych torów. Natomiast zawsze pozytywnie się nastrajam do tego, aby jechać jak najlepiej nawet na tych najtrudniejszych, takich jak Wolverhampton, czy Ipswich. Te owale są naprawdę bardzo wymagające. Mimo to, lubię na nich jeździć.
Tobiasz Musielak na prezentacji nowej drużyny Sheffield Tigers
– Jakiś czas temu ogłosiłeś na Twitterze, że wracasz do Anglii, ale jeszcze bez dopisku w którym klubie będziesz jeździł. W komentarzach roiło się od wpisów ludzi, którzy widzieliby cię w przeróżnych zespołach. Miałeś także oferty z innych klubów?
– Tak. Generalnie przez cały poprzedni rok, gdy nie jeździłem w żadnej zagranicznej lidze, kluby się cały czas odzywały. Muszę powiedzieć, że miałem propozycje nawet z takich egzotycznych dla żużla krajów, jak np. Francja. Były też oferty z Rosji, czy Czech. Przez poprzednie lata nie miałem jednak takiego parcia, żeby jeździć gdzieś zagranicą. Teraz zdecydowałem się, że będzie to Anglia. Fajnie wrócić po takiej przerwie. Poza tym trochę „ciągnie wilka do lasu”.
– Pozostając jeszcze na moment w temacie Wysp, za tobą i drużyną narodową test-mecz w Glasgow przeciwko Wielkiej Brytanii. Czy nie uważasz, że trudności w jeździe, które napotkali tam nasi zawodnicy mogą właśnie wynikać z tego, że brakuje im ostatnimi czasy objeżdżenia na takich torach?
– Ciężko to też jednoznacznie stwierdzić, bo uważam, że te zawody były zorganizowane odrobinę za późno. Każdy już wtedy myślał o końcu sezonu. Wydaje mi się, że to był główny powód, dlaczego przegraliśmy. Ta przegrana też nie była wcale duża, bo tylko jednym punktem. Ja się bardzo ucieszyłem, że dostałem nominację. Było to dla mnie bardzo dobre doświadczenie.
– Chyba podzielisz moje zdanie, że takie test-mecze powinny być regularnie organizowane w trakcie sezonu? Osobiście uważam, że to byłoby bardziej pożyteczne, niż chociażby potyczki Polska vs Reszta Świata w naszym kraju…
– Oczywiście, jak najbardziej. Zdecydowanie to byłoby ciekawsze, niż test-mecze w Polsce. Poza tym dla samych zawodników to byłoby z o wiele lepszym skutkiem, bo w Anglii można się sporo na torze nauczyć.
– A jak możesz podsumować krótko swój sezon – zarówno w Wilkach Krosno, jak i indywidualnie?
– Generalnie chyba wszyscy możemy być zaskoczeni – i ja i klub i reszta zawodników. Wiadomo, cel był taki, żeby się utrzymać. Po transferze mnie i Vaszki Milika, system wartościowania się trochę zmienił i chcieliśmy tych play-offów, ale nikt nie stawiał od razu na finał. Stało jak się stało. Byliśmy bardzo zadowoleni, że do tego finału wjechaliśmy. Pojechaliśmy troszkę bez presji i może to nas właśnie zgubiło. A indywidualnie, to celowałem w TOP3 ligi, a byłem drugi, więc myślę, że całkiem spoko.
Jazda "Tofeeka" na większości spotkań była bardzo widowiskowa. Zawodnik nie odpuszczał w żadnym z wyścigów, a w konsekwencji skończył na drugim miejscu pod względem średniej biegopunktowej
– Wziąłeś udział w pikniku żużlowym w Dalabuszkach, kończącym sezon 2021. Zrobiliście niezłe widowisko. Miałeś już okazję tutaj wcześniej jeździć, prawda?
– Tak, jeździłem tutaj już nie raz. Bartek Smektała jest tak jakby sąsiadem tego toru, więc mieliśmy okazję parę razy by tu pośmigać. Fajny tor, świetny do przetarcia przed Anglią, albo nawet tak naprawdę do dobrej zabawy. Dobrze było tu wrócić, bo ja lubię takie małe owale, gdzie można właśnie pobawić się trochę na motocyklu.
– No i jeszcze ten „wyścig z jajem”. Dowiozłeś jajko na łyżce do mety jako pierwszy. Wyzwanie ciekawe, a przy okazji trochę śmiechu i dobrej zabawy.
– Tak, no zupełnie się tego nie spodziewałem. Wiedziałem, że będą tutaj też inne motocykle, niż zwykłe żużlówki, ale nie sądziłem, że zostaną tak wykorzystane. Fajnie, że kibice mogli oglądać takie nietypowe wyścigi. Ja w geście triumfu to jajeczko wyrzuciłem. Nie stłukło się, bo było ugotowane na twardo (śmiech).
"Wyścig z jajem" na torze w Dalabuszkach
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!