W pierwszej połowie lipca Fredrik Lindgren był na ustach całego środowiska żużlowego i to nie za sprawą wyników sportowych osiąganych w cyklu FIM Speedway Grand Prix czy też w PGE Ekstralidze, a „dzięki” temu co publikował w mediach społecznościowych.
W serwisach społecznościowych dzięki Fredrikowi Lindgrenowi zawrzało dwukrotnie w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin. Pierw Szwed opublikował na Facebooku oraz na Instagramie swoje wyścigowe logo w charakterystycznej mieszance kolorów dla ruchu LGBT. Uczestnik Indywidualnych Mistrzostw Świata przyznał wówczas, że staje w obronie tejże organizacji i życzy wszystkim, by ci czuli się wolni oraz szanowani za to, kim są. Dodatkowo napisał, iż jest dumny ze swojej rodziny, która kilka lat temu okazała miłość oraz szacunek jego kuzynowi, który przyznał, że jest gejem. – „Bądź dumny z tego kim jesteś. Kochaj, kogo chcesz. Bądź tym, kim chcesz być i żyj pełnią życia” – cytował jeździec.
Już wtedy na zawodnika wylano sporą ilość popularnego w ostatnich latach hejtu. Wielu kibiców oraz osób związanych ze środowiskiem żużlowym podziwiało żużlowca za tak odważny krok w Internecie, lecz trafiali się i tacy, którzy żądali nawet wyrzucenia Lindgrena z drużyny częstochowskiego Włókniarza, że nie ma już dla niego miejsca wśród „Lwów”.
Dwa dni później brązowy medalista Indywidualnych Mistrzostw Świata zamieścił fotografię na której nago spogląda na wodny zalew otoczony lasem. Kolejny raz wybuchła „afera” wśród kibiców, którzy obarczali Lindgrena winą i nieodpowiedzialnością argumentując, ze często swoich idoli podglądają także w przeróżny możliwy sposób dzieci.
Na temat pozującego w stroju Adama reprezentanta kraju Trzech Koron, który rozgrzał do czerwoności kibiców popierając ruchy LGBT wypowiadało się wielu fachowców, którzy oczywiście mieli bardzo wiele do powiedzenia. Jako autor tego tekstu wychodzę z założenia, że dopóki Fredrik Lindgren wykonuje swoją robotę należycie i oddziela życie sportowe od prywatnego i robi punkty dla swoich drużyn angażując się tym samym w swoją pracę – niech robi co chce. To jest jego sprawa, czym się zajmuje po zdjęciu kombinezonu. Śmiem twierdzić, że po publicznym poparciu ruchu LGBT Fredrik Lindgren stracił uznanie w oczach kilku kibiców, którzy przestaną go podziwiać jako sportowca, ale jednak zdecydowanie więcej zyskał – nie tylko jeśli chodzi o fanów czarnego sportu, ale także o samo podejście do niego, jako do człowieka, a nie „maszyny robiącej punkty w Ekstralidze”. A kto ma krzyczeć „wypier*****” i tak będzie to robił. Przecież byli tacy, którzy Fredrika „cisnęli”, gdy ten wziął udział w reklamie parówek. A wówczas hejt jeszcze nie był tak popularny jak teraz.
Fredrik – jak każdy człowiek, ma prawdo do własnego zdania i popierania idei. To, że komuś się to nie podoba nie czyni z danej osoby gorszego sportowca.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!