Ja wierzę w siebie, że zrobię wszystko i nie przegapię żadnego momentu. Wierzę, że zrobię to, na co wszyscy liczą – mówił przed finałem światowym w 1973 roku Zenon Plech. Wesoły dwudziestolatek był wielkim polskim faworytem do złota na chorzowskim torze.
Zenon Plech w pierwszej połowie lat 70. był idolem na miarę nowych czasów. Był naturalnym chłopakiem o szczupłej sylwetce i pociągłej twarzy. Na głowie zaś zgodnie z trendami miał bujną czuprynę z fikuśnymi lokami aż do ramion. Jego gwiazdorski i zawadiacki uśmiech oraz bezpretensjonalna osobowość uwodziły wszystkich. Kibice go kochali. Był idolem dziewcząt, gospodyń domowych i facetów w każdym wieku chodzących w modnych dzwonach, tak jak Zenek zresztą. Był idolem i ulubieńcem nawet dla kolegów z toru, mechaników klubowych, a nawet PRL-wskich krawaciarzy od amatorskiego sportu, bo zawodowy rzecz jasna nie mieli prawa bytu. Był po prostu socjologicznym zjawiskiem obok którego nie dało się przejść obojętnie. Jego nazwisko w programie zawodów było gwarantem kompletu na trybunach. To dla niego kibice przychodzili na stadiony. W całej dosłownie Polsce. Swoją jazdą dawał im tak potrzebne chwile zapomnienia od szarej rzeczywistości.
Finał mistrzostw świata w 1973 roku zaplanowano na 2 września w Chorzowie. Miał to być drugi finał rozegrany w Polsce. Po raz pierwszy najlepsza szesnastka stawiła się trzy lata wcześniej we Wrocławiu. Polski żużel zatrzymał wtedy oddech i w ogromnym napięciu oczekiwał Polaka na najwyższym stopniu podium. Było blisko, ale Waloszka i Worynę ubiegł Ivan Mauger. Pomimo nieco słabnącej pozycji polskiego żużla z początkiem lat 70, tym razem w Chorzowie miało się udać. Marzenia o pierwszym Polaku mistrzu świata miał spełnić dwudziestolatek ze Stali Gorzów – Zenon Plech. W oczach Polaków był zwycięzcą już przed zawodami. Warszawski telewizyjny reporter Mariusz Walter nagrał specjalny dokument pt. Wiraż Nadziei, poświęcony szansom Plecha w Chorzowie.
W oczach reszty świata Plech był rywalem z najwyższej półki. – Nie zdziwmy się gdy wkrótce mistrzem świata w końcu zostanie ktoś zza Żelaznej Kurtyny – ostrzegał słynny i opiniotwórczy Barry Briggs, ze zdaniem którego liczyli się wszyscy. – W latach 60. bardzo blisko byli Rosjanie – Plechanow i Samorodow, ale tym razem w końcu może nas ktoś zaskoczyć, a dokładnie Zenon Plech – analizował Briggo.
Anglicy o Plechu mawiali – Golden Boy. Złoty Chłopiec wszedł w żużlowe towarzystwo jak huragan, a styl jego jazdy elektryzował kibiców na całym świecie. Nieokiełznany, szalony i ekstrawagancki – taki na torze był Plech. Wykorzystywał całą szerokość toru i całą kanapę na swoim motocyklu, czyli charakterystyczne w tamtych czasach długie siodełko w czeskim ESO. – Lubiłem je, bo mogłem swobodnie przesuwać się w przód i w tył – opowiadał przed kilkoma laty Super Zenon.
Wszystkie opisywane walory zaprezentował ponad stutysięcznej widowni podczas finału w Chorzowie. Już w drugim wyścigu dnia spotkali się – obok Szweda Michanka – najwięksi faworyci turnieju. Plech, Mauger i Olsen. Nowozelandczyk i tym razem był najszybszy na starcie, więc Plech rozpoczął od straty punktu, ale zwycięstwem nad Olsenem. W kolejnych biegach Plech był nie do zatrzymania, a rywale zaczęli gubić punkty. Zjednoczone biało-czerwone siły Szczakiel-Waloszek zatrzymały Maugera w biegu ósmym, natomiast w ostatniej serii Olsen pokonał Szczekiela. W rezultacie na dwa biegi przed końcem zawodów klasyfikacja przedstawiała się następująco: Szczakiel i Mauger po 13 punktów, Ole Olsen i Zenem Plech po 11, a Grigorij Chłynowski 10. Ostatnia dwójka miała w zanadrzu jeszcze jeden wyścig. Obaj stanęli pod taśmą w biegu 19.
Na starcie zaskoczył wszystkich Peter Collins, który stylem wejścia do czołówki światowej przypomniał właśnie Plecha. Anglik do tej pory jeździł przeciętnie. Plech spod siatki obrał szeroki tor jazdy. Nabrał prędkości na przeciwległej prostej i na wejściu w drugi łuk ostro wszedł pod Brytyjczyka. Plech wytrzymał atak, pojechał na linii faulu i w żargonie żużlowym – odsunął do bandy Collina. Przy ogłuszającym dopingu wyszedł na prowadzenie. Za nim usadowił się Chłynowski, który zaczął wypatrywać swojej szansy na fotel lidera wyścigu. Gdyby tak zakończył się wyścig, Plech dołączyłby do barażu o złoto. Chłynowski jednak nie pasował, zbliżał się do Polaka i wreszcie wszedł pod rywala na wirażu rozpoczynającym czwarte okrążenie. Na wyjściu Rosjanina nieco zachwiało, po czym wjechał w tor Plecha i Polak runął na tor zatrzymując się na bandzie. W pierwszej chwili sędzia z NRD wykluczył Chłynowksiego i przydzielił kolejno punkty: Plech 3, Collins 2 , Goridiejew 1.
Żużlowa legenda niesie, że gdy sędzia raz podejmie decyzję, to „parking” nie ma sensu protestować, bo na pewno jej nie zmieni. Okazało się, że nie tym razem. Momentalnie po werdykcie sędziego do akcji wkroczył anglosaski obóz w obronie interesów Ivana Maugera. Zakładali, że w barażu Mauger pokona słabnącego z biegiem zawodów Szczakiela, który notabene był ogromnym objawieniem turnieju. Zdawali sobie sprawę, że z Plechem będzie trudniej, a ponadto Mauger miałby koalicję przeciwników, a nie musiał rozstrzygać pojedynku jeden na jeden.
Prowodyrami protestów okazali się Ole Olsen (blisko przyjaciel Maugera), czołowy brytyjski dziennikarz Phil Rising i człowiek instytucja w brytyjskim żużlu Reg Faerman. Połączenie na linii budka sędziego -parking maszyn rozgrzało się na dobre. Padały argumenty, że sędzia przez całe zwody sprzyja Rosjanom i Polakom. Nie zważa na lotne starty politycznych przyjaciół, a trzyma pod taśmą zachodnie gwiazdy. Zaczęły padać ostre zarzuty i słowa. O skandalu, braku fair-play i protestach do FIM. Sędzia ugiął się i zmienił pierwotną decyzję na rzecz nowej karkołomniej interpretacji! Otóż Chłynowski pozostaje zdyskwalifikowany, ale trzy punkty wędrują do Collinsa, dwa do Plecha, który nie ukończył biegu, natomiast jedno oczko dla jadącego na czwartej pozycji w momencie zdarzenia Gordiejewa. – Ta wykładnia nie miała żadnej logiki – tłumaczył Plech. – Trudno znaleźć uzasadnienie dlaczego właśnie tak zarządził Niemiec. Do dziś nie wiem i zastanawiam się jak potoczyłby się baraż z moim udziałem. Niestety nigdy się nie dowiem – mówił po latach Super Zenon, który ostatecznie zakończył zawody na trzecim miejscu, a tytuł zdobył kolega z reprezentacji Jerzy Szczakiel. Tytuł mistrza świata dla Plecha miał być tylko kwestią czasu. Ten niestety leci nieubłaganie. Za szybko.
Panie Zenku, stanowczo z szybko.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!