Na Drużynowy Puchar Świata rozgrywany na brytyjskich torach w 2004 roku czekałem z wielkim apetytem i nie zawiodłem się. Była to świetna edycja drużynówki, a polską pocztówką tamtych wydarzeń był taniec Marcina Rempały z Garym Havelockiem. O tym pamiętnym biegu opowiada Grzegorz Drozd, nasz ekspert, wybitny dziennikarz żużlowy. Zapraszamy na drugi odcinek naszego nowego cyklu w którym przybliżamy biegi, które zapisały się na kartach historii czarnego sportu.
– Oni ze sobą tańczą! – krzyczał do mikrofonu słynny brytyjski komentator telewizyjny Tony Millard.
Pamiętny wyścig z udziałem Rempały był podczas finału do którego Polacy weszli po ciężkim boju w barażu z Australijczykami. To była końcówka zawodów. Nam wyraźnie nie szło i honoru biało-czerwonych broniła dwójka tarnowskich młokosów tj. Janusz Kołodziej i Marcin Rempała. W 19. wyścigu dnia najmłodszy wtedy z klanu Rempałów stanął pod taśmą przeciwko znakomitej trójce: Hans Andersen, Andreas Jonsson i Gary Havelock. Pierwsi dwaj byli wschodzącymi gwiazdami, a dla odmiany, Havelock był starym wygą miejscowych torów. Powoli gwiazda Garego gasła, ale na swoich śmieciach był niezwykle groźny. Przez kilka poprzednich lat jeździł dla miejscowych Piratów, miewał fantastyczne wyścigi i tworzył nowy rozdział tego klubu. Nowy rozdział na pięknie przebudowanym stadionie z efektowną restauracją na przeciwległej prostej wybudowaną na początku 21 wieku. Ukoronowaniem tych wszystkich starań promotora Matta Forda było przyznanie finału światowego w 2004 roku.
Polacy pojechali na Wyspę z mieszanymi uczuciami. Występu w kadrze odmówiło kilku czołowych i doświadczonych zawodników. Niedawno w felietonie o buntownikach z L-4 wspomniałem tamten obraz polskiej kadry, w której zawodnicy frywolnie podchodzili do swoich obowiązków. W efekcie do Anglii oprócz Tomka Golloba pojechali debiutanci z Tarnowa Janusz Kołodziej i Marcin Rempała. Cała trójka jeździła w kosmicznej wtedy Unii Tarnów. W Tarnowie był wielki boom na żużel z którego ogromnie czerpali ci dwaj utalentowani zawodnicy. – To wspaniałe uczucie, gdy kraj mnie potrzebuje – mówił do kamery Kołodziej. Obaj z Rempałą jeździli brawurowo i nieszablonowo. To był dobry moment dla światowego żużla. Nie brakowało młodych gniewnych, którzy mieli pasję w oczach i odwagę w sercu. Hans Andersen, Nicki Pedersen, Scott Nicholls, czy Andreas Jonsson jeździli niesłychanie twardo i zdecydowanie. Starym tuzom było coraz trudniej. Anglicy pod wodzą Neila Middleditcha wystawili starą gwardię, która stała przed ostatnią szansą wywalczenia złota w swojej karierze. W składzie znaleźli się Mark Loram, David Norris, czy właśnie Gary Havelock.
Finałowe zawody w Poole nie rozczarowywały i wchodziły w decydująca fazę. Na starcie wspomnianego 19. wyścigu Rempała zaspał na starcie, ale bardzo szybko zaczął przebijać się do przodu. Havelock ulokował się na drugiej pozycji i idealną ścieżką jechał jak po sznurku, a wokół niego ze wszystkich stron przez pełne cztery okrążenia roztańczył się rozpędzony Rempała. Ten wyścig to czysta magia żużla. Rempała co wiraż zaprzeczał żużlowej logice, a zarazem prawom fizyki. Popełniał błąd za błędem, po czym w niezrozumiały sposób znów przycinał i znów robił nożyce pod Havelocka! Ostatecznie na kresce minimalnie szybszy był Anglik.
W historii żużla było kilku fantazyjnych kowbojów, którzy na wirażach podnosili z haka prawą nogę mocno w górę. Robili tak zwłaszcza Amerykanie np. Bobby Ott i John Cook. Czarowali w podobny sposób Per Jonsson i Tony Rickardsson. Ale nikt do tej pory nie robił tego tak spektakularnie jak Marcin Rempała w 2004 roku! To właśnie od ekspresyjnej jazdy z fruwającą prawą nogą pieszczotliwie nazywanego w Tarnowie Marcinka, zaczęła się globalna moda na tego typu styl jazdy. Zaczął ją kopiować nawet Tomasz Gollob. Skąd to przyzwyczajenie wzięło się u Rempały? On sam nie wie. – Tak po prostu się nauczyłem – odpowiada lakonicznie Marcin, który jak wszyscy wiedzą jest mało rozmowny i wyciągnąć z niego więcej treści jest bardzo trudno. Kiedyś Marcina spotkałem w długiej i nudnej kolejce podczas odprawy na lotnisku w Londynie. Wracał do Polski po swoim meczu ligi brytyjskiej, ale nawet w takiej sytuacji nie udało mi się nic wydusić ciekawego z tarnowskiego żużlowca. Ten typ tak ma.
Często lubimy narzekać, że świat sprzysięga się przeciwko nam. Do dziś krążą legendy o spółdzielni przeciwko Tomaszowi Gollobowi w Grand Prix. Nie tylko nam wieje wiatr w oczy. W ostatnim wyścigu w Poole, Duńczyk Hans Andersen pojechał zespołowo z Peterem Kalssonem, i dzięki temu to Szwedzi kosztem Anglików cieszyli się ze złota. Natomiast Wyspiarze wciąż czekają na złoto w drużynówce od pamiętnego Bradford w 1989 roku. W tym roku minęło 30 lat.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!