Problemy Unii Tarnów to już żużlowy rolling joke. Kolejny dzień, kolejny raz słyszymy to samo. Czas z tym skończyć i zacząć traktować polski żużel poważnie.
Czym byłaby żużlowa wiosna bez szeregu problemów poszczególnych klubów, kłopotów licencyjnych czy spłat na ostatnią chwilę. Jest to już nieodłączna część naszego cyrku. Naprawdę byłbym zaskoczony, gdyby przed rozpoczęciem ligowej rywalizacji wszystko było w porządku, a żaden klub nie stałby nad przepaścią. Tym razem „padło” na Unię Tarnów, która walczy z wiatrakami, postawionymi przez nią samą.
Strategia polskiego klubu, czyli połączenie BMW z Kamazem
Jednym z bardzo popularnych haseł w ostatnich latach jest dewiza „żużel upada”. Nie będę ukrywał, w wielu aspektach się z nią zgadzam. Nie tylko ja zacząłem czuć zmęczenie dyscypliną, która z roku na rok staje się coraz bardziej „tylko polska”. Jest jednak pewien aspekt naszego rodzimego speedwaya, który trzyma mnie przy dyscyplinie – afery. Co jakiś czas w polskim żużlu dzieją się takie rzeczy, które kibicom innych sportów w 2025 roku nawet by się nie śniły.
Pech chciał, że tym razem na tapecie jest Unia Tarnów. Unia, która jest idealnym przykładem klubu skompletowanego na trytytki. Skorzystajmy z zawsze skutecznego porównania z samochodem. Silnik, w tym przypadku zawodnicy, to całkiem solidne V8 2,5 litra, dające frajdę z jazdy. Problem w tym, że skrzynia biegów to stary model z Poloneza, blachy wycięto ze Stara, a dobre opony zamieniono na te z wojskowego Kamaza. Właściciela nie było stać na porządny remont, więc zrobił wszystko „po kosztach” i wyszło jak wyszło.
W Tarnowie sami nawarzyli sobie piwa
No dobrze, ale co to ma wspólnego z Tarnowem i tamtejszą Unią. Niestety całkiem dużo. Aby dobrze zrozumieć kontekst, należy cofnąć się do wiosny 2024 roku. Po dwóch latach jazdy w II lidze, Jaskółki stały nad przepaścią. Praktycznie do samego końca nie było wiadomo, czy wystartują w rozgrywkach. A to wszystko przy dużych kontraktach z zawodnikami, podpisanymi na zasadzie „no mówię Ci stary”. Od początku śmierdziało to kłopotami, ale ostatecznie Unię do rozgrywek dopuszczono, a ta postanowiła dobrze się zabawić.
Na tyle dobrze, że skończyło się wygraniem ligi i awansem do Metalkas 2. Ekstraligi. Zasadniczo w normalnych warunkach byłaby to dobra historia na film lub serial. Utytułowany klub ma wielkie problemy, ale sztab i zawodnicy łapią się za bary i dzięki sile przyjaźni pokonują wszystkie przeciwności losu. Tylko że wcale to tak nie wyglądało. Teraz już wiemy, że tarnowianie przystąpili do sezonu nie mając nawet odpowiedniego procenta środków do tego potrzebnych. Zawodnicy na wypłaty niespecjalnie mogli liczyć, kibice i media cały czas donosili o problemach finansowych, a żużlowa centrala… no cóż, traktowała Unię jak słonia w pokoju.
Wszyscy doskonale pamiętamy, jakież było zaskoczenie, gdy jesienią okazało się, że Unia Tarnów niespecjalnie spełnia wymogi licencyjne. Pieniędzy nie było, z ugodami był problem, a dokumenty o zamknięciu sezonu trzeba było dostarczyć. Skończyło się na pożyczkach od sponsorów, którzy postanowili uratować klub i dać mu szansę. Czy słusznie? Nie nam oceniać.
Unia Tarnów nie przygotowała się do sezonu. Takie są fakty
Pieniądze wpłynęły, papiery wysłane, można budować skład. Władze Unii zrobiły w tym miejscu praktycznie wszystko, by ze sportowego punktu widzenia klub wyglądał rzetelnie. Przeprowadzono niezłe transfery, zbudowano zespół, który szanse na utrzymanie mieć będzie. Wydawało się już, że problemy zaczynają opuszczać stadion w Mościcach. No właśnie, wydawało się.
Przyszła wiosna, przyszła smutna rzeczywistość. Zawodników za sezon 2024 może i udało się spłacić, ale przygotować ich do nowego sezonu już nie. Pożyczek od sponsorów nie spłacono, a przynajmniej nic o tym teraz nie wiemy. Klub dostał więc ultimatum – do 11 marca dosyła do centrali dokumenty, w tym opinię biegłego rewidenta na temat planu naprawczego klubowych finansów. W końcu pożyczki trzeba spłacić, a na jazdę w Metalkas 2. Ekstralidze góra złotych monet też jest potrzebna. Z tego co ustało się ustalić innym dziennikarzom, problemem stały się nawet pierwsze transze dla zawodników na przygotowanie do sezonu. A pech chciał, że są one wymagane licencyjne. No i zabawa zaczęła się na nowo.
Na domiar złego doszedł problem infrastrukturalny. Stadion w Tarnowie nie należy do najnowszych i najbardziej zadbanych w kraju. No dobra, nie bójmy się słów, to kompletna ruina, która mogłaby spełniać warunki sportowej rywalizacji co najwyżej w 3 lidze picigin w południowej Chorwacji. By spełniać wymogi Metalkas 2. Ekstraligi, w Mościcach trzeba przede wszystkim zbudować odwodnienie liniowe, a to kosztuje. Miasto chciało pomóc, wykładając na ten cel 5 milionów złotych. Ale by przeprowadzić remont, potrzeba ich prawie 7. A klub się nie dołoży, no bo z czego?
W Tarnowie zagrają na czas? Władze ligi mogą tylko udawać nieustępliwych
Wszystko powyższe złożyło się na jakże klasyczną dla polskiego żużla sytuację. Do startu ligi pozostał miesiąc, a nadal nie wiemy, kto w niej pojedzie. Tarnowianie mogą próbować grać na czas, co z reguły przynosiło efekt. Prezes Unii zapewnia, że dokumenty zostaną dosłane w terminie i wszystko będzie w porządku. Wtedy pozostanie problem infrastrukturalny, który zasadniczo od klubu nie zależy, bo ten przecież nie jest właścicielem obiektu. Po prawdzie jednak ciężko mi uwierzyć, że faktycznie kwestie finansowe zostaną domknięte przed deadline’m.
Jeszcze w lutym opisywałem sytuację z piłkarskiej Ekstraklasy, gdzie spółka-właściciel rozgrywek postanowiła uratować tonącą w długach Lechię Gdańsk. Wówczas bardzo dużo mówiło się o tym, że Ekstraklasie S.A. zależy na utrzymaniu pełnej liczby drużyn uczestniczącej w rozgrywkach ze względu na umowę z Canal+. Obawiałem się wówczas, że w żużlowym świecie może niedługo dojść do podobnej sytuacji. No i kilka tygodni później się w niej znajdujemy.
Osoby związane ze spółką Speedway Ekstraliga S.A. powtarzały w ostatnich dniach, że taryfy ulgowej dla Tarnowa nie będzie. Albo Unia będzie gotowa do jazdy, albo liga wystartuje w okrojonym składzie. Przy czym od razu pojawia się pytanie – co na to telewizja? Mniej meczów do pokazania, mniej kibiców przed telewizorami, mniej przychodów z reklam – to ma znaczenie. A pamiętajmy, że Canal+ jest głównym chlebodawcą polskiego speedwaya.
Wystarczy, że wyłączny nadawca Metalkas 2. Ekstraligi lekko tupnie nogą i sytuacja Unii Tarnów ulegnie poprawie. Termin dostarczenia dokumentów się przesunie, „długi licencyjne” zostaną spłacone za pieniądze telewizji lub samej spółki Speedway Ekstraliga S.A. i finito – jedziemy dalej. Nawet na kwestie infrastrukturalne spojrzy się łagodniej, no bo przecież czemu karać klub, jak miasto nie może przeprowadzić prostego remontu.
Zacznijmy traktować się poważnie. Czas skończyć z bańką
Doskonale pamiętam, jak przed laty mówiło się o ratowaniu mniejszych ośrodków żużlowych przed upadkiem, bo przecież tak będzie lepiej dla całej dyscypliny. Naginano przepisy np. dla Victorii Piła, która weszła do rozgrywek 2 ligi praktycznie bez procesu licencyjnego, po upadku Speedway Polonii. Wtedy myślałem jeszcze, że to ciekawe rozwiązanie, takie ludzkie, z sercem i honorem.
Teraz moje zdanie diametralnie się zmieniło. Będąc w żużlu od wielu lat, byłem świadkiem wielu upadków, problemów, szukania winnych, gimnastyki władz, by jakieś miasto nie zniknęło z żużlowej mapy Polski. A to wszystko przy gigantycznym napompowaniu sportu pieniędzmi, które, według mnie, z wartościami rynkowymi mają tyle wspólnego, co stadion w Mościcach z przebudowanym Estadio Santiago Bernabeu.
Jeśli Unia Tarnów, w przypadku niewywiązania się z jakiegokolwiek obowiązku licencyjnego, zostanie dopuszczona do rozgrywek, będę bardzo zawiedziony. Przyszedł już czas, by to ukrócić. By nie bać się wyrzucić klubu nie będącego w jakikolwiek sposób wiarygodnym dla rywali czy zawodników z rozgrywek ligowych. W kibicach żużlowa dusza nie umrze. Po przerwie nadal będą wypełniać trybuny, gdy klub wróci do rozgrywek z czystą kartą. A dalej pozwalając na kombinacje, ciągłe szukanie kruczków prawnych i przesadne rolowanie długu, centrala pokaże tylko innym klubom, że eldorado trwa. I wtedy trwać będzie w najlepsze. Dalej miasta będą zasypywać długi, dalej zawodnicy będą już przed sezonem wiedzieć, że co najwyżej skończy się na ugodzie i utracie części zarobionych pieniędzy. Dalej kibice, zamiast skupiać się na kwestiach sportowych, będą rozmawiać o płynności finansowej ich ulubionych drużyn. Nie wiem jak wy, ale ja już mam tego po dziurki w nosie.
PS: Tak, doskonale znam sytuację Stali Gorzów, ale to temat na zupełnie inny materiał.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!