Get Well Toruń przegrał w piątek na własnym torze ze Speed Car Motorem Lublin 37:53. Porażka byłaby nieco niższa, gdyby sędzia Remigiusz Substyk nie przerwał piętnastej gonitwy po niebezpiecznym kontakcie dwóch zawodników gości.
Na powtórce najbardziej skorzystał Mikkel Michelsen, który w efekcie wykręcił w grodzie Kopernika rezultat bardzo bliski ideału – 14 punktów. – Wszystko zagrało dziś doskonale. To był jeden z tych dni, kiedy wszystko dzieje się tak, jak sobie wymarzysz. Ustawienia okazały się trafione, mechanicy spisali się świetnie. To wszystko uczyniło mój mecz znacznie łatwiejszym. Motoarena to taki tor, że jeżeli masz dobrą prędkość, to banalnie prosto jest zaliczyć dobre zawody, bo jest tutaj mnóstwo ścieżek i zawsze znajdzie się jakąś w miarę optymalną. Właściwie tylko kilka startów mogło wyjść mi lepiej, ale nie mam prawa być niezadowolonym po takim występie – ocenił „na gorąco” sam zainteresowany w rozmowie z korespondentem portalu speedwaynews.pl.
Duńczyk nie jest także bardzo zaskoczony faktem, że jego zespołowi udało się odnieść aż tak przekonujące zwycięstwo. „Koziołki” poczyniły w ten sposób ogromny krok w kierunku co najmniej siódmego miejsca w tabeli, choć bardzo realne jest także utrzymanie z pominięciem barażu. – Po ostatnim meczu domowym każdy wiedział, że trzeba się przebudzić i zacząć zdobywać punkty do tabeli. Udało się nam to w pełni zrealizować. Przycisnęliśmy gospodarzy od początku i potem tylko budowaliśmy przewagę. Toruń nie jest słabą drużyną, jeżeli chodzi o umiejętności, dlatego uważam, że wygraliśmy ten mecz głową. Nam bardzo zależy na pozostaniu w Ekstralidze i zdołaliśmy to udowodnić – powiedział zdobywca 14 oczek.
Ogromne kontrowersje wzbudził wspomniany już wyścig piętnasty. Gospodarze bezpiecznie prowadzili w nim podwójnie, gdy na przeciwległej prostej trzeciego okrążenia Grigorij Łaguta bardzo ostro zamknął bramę Mikkelowi Michelsenowi. Duńczyk ledwie wyratował się przed upadkiem i puścił gaz. W tym momencie arbiter zdecydował o przerwaniu wyścigu i wykluczeniu Rosjanina. Najwięcej stracił na tym Get Well Toruń, gdyż w powtórce z 5:1 zrobiło się 3:3. Czy Michelsen w ogóle spodziewał się takiej decyzji Remigiusza Substyka? – W życiu! (śmiech) Szczerze mówiąc, po całej tej akcji zamierzałem po prostu dojechać jedno brakujące okrążenie. Nie oczekiwałem, że sędzia nakaże powtórkę. Grisza później przeprosił i powiedział, że mnie nie widział. Ja z kolei nie spodziewałem się, że dojedzie tak blisko do płotu. Dostałem drugą szansę, dokonałem kilku poprawek w sprzęcie i udało się zakończyć mecz w znacznie lepszym stylu – zrelacjonował Duńczyk.
Nie było to pierwsze w tym meczu starcie Michelsena z własnym kolegą z pary. W gonitwie dziesiątej zawodnik z kraju Hamleta stoczył bardzo ostry pojedynek z… Wiktorem Trofimowem, młodzieżowcem Speed Car Motoru. Przez moment zanosiło się nawet, że z powodu tego starcia goście przegrają podwójnie. Finalnie jednak udało się przywieźć Norberta Kościucha na ostatniej pozycji, zatem 25-latka to zamieszanie kosztowało „tylko” brak możliwości powalczenia o komplet punktów. – Obaj bardzo chcieliśmy wygrać. Do tego stopnia, że zapomnieliśmy, z kim się ścigamy (śmiech). Na szczęście nie miało to większego znaczenia dla przebiegu meczu. Nie było żadnych upadków ani kontuzji. Nie chowamy też do siebie urazy, bo jesteśmy kolegami z drużyny, która wygrała. W dodatku mamy najlepszych fanów na świecie. Czego chcieć więcej? – retorycznie pyta na zakończenie rozmowy z portalem speedwaynews.pl Mikkel Michelsen.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!