Działacze TSŻ-u Toruń postanowili dwa lata temu postawić na szkolenie. Po tym czasie efekty są bardziej niż zadowalające, bowiem młode pokolenie toruńskich speedrowerzystów rokuje na wielkie sukcesy. W rozmowie z naszym portalem jeden z nich – Jakub Sawiński, opowiedział m.in. o swoich początkach, celach na przyszłość i licznych pasjach.
Bartosz Fryckowski (speedwaynews.pl): – Na początek wyjątkowo powtarzalne pytanie, ale jakże istotne. Jak zaczęła się twoja przygoda ze speedrowerem?
Jakub Sawiński (zawodnik TSŻ Toruń): – Razem z moim sąsiadem, Filipem Kowalskim, bardzo lubiliśmy żużel. Chodziliśmy praktycznie na wszystkie mecze. Chcieliśmy choć trochę być jak żużlowcy, dlatego zaczęliśmy ścigać się na „góralach” na parkingu przy pobliskim ZST. Po jakimś roku zaczęło nam się to lekko nudzić, ale wtedy pierwszy raz usłyszeliśmy o speedrowerze. W kolejnym tygodniu byliśmy już na swoim pierwszym treningu na torze przy ulicy Bielańskiej. Tak zaczęła się moja speedrowerowa przygoda.
– Cofnijmy się do zeszłego sezonu. Co w swoim wykonaniu uznajesz na plus, a co na minus?
– Ogólnie zeszły sezon w moim wykonaniu oceniam w miarę dobrze, ale nie było tak idealnie, jak zakładałem przed jego startem. Jako główny cel stawiałem sobie miejsce w pierwszej piątce na mistrzostwach świata w kategorii U-16. Niestety, przygoda ze speedrowerowym „mundialem” w mojej kategorii skończyła się jedynie na półfinale. Zrobiłem wtedy za dużo błędów, przez co straciłem szanse na zdobycie awansu do upragnionego finału. Po tych wszystkich wydarzeniach byłem naprawdę załamany. Miało być tak pięknie, ale wyszło jak wyszło.
Tydzień po Mistrzostwach Świata pomyślałem jednak, że tego sezonu nie musiałem spisywać całkowicie na straty. Przede mną były jeszcze indywidualne oraz drużynowe mistrzostwa Polski w kategorii U-16 oraz finałowe rundy Pucharu Polski juniorów. Powróciłem więc do częstych treningów i coś zaskoczyło. Forma wróciła. Przyszła pora na indywidualne mistrzostwa Polski kadetów, które odbyły się na torze w Zielonej Górze. Były to moje pierwsze zawody na tym owalu, ale od początku mi podpasował. Finalnie zdobyłem bardzo dobre piąte miejsce, cel zrealizowany. W późniejszym finale cyklu Pucharu Polski juniorów w Poczesnej razem z chłopakami pokazaliśmy, co to znaczy drużyna, i zajęliśmy pierwsze miejsce. Dało nam to trzecie miejsce w klasyfikacji ogólnej, z którego byliśmy bardzo zadowoleni. Przysłowiową „wisienką na torcie” były ostatnie zawody sezonu na naszym torze. Były to drużynowe mistrzostwa Polski kadetów, w których zdobyliśmy złoto. Podsumowując – bardzo słaby początek sezonu, dobre zakończenie.
– Przed tobą ostatni sezon w gronie kadetów. Jakie stawiasz przed sobą cele?
– Celem numer jeden na ten rok jest podium w Mistrzostwach Świata U-16 w Australii. W ogóle celem jest pojechanie tam. Jednak ze względu na trwającą na całym świecie pandemię koronawirusa wątpię, że mistrzostwa odbędą się w tym roku. Jeżeli impreza ta zostanie przełożona, to nie wiem, czy będę mógł wystartować w kategorii do lat 16. Zobaczymy, jak wybrnie z tej sytuacji ICSF. Byłoby fantastycznie, gdyby „zamrozili” roczniki. Jednak to nie do mnie należy ta decyzja. Poza tym celuję w tytuł mistrza Polski kadetów. Chcę także pokazywać się z lepszej strony w rozgrywkach ligowych, bez popełniania zbędnej ilości błędów.
– Rewolucja, która została wprowadzona, w dużej mierze pomoże takim zawodnikom jak ty. Zgodzisz się z tym stwierdzeniem?
– Jasne, jak najbardziej zgadzam się z tym stwierdzeniem. Według mnie to bardzo dobry ruch ze strony PFKS-u. Liga po tej rewolucji stanie się bardziej zacięta, mogę to zapewnić.
– Ze względu na fryzurę oraz posturę jesteś porównywany do Bartka Grabowskiego za młodu. Stawianie obok takiego zawodnika z pewnością nie jest ujmą, ale czy w jakimś stopniu wzorujesz się na indywidualnym mistrzu świata z 2015 roku?
– Fakt, trochę jesteśmy podobni do siebie pod względem wyglądu. Co do moich włosów, to chcę powiedzieć, że będą jeszcze dłuższe niż te u Bartka z tamtych czasów. Do poziomu sportowego indywidualnego mistrza świata z 2015 bardzo dużo mi zostało. Na pewno wzoruję się na atomowych startach Bartka. Podziwiam w jego jeździe, że cały czas myśli na torze. Jest to naprawdę niesamowite.
– Jacy speedrowerzyści, a szerzej – sportowcy są twoimi idolami i dlaczego?
– Jeżeli chodzi o speedrowerzystów to jest to na pewno Kuba Kościecha – aktualny mistrz Polski. Jego sylwetka na torze oraz waleczność są godne naśladowania. Co do żużlowców, moim idolem jest Chris Holder. U popularnego „Chrispy'ego” podziwiam lojalność wobec klubu, waleczność na torze oraz pozytywne nastawienie do życia. Myślę jednak, że moim największym idolem jest Robert Kubica. Pokazał on, że można wszystko. Powrócił on do F1 po feralnym wypadku podczas rajdu samochodowego we Włoszech. Powrót do elity motorsportu zajął mu 8 lat. Jest to naprawdę niesamowita historia i liczę na to, że Alfa Romeo Racing ORLEN w następnym sezonie podpisze z Robertem kontrakt na kierowcę wyścigowego.
– W związku z pandemią wszystko powoli wraca do normy. Jak przez ostatni miesiąc radziłeś sobie, aby utrzymać formę?
– Muszę przyznać, że był to dla mnie bardzo ciężki okres. Praktycznie codziennie miałem treningi. Jak nie speedrower, to tenis. Czas ten starałem się spożytkować jak najlepiej. Praktycznie codziennie, kiedy można było, wychodziłem na rower. Czuję więc, że formy nie straciłem. Do tego ćwiczyłem mocno kciuki. Myślę, że cały sezon rozegrany w grze F1 2012 nie pójdzie na marne (śmiech).
– Grafik twoich treningów obecnie opiera się o jazdę rowerem górskim.
– Dokładnie tak. Tak jak wcześniej wspominałem, jeździłem i jeżdzę na moim „góralu” praktycznie codziennie. Wierzę, że to dobre posunięcie, które zaprocentuje w trakcie sezonu.
– Od dziecka jesteś bardzo aktywny, miałeś okazję trenować koszykówkę oraz nadal trenujesz tenis. Ostatnio zostałeś nawet wicemistrzem województwa kujawsko-pomorskiego. Masz jakieś dalsze plany związane z tą dyscypliną?
– Tenis ziemny trenuję nieprzerwanie od ponad 9 lat. Przed rozpoczęciem kariery speedrowerowej jeździłem z Tatą po całej Polsce na turnieje. Miałem wtedy treningi 4–5 razy w tygodniu. Ale wtedy niestety na jednym z turniejów przydarzyła mi się kontuzja. Musiałem zaprzestać jakiejkolwiek aktywności fizycznej na pół roku. Aktualnie gram dla własnej frajdy. Planuję jednak w przyszłości zrobić papiery trenerskie.
– A co daje ci tenis w speedrowerze?
– Według mnie przede wszystkim: mocne nogi, skupienie i dynamikę.
– Oprócz aktywnego uprawiania sportu jesteś też kibicem wielu dyscyplin. Jakie sporty znajdują się w twoim obszarze zainteresowań i dlaczego akurat one?
– Pierwsze miejsce zajmuje oczywiście żużel. Chodzę na mecze od dziecka. Tak samo przeżywałem spadek toruńskiego klubu żużlowego, jak inni wierni kibice z Torunia. Drugie miejsce w „moim rankingu” zajmuje F1, oczywiście ze względu właśnie na Roberta. Podium zamyka MTB, enduro, downhill, dirt – wszystko, co z rowerem związane. Liczę, że Szymon Godziek wygra następne zawody RedBull Rampage. Już w tym roku było blisko.
– Czym interesujesz się poza sportem?
– Podróżami, bardzo to lubię. Niestety ten czas nie jest idealny do podróżowania, ale kiedy to wszystko się skończy, pojedziemy do Australii na mistrzostwa świata. Poza tym lubię pograć w Fifę, F1 czy NHL.
– Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.
– Dziękuję bardzo.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!