Moje Bermudy Stal Gorzów kolejny sezon z rzędu zakończyła z medalem Drużynowych Mistrzostw Polski. Jednakże najpewniej nikt w klubie nie jest usatysfakcjonowany tym, że jest to „tylko” brązowy medal. Co dało się zrobić lepiej, a w jakich kwestiach można mówić tylko i wyłącznie o zwykłym pechu?
Nikt o zdrowych zmysłach rozmyślając o planach na przyszły sezon zimą nie zakłada raczej zalewu kontuzji w najważniejszym okresie rozgrywek. Z takim problemem musiała borykać się drużyna prowadzona przez Stanisława Chomskiego, kiedy to niemalże w okresie dwóch tygodni (!) z talii kart wypadły trzy asy w postaci Martina Vaculíka, Szymona Woźniaka i Wiktora Jasińskiego. Do tego dobre pół sezonu kontuzjowany był Kamil Nowacki, a za niego jechał Kamil Pytlewski, zdobywca 3 punktów w 22 startach. Pomimo tych wszystkich problemów, przez które sezon zasadniczy drużyna zakończyła na porażkach 30:42 z Betard Spartą Wrocław i 40:50 z eWinner Apatorem Toruń, team z Gorzowa zakończył rundę zasadniczą na trzecim. Strata wyniosła jedno „oczko” do drużyny z Lublina, z którą to zmierzyła się w dwumeczu o wielki finał PGE Ekstraligi. Kibice praktycznie od początku sierpnia wyczekiwali z niecierpliwością na jakąkolwiek pozytywną informację nt. rekonwalescentów.
Na tor jako pierwszy wrócił Wiktor Jasiński, zdobywca 8 punktów w spotkaniu na Motoarenie. Jednak o najważniejsze ogniwa, czyli o Martina Vaculíka i Szymona Woźniaka, wszyscy fani „żołto-niebieskich” musieli drżeć nieco dłużej. Co prawda o Słowaku informacja wyciekła już nieco wcześniej za pomocą zdjęcia z treningu w Żarnovicy, ale oficjalną informację co do powrotu tej dwójki oraz Kamila Nowackiego, Stal Gorzów przekazała w ostatni dzień sierpnia. Niestety dla tej trójki czasu na objeżdżenie się i spokojny powrót na tor zabrakło, czego wynikiem była porażka 41:49 na własnym obiekcie i praktycznie przekreślenie szans na walkę o medal z najcenniejszego kruszcu. W dwumeczu o brąz z Fogo Unią Leszno było już o niebo lepiej, co pokazywały dwukrotne zwycięstwa 49:41 przy m.in. 12 punktach Vaculika w meczu domowym.
Za nami cały sezon, nie tylko i wyłącznie faza Play-Off. Przed Wami, drodzy czytelnicy, moja subiektywna ocena każdego zawodnika oraz trenera odpowiedzialnego za tę drużynę, jak w szkole, w skali od 1 do 6. Zapraszam:
(kapitan) Bartosz Zmarzlik: 6-
Średnia 2.649 chyba najcelniej opisze sezon 2021 w wykonaniu dwukrotnego Indywidualnego Mistrza Świata. Jedynym malutkim minusem, drobną rysą na pomnikowym roku kalendarzowym w PGE Ekstralidze Bartosza Zmarzlika będzie domowe spotkanie z Włókniarzem Częstochowa. Porażki u siebie z Mateuszem Świdnickim, Jakubem Miśkowiakiem, czy Kacprem Woryną w momencie, w którym Wiktor Jasiński prowadzi w wyścigu można by rzec „nie przystoją” liderowi takiego kalibru, jak Bartosz, lecz każdemu może przytrafić się słabszy dzień. Takowe słabsze dni nie przychodziły już później, kiedy trzeba było dźwigać na plecach ciężar wprowadzenia drużyny do najważniejszej fazy sezonu. Duży komplet 18 punktów w Częstochowie dający zwycięstwo 51:39 drużynie z północy lubuskiego przypieczętował miejsce w TOP4. A w takich właśnie spotkaniach, z nożem na gardle, poznaje się kunszt lidera z krwi i kości. 34 punkty w 12 startach w przegranych półfinałach doszczętnie zamknęły polemikę tym, którzy mieli jakieś problemy z Bartoszem Zmarzlikiem w tym sezonie.
Martin Vaculík: 5
Na takiego drugiego lidera na kontrakcie Gorzów czekał od odejścia tego samego Martina Vaculika zimą 2018 roku. Co prawda sezon temu udało się za pomocą instytucji „gościa” ściągnąć w trakcie pożaru Jacka Holdera, jednak to nie to samo co swój zawodnik. A Martin Vaculik wątpliwości rozwiał już na starcie sezonu w spotkaniu na stadionie im. Alfreda Smoczyka. Co prawda zdarzały mu się słabsze występy takie jak ten na terenie we Wrocławiu, kiedy to w pięciu biegach przywiózł ledwie pięć punktów z bonusem. Z perspektywy całego sezonu Martin Vaculik wywiązał się należycie z funkcji drugiego lidera kończąc z średnią 2.209.
Szymon Woźniak: 4+/5-
Houston, mamy problem! Szymon Woźniak każdy spróbuje ugasić. Pracowity rzemieślnik, który w tym sezonie nie raz zaskoczył kibiców spektakularną jak na niego ilością mijanek. Mało gdzie mogą się pochwalić tak stabilnym „drugim” polskim seniorem jak on. 21 średnia ligi (wyżej m.in. od Dominika Kubery), dobre występy w ważnych spotkaniach fazy zasadniczej. Ten zawodnik raczej ma małą liczbę sceptyków ze względu na swoje niesamowicie profesjonalne podejście do zawodu.
Anders Thomsen: 4
Szczerze. Ten zawodnik rozpalił w Gorzowie przepotężne nadzieje drugą połową sezonu 2020, kiedy to w połączeniu z Holderem i Zmarzlikiem stanowili trójkę wręcz idealną. Do tego awans do Grand Prix i wydawałoby się coraz to większa stabilizacja. A to wciąż ten stary, znany wszystkim od 2019 roku Anders Thomsen. Nierówny jak diabli, od 12 punktów z bonusem z wyjazdu w Lesznie po 2 punkty z bonusem na własnym stadionie z spadkowiczem z Zielonej Góry. Potrafi być niesamowicie przebojowy, waleczny, szybki tylko po to, żeby w następnym wyścigu co najwyżej gonić własny cień na ostatniej pozycji. Do Nielsa-Kristiana Iversena z czasów świetności, którego czasami przypomina, dalej mu trochę brakuje.
Rafał Karczmarz: 2+
Ten plus tylko i wyłącznie za spotkanie w Lesznie, kiedy to swoim występem na miarę starego, dobrego Rafała Karczmarza dał Stali ważne +8 przed rewanżem u siebie. Poza tym spotkaniem, w którym 22-letni zawodnik zanotował 9 punktów w 5 startach, na próżno szukać innych tak dobrych występów. Co gorsze, w ogóle na próżno szukać dobrych występów. Jedynym w morzu katastrofy może być mecz u siebie, o ironio, również z Unią Leszno kiedy to Karczmarz udanie zastąpił Marcusa Birkemose w trakcie spotkania. Od 2019 roku jest to cień zawodnika, który jeszcze w m.in. 2017 roku pokazywał, że jest w stanie godnie zastąpić parę Zmarzlik-Cyfer w dosyć dużym stopniu. Pozostaje trzymać kciuki za odbudowę w Krośnie.
Marcus Birkemose: 1
Jakkolwiek duża przepaść by nie była między drugą ligą a Ekstraligą zawodnik, który szturmem podbijał żużlowy świat w 2020 kończąc z medalem mistrzostw Danii nie może jechać tak tragicznie. O ile widać u niego czysty talent, brak strachu i żużel wpisany w DNA (sytuacja z Wiktorem Lampartem ukazała to dosyć dobitnie) tak brakuje wszystkiego poza tym. Od zaplecza sprzętowego po zaplecze ludzkie na własnym podejściu kończąc. Nie bez powodu klub wyciągał do niego pomocną dłoń a on uznał, że sam sobie poradzi ze swoimi problemami. W 2021 roku sobie nie poradził.
Kamil Pytlewski&Oliwier Ralcewicz: 0
Tego się nie da ocenić inaczej. Przez ten duet część społeczeństwa żużlowego zaczęła mocno powątpiewać w dalszą słuszność produkowania „na siłę” zastanawiając się, w jaki sposób przyznaje się licencję „Ż”. Fani z niecierpliwością czekali na Kowalskiego, dostali Hurysza. Pozostaje modlić się o jak najszybciej nadchodzący czerwiec.
Wiktor Jasiński: 3
Nie można temu chłopakowi odmówić ambicji. Nie można odmówić woli walki i gryzienia toru za każdym jednym spotkaniem, czego efektem był np. bardzo dobry występ w starciu z Włókniarzem na torze domowym. Jednakże nie każdy brak doświadczenia spowodowany późnym przeskokiem na żużel da się ukryć samą pracowitością. Kto wie, być może będzie to żużlowiec, który za parę lat będzie solidnym seniorem na poziomie Ekstraligi. Papiery na to są, czas jednak nieubłaganie goni.
Kamil Nowacki: 2
Ciężko tu cokolwiek oceniać, kiedy zawodnik ten pół roku leczył kontuzję. Kiedy jechał to nadzwyczaj często nie był dobrą wartością dodaną w parzę z Jasińskim. Wyjątkiem bez wątpienia będzie pierwsza kolejka, kiedy to Kamil wygrał bieg młodzieżowy z Krzysztofem Sadurskim i Kacprem Pludrą. Przez cały okres młodzieżowca Kamila gnębiły kontuzje, o tym nie można zapominać. Jednak to nie może być czynnik przyćmiewający tak słabe wyniki 21-latka.
Stanisław Chomski: 3+
Sezon pełen sprzeczności w wykonaniu trenera tej drużyny. Z jednej strony pewnych rzeczy po prostu nie da się zepsuć mając w drużynie taką dwójkę jak Zmarzlik i Vaculik. Z drugiej trzeba pamiętać dobre, szybkie reakcje takie jak posadzenie Marcusa Birkemose już po pierwszej serii starcia z Bykami na „Jancarzu”. Na pochwałę zasługuje także zdobycie medalu z drużyną, która w sierpniu więcej razy widziała się z rehabilitantami niż z żużlowym torem. Zdecydowaną rysą będzie domowy tor, co do którego obietnice słyszmy już minimum od finałowego starcia z Toruniem w 2016. Czasami można mieć wątpliwości, czy na to ktoś w klubie na czele z trenerem ma pomysł, kującym w oko widokiem są momenty, kiedy to szybszy Zmarzlik ma problemy z wyprzedzeniem zawodnika rywali ze względu na ubogą ilość ścieżek, o pozostałych zawodnikach nie wspominając. Czasami wręcz za duże zaufanie co do Rafała Karczmarza pomimo podobnej jazdy, jaką prezentował szybko sadzany na ławce Marcus również zasługuje na odnotowanie. Mieszania w parach na domowe spotkania, kiedy to po dobrym rozdzieleniu Woźniak-Karczmarz po meczu z Włókniarzem postanowiono do tego wrócić na starcie z podrażnionym wtedy Drużynowym Mistrzem Polski 2020 ukazywały wątpliwości, jakie ma sztab co do swoich zawodników. Na samym końcu jednak trenera rozliczamy z medalu, a ten na szyjach żółto-niebieskich zawisnął.
Podsumowując. Parę rzeczy w rundzie zasadniczej dało się zrobić lepiej. Play-Offy nie pozostawiły żadnych złudzeń, co do posiadania wręcz dziury na pozycji zawodnika do lat 24, stąd transfer Patricka Hansena. Warto pamiętać przy tym, że gdyby Martin Vaculík i Szymon Woźniak w najważniejszą fazę sezonu weszli optymalnie przygotowani to mogłoby się to skończyć lepiej.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!