Tomasz Bajerski i Tomasz Gollob. Czy to dwaj najbardziej utalentowani żużlowcy, jakich wydał polski speedway? Na pewno są w ścisłej czołówce. Ich koleje losu podążyły bardzo różnymi drogami, ale teraz znowu się skrzyżują.
Bajerski. Urodził się 9 września 1975 roku. Wychowanek Apatora Toruń, który do macierzystego zespołu wszedł z drzwiami w marcu 1992, od razu zdobywając 9 punktów i 2 bonusy. Był to więc debiut jeszcze bardziej efektowny niż to, co lata później pokazywali inni szesnastolatkowie – Darcy Ward czy Bartosz Zmarzlik. „Bajer” w swojej epoce był najlepszym krajowym młodzieżowcem, a do dziś jest najdrożej sprzedanym żużlowcem. Przed sezonem 1997 przeszedł do Gorzowa za 600 tysięcy złotych. Kwota abstrakcyjna szczególnie w tamtych czasach, gdy średnia krajowa po denominacji kręciła się wokół 1000 zł.
Tam jego talent – z różnych przyczyn – nie rozwijał się tak, jak można było oczekiwać. Bajerski był solidnym ligowcem z momentami przebłysków, ale bez takich osiągnięć, na jakie pozwalał jego niewątpliwy talent. Niewiele zmieniło się również po powrocie do grodu Kopernika. Sezon 2003 był dla niego jedynym spędzonym w cyklu Grand Prix, ponadto ostatnim, w którym nazwisko Bajerski wiele znaczyło. Lata 2007–2008 spędził w zagranicznych klubach próbujących swoich sił w drugiej lidze. Potem nie startował już w lidze regularnie, do tego doszły spore problemy osobiste.
Do żużla powrócił w 2014 roku, ale już jako ekspert telewizyjny stacji TVP. W tych transmisjach pokazał, że mimo przerwy i różnych przygód, na jeździe w lewo nadal zna się doskonale. Być może dlatego to właśnie jemu Arkadiusz Ładziński powierzył rolę szkoleniowca reaktywującego się PSŻ-u Poznań. „Bajer” pełni ją już trzeci sezon z rzędu, nadal pojawiając się w telewizji – tym razem już w stacji nc+.
Gollob. 11 kwietnia obchodził 48. urodziny. Jego debiut nie był aż tak efektowny – wyjechał na tor jako rezerwowy w ostatnim biegu i zdobył jedno oczko po defekcie bardziej doświadczonego zawodnika. „Chudy” czynił jednak błyskawiczne postępy. Jeszcze jako junior wygrał właściwie wszystko, co na krajowym podwórku można było wygrać, a potem przeskoczył na arenę międzynarodową. W latach 90. był jedynym biało-czerwonym, który nawiązywał na niej regularną walkę. Już w 1999 roku mógł przypieczętować tę rywalizację tytułem Indywidualnego Mistrza Świata – złoto stracił głównie z powodu wypadku w pamiętnym finale Złotego Kasku. Co się odwlecze, to jednak nie uciecze – 11 lat później Tomasz Gollob w końcu zawiesił na szyi ten najcenniejszy dla żużlowca krążek.
Dominacja „Chudego” na krajowym podwórku skończyła się z sezonem 2012. Wówczas maszyna, która przez ponad 20 lat praktycznie się nie myliła, zaczęła wymagać konserwacji. Po raz pierwszy od dwóch dekad Gollob nie był liderem swojej drużyny. Próba odbudowania się nastąpiła w Toruniu – na Motoarenie, ulubionym torze polskiego mistrza świata. Choć transfer bydgoszczanina wzbudził w grodzie Kopernika gigantyczne kontrowersje, bronił się on na torze. Aż do września 2013 roku, gdy podczas Grand Prix Szwecji na Golloba najechał Tai Woffinden. Diagnoza – uszkodzony kręgosłup, każdy następny wypadek mógł zakończyć się tragicznie. Od tego czasu „Chudy” jeździł bardzo zachowawczo. W Toruniu po następnym sezonie pożegnano się z tym, którego kontuzja spowodowała słynny walkower w meczu finałowym, a rok później słaba postawa nie pozwoliła odrobić 8 punktów ujemnych.
Na dwa lata Gollob został królem toru przy ulicy Hallera w Grudziądzu. Przeciętny do bólu na wyjazdach, u siebie czuł się jak ryba w wodzie i mijał rywali pod płotem jak za najlepszych czasów. Trzeci sezon miał być ostatnim, pożegnaniem wielkiego mistrza z aktywnym ściganiem. Rozstanie z motocyklem przyszło jednak o pół roku za wcześnie. Upadek na torze motocrossowym w Chełmnie, stało się to, przed czym lekarze przestrzegali po Sztokholmie. Od 23 kwietnia 2017 roku Gollob musi poruszać się na wózku inwalidzkim. Przez pierwsze półtora roku po wypadku rzadko pojawiał się w mediach, skupiał się na rehabilitacji i szukał szans, by stanąć na nogi. Zmiana podejścia nastąpiła dopiero minionej zimy. Legenda Polonii Bydgoszcz została jej dyrektorem sportowym.
Obie te wyjątkowe dla żużla jednostki mają w swoim CV wzloty i upadki. Teraz podnoszą się z najgłębszego dołka, jaki spotkał ich w życiu – Gollob powoli, Bajerski odbił się już dość mocno. Teraz panowie, którzy bardzo często potykali się w meczach o najwyższą stawkę – Derbach Pomorza i Kujaw – przygotowali swoje zespoły do dużo spokojniejszego pojedynku. Power Duck Iveston PSŻ Poznań w niedzielę o godzinie 15:45 na Golęcinie podejmie ZOOleszcz Polonię Bydgoszcz.
Czy spotkają się tam osobiście? Z pewnością bardzo by chcieli, ale wszystko zależy od tego, na co pozwoli samopoczucie Golloba w niedzielny poranek. Poza „Chudym” zaproszenie na Golęcin otrzymał także inny znany działacz związany z Polonią, Zbigniew Boniek, lecz on także nie potwierdził dotąd obecności. Na pewno na meczu pojawi się za to Jerzy Matuszak. Legendarny spiker ze Sportowej 2 jednorazowo zastąpi znanego poznańskim kibicom Jacka Dreczkę i uświetni inaugurację sezonu ligowego w Poznaniu swoim głosem.
Awizowane składy
Power Duck Iveston PSŻ Poznań
9. David Bellego
10. Damian Dróżdż
11. Marcin Nowak
12. Marcel Kajzer
13. Eduard Krčmář
14. Michał Curzytek
15. Marek Lutowicz
ZOOleszcz Polonia Bydgoszcz
1. Josh Grajczonek
2. René Bach
3. Kamil Brzozowski
4. Dimitri Bergé
5.
6. Tomasz Orwat
7. Marcel Studziński
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!