Chociaż dotychczas nie mamy zbyt wielu informacji o cyklu Tauron SEC, to w ciemno można zakładać, że ponownie porwie tłumy. Takiego zdania jest też m.in. Jacek Frątczak.
W ubiegłym tygodniu oficjalnie organizatorzy potwierdzili powrót żużla do „Kotła Czarownic” na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Po raz ostatni zawodnicy rywalizowali tam w roku 2019, a na przeszkodzie kolejnych edycji stanęła pandemia COVID-19. OneSport jednak cały czas myślał o powrocie do legendarnego obiektu i w przyszłym roku stanie się to faktem. Tym samym wykazali się ogromną determinacją w swoich działaniach.
– Zaangażowanie takiego obiektu to spore wyzwanie. Nie da się tego porównać z obiektami żużlowymi. Widać, że promotorowi się chce, a to świetny sygnał dla dyscypliny. Mam wrażenie, że cykl SEC nie ma się czego wstydzić na tle Grand Prix. Ściganie stoi na bardzo wysokim poziomie, czasami nawet na wyższym niż w niektórych rundach walki o tytuł mistrza świata – powiedział Jacek Frątczak dla polskizuzel.pl.
Takie stadiony niosą jednak ze sobą spore ryzyko w przypadku frekwencji. Podczas turniejów na dużych obiektach zdecydowanie ciężej zapełnić trybuny w 100%. Spora część trybun już została wykupiona, a na pewno kibice ruszą też po wejściówki gdy poznamy całą obsadę cyklu. Na razie znamy bowiem tylko piątkę – Mikkel Michelsen, Leon Madsen, Janusz Kołodziej, Patryk Dudek, Andrzej Lebiediew. Kolejnych pięciu zawodników poznamy w pierwszej części maja, gdzie odbędą się eliminacje od SEC Challenge, zaś stawkę uzupełnią szczęśliwcy z dziką kartą.
– Zawsze jest tak, że zapełnienie takiej areny w 50 lub 60 proc. należy uznać za dobry wynik. Kibicuję organizatorem i jestem przekonany, że mogą tego dokonać. Na pewno machina promocyjna będzie działać, jak należy. Nie mamy jeszcze pełnej listy startowej i na razie mieć jej nie będziemy, ale część zawodników już znamy – dodał.
Najlepsza obsada w historii?
Na korzyść Tauron SEC działają też przyznane dzikie karty na cykl Grand Prix. Nie dostał jej bowiem np. Maciej Janowski, który tym samym może pojechać właśnie w Mistrzostwach Europy. Najlepszy zawodnik po czterech rundach będzie bowiem pewien startu w elitarnym cyklu. Od kilku sezonów bowiem Mistrz Europy nagradzany jest przepustką do Grand Prix. To sprawia, że zawodnicy chętniej patrzą też na ten cykl, a jego poziom co rok wzrasta.
– Wiemy, że wielu zawodników spróbuje dostać się do Grand Prix właśnie przez SEC. Niektórzy otwarcie deklarują, że chcą ścigać się w mistrzostwach Europy i w tym gronie są znakomite nazwiska, które przed chwilą mieliśmy jeszcze w Grand Prix. Ta stawka naprawdę nie będzie gorsza. Już dziś stawiam tezę, że przyszłoroczny cykl będzie najciekawszy i najbardziej prestiżowy w historii – zakończył Jacek Frątczak.
Udział „Magica” powoduje też wzrost szans na upragniony tytuł Mistrza Europy dla Polski. Na niego czekamy bowiem od sezonu 2010, kiedy w Tarnowie powody do świętowania miał Sebastian Ułamek. Odkąd jednak piecze nad cyklem przejął nowy promotor, to zawsze ktoś stawał biało-czerwonym na drodze. W tym roku była to kontuzja Janusza Kołodzieja, przez którą nie wystartował w inauguracji. Mimo tego zmagania zakończył na podium, gdzie do Mikkela Michelsena stracił 10 punktów.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!