Bardzo wysoką porażką Stelmet Falubazu Zielona Góra zakończyło się pierwsze starcie o brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Czy dla ekipy Myszki Miki to koniec marzeń o miejscu na podium w PGE Ekstralidze?
Mecz w Częstochowie zapowiadał się bardzo ciekawie. Gospodarze wierzyli, że uda im się osiągnąć około dwunastu lub czternastu punktów zaliczki przed rewanżem, zaś zielonogórzanie przyjechali po jak najbardziej korzystny wynik. Jeśli nie udałoby się wygrać, to aby mieć przed meczem przy W69 jak najmniejszą stratę. Początek meczu pokazał jednak, że dla drużyny Adama Skórnickiego będzie to piekielnie ciężki mecz, ale końcowego rezultatu – 57:33 nie spodziewali się chyba nawet najwięksi optymiści wśród kibiców forBET Włókniarza. – Szkoda, że tak się stało, bowiem po takim meczu myślę, że mamy podcięte skrzydła. Jechaliśmy z pozytywnym nastawieniem, ale rzeczywistość okazała się być brutalna i po wyniku można powiedzieć, że nie podjęliśmy walki. Gospodarze byli bardzo mocno zdeterminowani i pokazali to na torze. Można powiedzieć, że więcej determinacji było po stronie Włókniarza, niż po naszej. Tak się niefortunnie to poukładało – mówił po meczu Adam Skórnicki.
Drużyna Stelmet Falubazu Zielona Góra na własnym owalu musi wywalczyć minimum 57 punktów, które w przypadku remisu w dwumeczu zapewnią im brązowe medale Drużynowych Mistrzostw Polski (o wyższej pozycji decyduje wówczas kolejność po rundzie zasadniczej – dop. red.). Po meczu nie dało się nie wyczuć i nie zauważyć tego jak mocno zespół jest przybity. Jednak jak zgodnie przyznają – do rozegrania zostało jeszcze piętnaście biegów, a przykład ZOOleszcz Polonii Bydgoszcz pokazuje, że można odrobić straty. – Będziemy dzwonić do Bydgoszczy z pytaniem jak oni to zrobili, że w tydzień wszystko „odczarowali”. Być może jest jakiś patent na to – dodał Adam Skórnicki, zaś Patryk Dudek przyznał, że. – Polonia pokazała, że można odrobić stratę prawie trzydziestu punktów. To jest sport i każdy będzie walczył do końca, więc z optymizmem będziemy podchodzić do rewanżu.
Przesądzone jest, że w rewanżowym spotkaniu o brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski w sezonie 2019 zabraknie Martina Smolinskiego. Zawodnik nie dość, że nie spełnia do końca oczekiwań włodarzy i sztabu szkoleniowego (w Częstochowie tylko jeden punkt), to dodatkowo w niedzielę weźmie udział w piątej i zarazem ostatniej rundzie zmagań o Indywidualne Mistrzostwo Świata na długim torze. W jego miejsce swoją długo wyczekiwaną szansę otrzyma Sebastian Niedźwiedź. – Martin ma zawody na długim torze, więc na pewno pojedzie Sebastian. Nie da się ukryć, że Martin to nie Nicki. Był on naszym „strażakiem” na problemy, które mogły wypaść w rundzie zasadniczej, ale takie się nie pojawiły wtedy, ale dopiero w play-offach, na które szykowany z pewnością nie był – zauważa Skórnicki.
Podczas pomeczowej konfrontacji z przedstawicielami mediów padło w kierunku Adama Skórnickiego pytanie czy brak medalu będzie można uznać za porażkę całego sezonu, bowiem plany były bardzo ambitne, a niektórzy widzieli nawet zespół na najwyższym stopniu podium w ligowym sezonie. – Zupełnie nie, bowiem naszym celem był awans do play-offów i przypominam, że do nich awansowaliśmy.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!