Ukraiński żużlowiec - Andrij Karpow w ekipie Wilków Krosno kandyduje na miano lidera nowego podmiotu na ligowej mapie Polski. W ostatnim czasie sporo mówiło się o tym, że angaż zawodnika w Krośnie to zasługa kierownika drużyny Włókniarza Częstochowa.
W minionym sezonie ukraińskiego żużlowca oglądaliśmy na torach w Nice 1. Lidze Żużlowej, bowiem ten reprezentował rybnicki ROW. Wicemistrz rozgrywek na zapleczu PGE Ekstraligi desygnował tego jeźdźca do występów w dwunastu spotkaniach, w których to na tor wyjeżdżał do 51 biegów. Zdobył w nich 79 punktów i dziewięć bonusów, co złożyło się w sumie na średnią biegową 1.725 i dwudzieste szóste miejsce w ligowym zestawieniu.
Wielu spodziewało się, że ten w listopadowym okienku transferowym podpisze kontrakt z innym zespołem, ale raczej mało kto myślał, że najlepszy ukraiński żużlowiec wyląduje w 2. Lidze Żużlowej. Później jednak ten krok wydawał się coraz bardziej prawdopodobny, bowiem zaczęło się łączyć Karpowa z Polonią Bydgoszcz. Ten ostatecznie został liderem krośnieńskiej watahy. Jakiś czas temu w kuluarach zaczęły pojawiać się pogłoski, że transfer Ukraińca nie byłby możliwy, gdyby nie pomoc Michała Finfy, na co dzień związanego z Włókniarzem Częstochowa. Co może o tym powiedzieć sam zainteresowany? – Wywodzę się z Krosna, więc nikt tego nie będzie ukrywał. Ludzie, którzy teraz będą tworzyć żużel w tym mieście od podstaw, zasięgają różnego rodzaju porad. Z Andrijem spotkałem się na swojej drodze w 2015 roku, kiedy był zawodnikiem Wandy Kraków. Mamy ze sobą dobre relacje. Skontaktował się ze mną w kwestii poszukiwań, ponieważ jego rozmowy z pierwszoligowymi klubami toczyły się średnio. Doradziłem Andrijowi, aby spróbował porozmawiać z nowymi ludźmi w Krośnie, gdzie jest nowy pomysł na żużel w tym mieście i w zasadzie tyle uczyniłem. To tak, jakbym przekazał im numery telefonu, a obie strony gdzieś się ze sobą połączyły. Cieszę się, że w jakimś małym stopniu mogłem pomóc obu stronom – mówi w rozmowie z portalem speedwaynews.pl.
W sezonie 2019 czeka nas całkowicie nowe rozdanie w krośnieńskim speedwayu. Na czele klubu stoi teraz Robert Dobosz, zaś wiceprezesem jest Grzegorz Leśniak. Obu panom udało się zmontować bardzo interesujący skład, w którym oprócz Karpowa będziemy oglądać m.in. Nicklasa Porsinga, Edwarda Mazura, Larsa Skupienia czy Patricka Hansena. Miejsce w zespole znalazło się także m.in. dla Norwega – Glenna Moia czy Słowaka Davida Pacalaja i Słoweńca Nicka Škorji. Czy idą lepsze czasy dla tego podkarpackiego klubu? –Nie zapeszajmy. Poprzedni działacze przez dwanaście lat robili, co w ich mocy, aby prowadzić klub na przyzwoitym poziomie. Niestety, warunki finansowe były jakie były, a to powodowało, że pozwalało na tyle, na ile się dało. Swoją robotę wykonywali jednak przyzwoicie. Czekajmy na to, co w kwestiach organizacyjnych i sportowych pokaże nowy podmiot. Ważne, aby to wszystko na koniec roku się zamykało wzajemnie, a poziom sportowy systematycznie szedł w górę. Jestem jednak pełen nadziei, że nadejdą lepsze czasy dla żużla w tym mieście – dodaje nasz rozmówca.
Michał Finfa w przeszłości miał okazję współtworzyć historię krośnieńskiego speedwaya, bowiem prawie każdą wolną chwilę spędzał na pracach społecznych na rzecz miejscowego klubu. Później nadszedł czas poważniejszej współpracy i pełnienia przez niego funkcji kierownika drużyny przez cztery sezony. Zapytaliśmy więc rodowitego krośnianina czy za kilka lat, gdy tamtejsze Wilki ustabilizują się na żużlowej mapie, to istnieje szansa, że wróci on do rodzinnego miasta i klubu. – W Częstochowie jestem już mocno zakorzeniony i jeśli tylko prezes Włókniarza – Michał Świącik będzie chciał ze mną współpracować w dalszym ciągu w kolejnych latach, to myślę, że w tej kwestii nic się nie zmieni. Dobrym słowem oraz radą pomóc można jednak zawsze. Jeśli ktoś w roku 2015, kiedy przychodziłem do Włókniarza, powiedziałby mi, że będziemy przymierzać się do trzeciego sezonu w PGE Ekstralidze i ja swoją pracę będę mógł wykonywać przy najlepszym trenerze w Polsce, to czego mógłbym chcieć więcej? Dużo wspólnie z tym klubem przeszliśmy i na szczęście były to same pozytywne rzeczy. Wynik sportowy systematycznie idzie w górę, licencje otrzymujemy w pierwszym terminie, na trybunach obserwujemy tłumy fanów, zawodnicy chcą jeździć dla Włókniarza i długo nie zastanawiają się nad przedłużeniem umów kontraktowych. W 2015 roku brzmiało to dla nas wszystkich jako marzenie, do którego trzeba dążyć, a to wszystko się zrealizowało, dlatego proszę mi wierzyć, że mocno związałem się z tym, co dzieje się w klubie, bo tak jak wszędzie początki nie były łatwe.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!