Piotr Protasiewicz po trzydziestu jeden latach zakończył swoją karierę i przeszedł do historii polskiego żużla. Na poniedziałkowej Gali PGE Ekstraligi zawodnik otrzymał specjalne wyróżnienie - Złoty "Szczakiel". Wychowanek Falubazu Zielona Góra w rozmowie z naszym portalem opowiedział m.in. o swojej karierze, celach w Stelmet Falubazie Zielona Góra jako dyrektor sportowy czy wspomnieniach z żużlowych torów.
Koniec kariery zawsze jest trudny
Piotr Protasiewicz kończy swoją przygodę z żużlową karierą po trzydziestu jeden latach. Czy dla wychowanka Falubazu była to łatwa decyzja o zakończeniu kariery? – Oczywiście, że nie. Trzeba pamiętać o tym, że decyzja była podjęta rok temu. Była ona przemyślana i dzisiaj czuję się z nią po prostu dobrze. Pewnie trudniejsze momenty nadejdą, bo dzisiaj mamy koniec sezonu, czyli tak jak trzydzieści jeden lat z rzędu było to rozprężenie i przygotowanie do odpoczynku. Te gorsze momenty przyjdą pewnie na wiosnę, kiedy to chłopacy zaczną się ścigać i przygotowywać do sparingów, do pierwszych meczy, a ja już tego nie będę robił. Mam już nowe zajęcie i plany, które mam nadzieję, że pozwolą mi łatwo przejść w tą rolę już nie sportowca – powiedział.
W specjalnie przygotowanym materiale dla Piotra Protasiewicza, jego tata spodziewał się, że karierę zakończy osiem lat wcześniej. Jak do tego podchodzi sam były już zawodnik? – Tego nie idzie zaplanować. Trzeba pamiętać, że były wzloty, ale było też dużo upadków. Było też wiele kontuzji. Z cztery lub pięć kary na włosku wisiała kontynuacja kariery z powodu kontuzji. Nie chciałem i nie planowałem żadnego bicia rekordów. To po prostu przeleciało i cyk: mamy koniec. Zamyka się wspaniały rozdział, to była przygoda mojego życia. Mam 47 lat, ścigałem się trzydzieści jeden, prawie trzydzieści dwa na motocyklu żużlowym, ale w sportach motorowych ścigam się od dziesiątego roku życia. Trochę tych lat było.
Ogromne wyróżnienie
Protasiewicz podczas uroczystej Gali PGE Ekstraligi otrzymał specjalne wyróżnienie – nagrodę Złotego Szczakiela, która trafia tylko do nielicznych. – To podsumowanie tych trzydziestu jeden lat mojej kariery. Cieszę się bardzo, że ten Złoty Szczakiel trafił do mnie. Niewielu zawodników, czy też ludzi otrzymało go. To taka wisienka na torcie. Ten rok zaczął się dla mnie trudno, bo zmarła moja mama, mój najwierniejszy kibic. To ściganie nie było takie, jakie miałem przez te wszystkie lata. Na filmie (materiał przygotowany przez telewizję dla Piotra Protasiewicza, dop. red.) pojawia się mój tata i też mają łzy w oczach, to mi też jest trudno się powstrzymać. Miałem przygotowane co powiedzieć, ale z tego wszystkiego, z tych planów nic nie wyszło. Widocznie tak miało być, było naturalnie, prawdziwie, nie było reżyserowane, bo tego nie da się przy tych emocjach zaplanować. Cieszę się, że w miarę w zdrowiu kończę ściganie. Mam wspaniałą rodzinę, która jest dla mnie najważniejsza. Mam nadzieję i wierzę w to, że będę mógł poświęcić więcej czasu im – przyznał.
Nowe wyzwania
Przed Piotrem Protasiewiczem nowy rozdział. Objął on rolę dyrektora sportowego w Stelmet Falubazie Zielona Góra. Czy odczuwa on presję związaną z szybkim powrotem do elity i jakie cele wyznacza sobie w związku z nową rolą? – Wiem jaka jest presja, mamy taką drużynę, która presji dodatkowej nie potrzebuje. Mam bardzo ambitnych chłopaków w drużynie. Oczekiwania już dzisiaj są bez sensu. Chciałbym, aby jechali i cieszyli się z jazdy, jaką ja miałem przez całą karierę. To jest dla mnie priorytetem i chciałbym im stworzyć takie warunki, aby mieli komfort i przyjemność z jazdy. Pamiętajmy, że to jest tylko i wyłącznie sport. Nie ma co dmuchać balonika. Chcielibyśmy awansować, wygrywać, zdobywać medale, ale to tak się nie da. Przejechaliśmy trzydzieści wyścigów w finale i zabrakło jednego punktu do awansu do PGE Ekstraligi. Celem jest dla mnie zbudowanie drużyny, atmosfery, stworzenie struktur sportowych, by to miało sens i funkcjonowało, system szkolenia. Chciałbym coś zostawić po sobie w klubie. W sporcie żużlowym zostawiłem wiele medali, ale dzisiaj jest nowy rozdział i chciałbym być wartością dodatnią dla swojego klubu. Dla pieniędzy tego nie robię, bo co miałem zarobić to już zarobiłem w żużlu. To mój sposób na życie – wyznał.
W swojej karierze Protasiewicz reprezentował nie tylko klub z Zielonej Góry, ale była także m.in. Bydgoszcz czy Toruń. Czy doświadczenia z tych klubów mogą przydać się 47-latkowi w nowej roli? – Trudno mi dzisiaj sypać konkretami z rękawa. Pierwszy profesjonalny klub na tamte czasy, jaki trafiłem, odchodząc z Zielonej Góry, gdzie miałem pasmo kontuzji i miałem nie jeździć, trafiłem do drużyny, która była aktualnym mistrzem Polski. Otworzyły mi się oczy, bo tam było czuć zawodostwo i namiastkę tego, co mamy dzisiaj. Zaczynałem w sporcie typowo amatorskim, gdzie było wszystko po równo, najważniejszy był prezes i dyrektor, a potem zawodnicy, a jednak to się pozmieniało. To było coś, co zrobiło niesamowite wrażenie. Chciałbym zrobić taki przeskok, aby ta marka Falubazu znowu zaczęła być rozpoznawalna bardziej. Marzeniem moim sportowym jest to, aby w drużynie było więcej wychowanków, którzy mają wpływ na wynik końcowy drużyny.
Dyrektor sportowy Stelmet Falubazu Zielona Góra chce, aby szkółka w zielonogórskim klubie funkcjonowała lepiej. To będzie również jednym z celów Protasiewicza. – W moich czasach wystarczyły dwa zdania w Gazecie Lubuskiej i przychodziło ze stu chłopaków. Dzisiaj w czasach mediów społecznościowych trzeba zaoferować coś więcej, przyciągnąć, zachęcić, szukać, aby te nabory nie kończyły się na czterech czy pięciu, z czego trzech się tylko nadaje do tego sportu. To wtedy, jeżeli będziemy mieli więcej możliwości, więcej chłopaków, to jest szansa, że z tej grupy chłopaków zostaną te perełki, które zaczną walczyć i boksować się i uczestniczyć w takich galach jak dzisiaj.
Na uroczystej Gali Piotr Protasiewicz miał okazję porozmawiać ze swoim dawnym rywalem, Tomaszem Gollobem. Obaj zawodnicy napisali spory kawał historii polskiego żużla i śmiało można ich nazywać legendami tego sportu. – Jesteśmy w stałym kontakcie w Tomkiem. Mam radość, bo napisaliśmy wspaniałą historię w sporcie żużlowym, byliśmy duetem, którego prędzej nie było w sporcie i nigdy nie będzie. Na to nie pozwalają przepisy (śmiech). Mówiło się o tym przez lata i będzie się mówić przez kolejne. Dzisiaj chłopacy, którzy ścigają się z Bartoszem Zmarzlikiem, mogą sobie wyobrazić sobie to, co ja przeżywałem, gdy ja się ścigałem z Tomkiem. Myślę, że tych złotych medali miałbym dużo więcej gdyby nie on (śmiech).
Protasiewicz przyznał, że w związku z nową rolą, chciałby również i na tej płaszczyźnie zostawić coś od siebie w Falubazie. – Zakres moich obowiązków jest duży. Chciałbym coś zostawić po sobie za ileś tam lat. Schodzę z tej sceny. Chciałbym pomagać i stworzyć coś wspólnie z kolegami z klubu. Może zająć się szkoleniem, polepszyć te struktury, abyśmy mieli więcej wychowanków, którzy będą mieli wpływ na wynik.
Na koniec zawodnik zapytany o to, który moment w swojej karierze zapadł mu najbardziej w pamięci i który medal uważa najcenniejszy. – Cała moja kariera to coś, z czego jestem zadowolony i dumny. Jakbym miał powiedzieć, który był najlepszy z moich medali, to nie ma takiego. Każdy z nich był najpiękniejszy. Nigdy nie żyłem przeszłością, starałem się patrzeć w przód, a najbardziej skupiać się na tym co jest tu i teraz. Było więcej pamiętnych smutnych rzeczy, ale staram się je wyrzucić i cieszę się z tego co jest. – zakończył Piotr Protasiewicz.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!