Kapitan zielonogórzan jest kolejnym obok Michaela Jepsena Jensena zawodnikiem, który znalazł złoty środek i wymknął się przeciętności. Kapitalne zawody przed tygodniem w Gorzowie, okraszone dziesięcioma punktami i trzema bonusami i jedenaście punktów w starciu ze Speed Car Motorem stanowią bajkową wiadomość dla kibiców Stelmet Falubazu. Czy wrócił na dobre?
Zielonogórzanie zaprezentowali silny charakter i przetrwali trudne chwile. Po pierwszej serii gospodarze przegrywali czterema punktami. Co więcej, niepewny był los Patryka Dudka, który w trzecim biegu z pełnym impetem uderzył w bandę podczas wejścia w pierwszy łuk. – Przez całe piętnaście wyścigów była ciężka walka i rywalizacja z dobrym zespołem. Wynik końcowy nie oddaje siły i energii, którą trzeba było włożyć w te zawody. Tym bardziej po upadku Patryka. Największym plusem jest fakt, iż Patryk cały i zdrowy zakończył te zawody, bo wyglądało to naprawdę kiepsko i mogło się skończyć różnie. Chwała mu za to, że później wsiadł na motor i pojechał świetnie. Te zawody mu się nie układały. Takie są czasami wyścigi. Musi teraz o tym zapomnieć i się wykurować – Piotr ocenił piątkowe zawody.
Piotr Protasiewicz od początku sezonu borykał się z problemami sprzętowymi i nie potrafił odnaleźć regularności. Wygrane wyścigi przeplatał zerami. Zastanawiający dla zielonogórskich kibiców był również fakt, iż weteran nie potrafił zwyciężać na torze przy Wrocławskiej. Męczył się, nie znajdował odpowiednich ścieżek i nie budował imponującej prędkości. W czwartej i piątej kolejce PGE Ekstraligi widzieliśmy już innego Protasiewicza – szybkiego, wartkiego i pełnego entuzjazmu. – Tak, układało mi się dzisiaj. Niech tak będzie. Mogło być troszeczkę lżej, ale cóż… nie wiem co mam powiedzieć. Chyba nie będę trenował, bo jak trenuję, to później podejmuję złe wybory i tracę pewność i swobodę. Suma summarum dobre zmiany, dobra jazda i później poprawnie to funkcjonowało. Tor troszkę sprawiał kłopotów, bo po dwóch dniach opadów było kilka pułapek. Właśnie w jedną z nich wpadł Patryk. Na szczęście później mieliśmy dobre równanie torów i pościnano te koleiny, które były pokłosiem tych opadów. Później było fajne ściganie i można się było rozpędzić po zewnętrznej. Cieszymy się z wygranej – podsumował swoją dyspozycję i warunki torowe w Zielonej Górze.
Czy po wyprowadzeniu kilku ciężkich ciosów przez lublinian w pierwszej fazie spotkania, kapitan Stelmet Falubazu wątpił w powodzenie i zwycięstwo swojej drużyny? – Spokojnie, to był jednak początek. Mieliśmy przed sobą jeszcze wiele biegów. Nie ma co robić nerwowych ruchów po pierwszych trzech czy czterech biegach. Wiedzieliśmy, że to będzie trudne spotkanie. Wynik końcowy nie oddaje potencjału i mocy lubelskiej drużyny. Jeśli dołożymy do tego za jakiś czas Griszę Łagutę, to myślę, że wszyscy i wszędzie będą musieli się bardzo mocno spinać, by zwyciężyć lublinian. My również wiedzieliśmy, że to nie będą łatwe zawody. W końcówce przydusiliśmy, ale mogło być różnie – przekonywał Protasiewicz.
W następnej kolejce Stelmet Falubaz pojedzie do Leszna, by na Smoczyku potwierdzić swoje aspiracje medalowe. Zadanie piekielnie trudne i wielkie wyzwanie dla wszystkich zawodników. – Do meczu w Lesznie to ja mam kilka razy Szwecję i ćwierćfinał Mistrzostw Polski, także będę myślał trzy dni przed meczem z Unią o Lesznie – zakończył z uśmiechem na twarzy, uradowany kapitan zielonogórzan.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!