Żużlowy „sen zimowy” powinien powoli dobiegać końca. Za około miesiąc w kalendarzu są umieszczone pierwsze sparingi, więc niebawem wszyscy zaczną coraz intensywniejsze przygotowania. Lecz „letarg” i spokój zostały brutalnie przerwane nieco wcześniej, bo już 7 lutego.
W poprzednich tygodniach było nadzwyczaj spokojnie. Kalendarze opublikowane, już dawno szeroko skomentowane. Wcześniej na dyskusyjnej „scenie głównej” znajdowała się sprawa nieuzyskania licencji przez Klub z Rzeszowa. Tym z głośniejszych transferów, który szerokim echem odbił się po internetowych stronach, było przejście Martina Vaculika z jednego lubuskiego klubu do drugiego. I gdy kurz po wspomnianych sprawach już dawno opadł i coraz mniej liczne komentarze na te i uprzednie tematy się pojawiały, stało się… 7 lutego żużlowy świat „obudził się” na nowo. Wówczas to światło dzienne ujrzało porozumienie, pomiędzy Klubem z Lublina i Grigorijem Łagutą. Coś, o czym ktoś przebąkiwał, jednak przeważnie przy tego typu domysłach pukano się lekko w czoło. I nie było to wcale nic obraźliwego. Niemniej jednak lawina, jaką pociągnęła za sobą ta informacja, przerosła nawet moje najbardziej niepokojące obawy…
Można zrozumieć tutaj złość sympatyków zespołu z Rybnika, prezesa, czy całego bliskiego środowiska. Ale co się okazuje? Wraz z informacją o tym transferze, spokojnym zapewne w znacznej większości kibicom puściły hamulce. Poniżej będzie ostrzej, ale dla podkreślenia wyrazistości przekazu tak być musi:
– „alkoholik i narkoman”, „ruska s*ka”, „naćpał się”, „oby was też wyd*mał”, „szuja”, „sprzedajna ruska szm*ta, nic więcej”, „sprzedał się”, „Grisza, będziesz tego żałował”, „zaufać Judaszowi”, „największe złajdaczenie”, „Ruska Łajza”, „0”, „Złotówka i tyle”, „zdrajca”, „Dziot!”, „…to coś nie ma honoru dla nas kibiców Rybnika To zwykła sw*łocz” – o Grigoriju Łagucie
– „nasz prezes to d*pa”, „kr*tyn ten Mrozek”, „to jest jakiś d*bil – jeszcze ta śmieszna słuchawka – myśli, że dzięki niej jest jakiś zaj*bisty i może wszystko??”, „Mrozek to śmiech i kpina” – o Krzysztofie Mrozku
– „Zresztą nawet z tym ruskim czymś, są zdecydowanie najgorsi” – o drużynie z Lublina, osoba, znana z częstochowskiego środowiska medialnego
– „od Motoru to wara częstochowska mendo” – kibic z Lublina
– „wstawaj, zesrałaś się!” – do naszej redakcyjnej Koleżanki, która nie popiera działania włodarzy z Lublina
– „Holta drugi sprzedawczyk” – o Rune Holcie i jego przejściu do Torunia
– „toruński gni*cie” – kibic z Rybnika do kibica z Torunia
– „rybnicki szcz*lu” – kibic z Torunia do kibica z Rybnika
– „Szczerze podoba mi się to za te wypowiedzi je**ł k***ę pi*s z Rybnika” – tutaj trudno określić, co autor miał na myśli
Tyle mówi się o pożądanej przez wszystkich wolności słowa, ale czy tak ma ona wyglądać? Zapytacie Drodzy Czytelnicy z ilu forów internetowych ściągnąłem te powyższe, pozbawione kultury wypowiedzi i ile stron musiałem przejrzeć? Jedną – otóż to są komentarze pozostawione pod zaledwie pięcioma artykułami – z poprzednich dwóch tygodni – o przejściu Grigorija Łaguty do Lublina i tymi, dotyczącymi prezesa rybnickiego Klubu, Krzysztofa Mrozka. Gdzie? Właśnie niedaleko – tutaj, czyli na naszym oficjalnym profilu na Facebooku. Nie muszę chyba mówić, że wszystkie „gwiazdki” wstawiłem sam. Większości z tych „cytatów” nie znajdziecie już pod wspomnianymi materiałami, ponieważ zostały ukryte lub usunięte. Skala wzajemnych obelg i nienawiści, jaka pojawiła się w tak wąskim obszarze, pozwala mi niestety zakładać, że w innych miejscach, gdzie komentowanie jest powszechnie dostępne, wygląda to o wiele, wiele gorzej… Do czego się to sprowadza? Okazuje się, że w tak błogim spokoju, który panował przez poprzednie tygodnie, jad zbierał się w nas do granic wytrzymałości. A od 7 lutego można było mu dać upust, wylewając pomyje i obelgi na innych. No właśnie chyba nie do końca.
Od 7 lutego jestem świadkiem tego, że w naszym małym, „żużlowym narodzie” jest znacznie większe grono „ekspertów”, niż się tego spodziewałem. Głosy wulgarne pojawiały się bowiem nie tylko z Rybnika, nie tylko z Lublina, który zakładam, że w głównej mierze się bronił, ale i z całej Polski. Po poznaniu decyzji Grigorija Łaguty powstała zacna lista winnych, która do tej pory się powiększa:
– główny bohater, czyli sam zawodnik, bo zmienił barwy klubowe, pomimo wcześniejszych słów.
– prezes Klubu z Rybnika, bo „nie dopilnował tego, chciał, aby jeździł za darmo”, itp., itd.
– prezes Klubu z Lublina, bo postanowił wzmocnić drużynę, która w wyjątkowo lekceważący sposób była traktowana od momentu awansu do PGE Ekstraligi.
– Andriej Sawin i cała Federacja Rosyjska, bo zabrali głos w sprawie.
– itd., itp.
W tym całym sporze tylko jedno grono wydaje się pozbawione winy i bez skazy. Kto taki? My, kibice, internauci. Nasza pozycja teoretycznie pozwala nam do osądzania każdego, w jak najbardziej nawet niewybredny sposób. Po takiej informacji, nieważne, jak ułożeni i kulturalni jesteśmy na co dzień, klawiatura komputera, czy smartfona daje przyzwolenie na wszystko. Zwyzywać, naubliżać, obrazić, niech im idzie w pięty. A co z tego tak naprawdę mamy? Chyba nic, a nawet więcej strat niż korzyści. Bo zatracanie jakichkolwiek granic w dyskusji, według mnie żadnych profitów za sobą nieść nie może. Nikt z nas nie będzie na miejscu Grigorija Łaguty, aby dokładnie zrozumieć to, co zrobił. Nikt z nas nie znajdzie się w skórze Krzysztofa Mrozka, aby pojąć i ogarnąć sytuację, w której się znalazł. Prawie na pewno nikt z nas w życiu nie będzie w sytuacji Jakuba Kępy, aby móc zrobić to samo, albo coś całkiem odwrotnego. I tak dalej, i tak dalej.
Szczerze mówiąc, to w tytule tych moich przemyśleń miałem umieścić zwrot „…o transferze sympatycznego Rosjanina…”. Ilu z Was uznałoby to za kolejną medialną prowokację do kliknięcia w ten felieton, tzw. „klikbejt”? W ilu z Was od razu wezbrałaby się złość i myśl – „co ten pismak właściwie pier….?” No właśnie, liczba byłaby chyba spora. A spróbujmy na chwilę – co będzie może ciężkie – wyłączyć ostatnie wydarzenia. Założyć, że Grigorij Łaguta nigdy nie jeździł w Rybniku, a nawet w Częstochowie, a na pewno nie został przyłapany na stosowaniu niedozwolonych środków. Czy wówczas można byłoby go nazwać sympatycznym? Sam rozmawiałem z nim osobiście chyba dwa razy i miało to miejsce już kilka lat temu. Czy pamiętając to, mam prawo nadal nazwać go sympatycznym? W mojej opinii tak. Jedyne, do czego nikt nie dał mi prawa, to zmieszanie go z błotem, ubliżanie mu i zrobienie z niego wroga publicznego numer 1. To samo tyczy się nie tylko jego, ale i pozostałych zawodników. Z roku na rok przybywa nam „zaskakujących decyzji”, „sytuacji, w które nie byliśmy w stanie uwierzyć”, „zawodnika X, który jednak będzie bronił barw drużyny Y”. To naturalna kolej żużlowej rzeczy. Z każdym rokiem spraw, które powinny nas dziwić, jest coraz mniej, liczba obelg i wulgaryzmów, która się pojawia, co sezon jednak rośnie. Co się z nami dzieje? Naprawdę nie da się inaczej? Takie komentarze chcemy pokazywać najmłodszym fanom żużla?!
Czy popieram decyzję Grigorija Łaguty? Czy broniłem go, gdy pojawiły się informacje, związane ze stosowaniem niedozwolonych środków? Czy dziwię się reakcji Krzysztofa Mrozka? Czy nie mam swojego zdania na ten temat? Nawet jeśli na wszystkie pytania odpowiedź jest negatywna, nie daje mi to żadnego prawa na wyrażanie się w sposób, który w tak licznej (niestety) liczbie przytoczyłem powyżej. A to tylko wierzchołek góry lodowej… Fala wzajemnej antypatii rośnie z roku na rok i transfer „Griszy” do Lublina to tylko symbol. Jestem niemal pewny, że kolejna, podobna sytuacja, w której spora liczba Kibiców będzie obrażać kogo się da, jest tylko kwestią czasu. Tym razem chciałbym się tak bardzo pomylić.
Z pewnością nie mogę się spodziewać, że po takiej informacji wszyscy Kibice z Rybnika będą „kleić piątki” z Kibicami z Lublina. Skąd się jednak bierze taki stan rzeczy i aż tak niebotycznie rozrasta? Czy naprawdę chcemy takiego języka dla nas samych? Czy nie stać nas na więcej? Wszyscy przyzwyczajają się do pochwalnych i pewnie prawdziwych „sloganów”. Mamy Najlepszą Ligę Świata, najlepsze transmisje telewizyjne, budujemy najładniejsze stadiony, organizacja zawodów jest coraz bardziej profesjonalna. Czego jeszcze z przedrostkiem „naj” nie wymieniłem? Właśnie tego, że jesteśmy dla siebie nawzajem najbardziej wulgarni, obraźliwi, opryskliwi i… niesympatyczni. Dlaczego pisząc o tym wszystkim używam pierwszej, a nie drugiej osoby? Podkreślam „nas”, a nie „Was”, pomimo tego, że próżno szukać w publicznej sferze moich podobnych wypowiedzi? Ponieważ ten czarny sport jest NAS wszystkich. I dopóki sami obok siebie nie zrozumiemy, że to, co poruszyłem w tym tekście jest niewłaściwe, zawsze będziemy dla siebie naj…gorsi.
Często z „politowaniem” niektórzy patrzą na mnie, gdy wybieram się na Indywidualny Puchar Czech lub rozgrywki ligi francuskiej, czy fińskiej. Od lat nie przywiązuję do tych drwin żadnej wagi, lecz jest coś, w czym te wymienione kraje (i wiele innych), są od nas lepsze. Niestety Polska jest chyba na szarym końcu, jeśli chodzi o uprzejmość wobec siebie. W Czechach, Francji, czy Finlandii, nikt nikomu źle nie życzy, wszyscy chcą się bawić żużlem, organizatorzy wkładają ogrom pracy w zawody, zorganizowane dla znacznie mniejszej liczby kibiców niż w naszym kraju oraz na „gorszych” obiektach. I przede wszystkim Kibice darzą się wzajemną życzliwością, na którą u nas niestety panuje mocny niedobór. A na koniec, po turnieju, można jeszcze czasami porozmawiać z organizatorami i napić się piwa, jeśli oczywiście tylko pozwala na to czas. Nie chcę deprecjonować wszystkiego, ponieważ „kibicowsko” w Polsce jest pod tym względem miejscami lepiej niż było jeszcze kilka lat temu, ale niestety do ideału daleko…
Polska społeczność żużlowa ma do siebie to, że potrafi się jednoczyć w sprawach trudnych. Doskonale wychodzą nam zbiórki, organizowane dla kontuzjowanych zawodników. Wspólnie łączymy się w zadumie i refleksji, wspominając żużlowców którzy odeszli kiedyś oraz niedawno – zarówno w dramatycznych okolicznościach na torze, jak i poza nim. W jakim świetle ta jedność jest stawiana, gdy aż tak często pojawiają się komentarze takie, jak te z początku tekstu? Dokąd nas to zaprowadzi?
Kończąc już te przydługawe rozmyślania, mogę powiedzieć jedno. Wiem, że jestem naiwny. Wiem, że nie uzdrowię poglądu wszystkich, którzy w złości działają w taki, a nie inny sposób. Niemniej jednak, jeśli choć jedna osoba, po przeczytaniu tego tekstu, zastanowi się nad swoim impulsywnym działaniem i zmieni podejście, będzie to sukces. Jeśli dwie – będzie on podwójny. Jeśli pięć lub więcej – radość powinna być tym większa. Dopóki koło siebie będę słyszał jeden głos, który brzmi podobnie, wiem, że jeszcze warto próbować coś naprawić. Jeśli jednak tym jednym głosem będzie echo, to raczej miałoby oznaczać, że brak już w naszym małym, żużlowym światku dla mnie miejsca. Mogę jednak otwarcie powiedzieć, że nie powinno być przyzwolenia na tak negatywne wyrażanie publicznej opinii i chciałbym, aby żużel, który przecież tak wszyscy kochamy, charakteryzował się w znacznej większości pozytywnymi emocjami. Wiem, że to brzmi jak utopia, ale jestem jeszcze w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której przy okazji dyskusji na temat „czarnego sportu”, można darzyć się głównie szacunkiem. Ja takiego żużla chcę. A Ty?
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!