Paweł Ignaszak jest jednym z żużlowców-amatorów, którzy uprawiają ten sport w naszym kraju. Niewielu jednak wie, że nasz dzisiejszy bohater rywalizuje nie tylko z przeciwnikami na torze, ale także walczy z chorobą – stwardnieniem rozsianym.
Przygoda Pawła Ignaszaka z czarnym sportem trwa dopiero cztery lata, bowiem rozpoczęła się w 2015 roku. Nie jest w stanie przerwać jej nawet choroba, z którą zmaga się mój dzisiejszy rozmówca, chorujący na stwardnienie rozsiane. Wierzy on, że jego historia zmotywuje innych, by również się nie poddawali, tylko czerpali z życia wszystko, co najlepsze.
Konrad Cinkowski, speedwaynews.pl: Jak dawno i w jaki sposób rozpoczęła się Pana miłość do speedwaya?
Paweł Ignaszak, żużlowiec-amator AKŻ Rawicz: Kibicem żużla jestem już od dawna, bowiem mieszkałem niedaleko Bydgoszczy, więc często chodziłem kibicować miejscowej Polonii.
– Do grona żużlowców-amatorów dołączył Pan w 2015 roku. To była spontaniczna decyzja czy gdzieś w pana głowie było to już od lat?
– W lutym 2015 roku przeprowadziłem się do mojej żony, która powiedziała mi, że jest w okolicy grupa amatorów, którzy mają swoje motocykle żużlowe i trenują w Dalabuszkach. Kilka razy przejeżdżaliśmy obok tego toru, aż w końcu udało nam się trafić na trening. Poznaliśmy w ten sposób Tomka Kowala, który użyczył mi swojego motocykla. Po pierwszych kółkach wiedziałem, że chcę mieć też swój sprzęt i dołączyć do amatorów. Od dzieciaka interesowały mnie motocykle, miałem je różnego typu, ale wcześniej nie przeszło mi przez myśl, aby spróbować swoich sił na żużlu.
– Dlaczego?
– Jako nastolatek mieszkający z mamą nie miałem perspektyw, żeby jeździć na żużlu.
– Żona, rodzina, przyjaciele nie odciągali pana pomysłu jazdy na żużlu z powodu choroby?
– W mojej żonie mam bardzo duże wsparcie. Ba, wręcz mnie motywowała i namawiała, abym spróbował swoich sił. Gdy zsiadłem z motocykla widziała ten błysk w moich oczach. Bardzo mi pomaga, abym mógł się w tym spełniać. Jeśli chodzi o rodzinę to mało kto zdaje sobie sprawę, co znaczy jazda na żużlu.
– Czy fakt, że choruje pan na stwardnienie rozsiane w jakimś stopniu przeszkadza w jeździe czy to właśnie dzięki sportowi jest lepiej ze zdrowiem?
– Choruję już siedem lat, ale na szczęście potrafię się z nią „dogadać”. Miałem 21 lat, kiedy usłyszałem diagnozę. Od tego czasu choroba tylko mnie motywuje do spełniania moich marzeń. W jazdę na motocyklu żużlowym trzeba włożyć trochę wysiłku, więc jest to dla mnie w jakimś stopniu forma rehabilitacji. Stwardnienie rozsiane w dużym stopniu powoduje zaburzenia równowagi, dzięki jeździe na motocyklu mogę ćwiczyć jej utrzymywanie. Sport jest bardzo ważny, tym bardziej przy tego typu chorobie, dlatego jeżdżę na żużlu, a zimą na łyżwach. W tym roku spróbowałem także swoich sił na nartach. Mam nadzieję, że swoją historią zmotywuję innych do walki z chorobą.
– Czy najwierniejsi fani żużla, którzy chcieliby się wybrać na zawody amatorów w tym sezonie będą mogli ujrzeć pana w akcji w któryś zawodach?
– Na pewno wystartuję w cyklu Kaczmarek Electric Speedway Cup na torze w Rawiczu (25 maja – dop. red.). Może jeszcze uda się wystartować w innych zawodach. Czas pokaże.
– Wraz z żoną zdecydowaliście się utworzyć stowarzyszenie Amatorskiego Klubu Żużlowego w Rawiczu. W jaki sposób w waszych głowach narodził się taki pomysł? Zasadniczo na Wielkopolsce macie kilka klubów, moglibyście spokojnie skupić się na samej jeździe w innym klubie.
– To nie był tylko nasz pomysł. Oprócz nas jest jeszcze kilka innych osób, które mocno zaangażowały się w to, aby stworzyć także w Rawiczu amatorski klub żużlowy. Klub RKS Kolejarz Rawicz był otwarty na nasze propozycje, więc po kilku spotkaniach ustaliliśmy szczegóły, co do możliwości trenowania przez amatorów na rawickim „Florku”.
– Czy chcąc dołączyć do AKŻ Rawicz trzeba spełniać jakieś warunki?
– Nie zastanawialiśmy się nad tym, bowiem o wszystkim decydujemy jako grupa. Na pewno trzeba mieć swój motocykl.
– Niegdyś w Polsce mieliśmy rozgrywki ligi amatorskiej, w których poziom był całkiem niezły. Myśli Pan, że kiedyś to wróci czy jednak obecnie umiejętności uczestników są zbyt zróżnicowane?
– Cykl Kaczmarek Electric Speedway Cup jest dla zawodników z podziałem na grupy według umiejętności zawodników i to jest dla nas prawie jak cykl Grand Prix, tyle że dla amatorów. Myślę, że to wystarczy.
– Mateusz Durkowiak z AKŻ Rawicz miałby pana zdaniem szanse na skuteczną rywalizację w 2. LŻ? Pytam, bo wielu sądzi, że tak, widząc jaką prezentuje on sylwetkę i jak sobie radzi na torze.
– Moim zdaniem Mateusz spokojnie dałby sobie radę w 2. Lidze Żużlowej. Ba! Myślę, że gdyby trafił pod oko dobrego trenera, mogłoby być z tego nawet coś więcej.
– Zapewne śledzi pan także poczynania Fogo Unii Leszno i Stainer Unii Kolejarza Rawicz. Jak pan ocenia początek rozgrywek dla obu klubów i przewidywania na pozycje na koniec sezonu?
– Uważam, że Fogo Unia Leszno sięgnie po trzeci z rzędu tytuł Drużynowego Mistrza Polsi, ponieważ mają najlepszych juniorów, a w większości drużyn właśnie punktów młodzieżowców brakuje. Co do Kolejarza, myślę, że ta młodziutka drużyna jeszcze pokaże na co ich stać i zobaczymy ich w fazie play-off.
– Dziękuję za rozmowę i znalezienie kilku minut w tym świątecznym okresie. Wesołych Świąt!
– Również dziękuję i pozdrawiam.
źródło: inf. własna
zdjęcia: Natalia Walczak-Ignaszak
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!