W niedzielnym pojedynku w Gorzowie Wielkopolskim, miejsc owa Cash Broker Stal pokonała Grupa Azoty Unię Tarnów w stosunku 53:37. Po przegranym meczu trener gości Paweł Baran nie miał powodów do radości, choć jego drużyna do połowy spotkania radziła sobie całkiem przyzwoicie.
Po 10. wyścigu na tablicy widniał wynik 33:27. Kolejne, mocne ciosy wyprowadzili jednak gospodarze i ostatecznie zwyciężyli oni różnicą aż 16 punktów. Wpływ na gorszy wynik po stronie tarnowskiej mogła mieć sytuacja z 3. biegu, kiedy to na ostatnim łuku, jadący na drugiej pozycji Jakub Jamróg zanotował upadek i skończył na bandzie, uszkadzając jednocześnie swoją najlepszy motocykl na gorzowski tor. – Dużo się słyszało, że Stal jest osłabiona. Nie myśleliśmy o tym. Ja zawsze powtarzam, że patrzę na swoją drużynę. Wiem, jakie my mamy problemy i z jakimi się borykamy. Przyjechaliśmy walczyć. Zaczęło się pechowo, bo można mieć różne założenia. Niestety upadek Kuby trochę pokrzyżował nam plany. Potem, gdy nam tylko gospodarze odchodzili, to broniliśmy się „taktycznymi”, na ile to buło możliwe. Gorzów to jest ciężki teren. Tym bardziej, jak przyjeżdżamy z naszego, tarnowskiego toru, to w tym miejscu zawsze jest problem. Przede wszystkim było dużo błędów, których chłopaki się nie ustrzegli, bo gdy dobrze wychodzili spod taśmy, to gdzieś dali się powieźć pod „płot” i partner z Gorzowa wówczas wykorzystał szansę. Jak na wejściu w łuk było 3:3, to z wyjścia już 5:1. Gratulacje dla chłopaków, dla trenera, dla całej stali Gorzów – mówił po niedzielnej potyczce w Gorzowie, Paweł Baran.
Co warte podkreślenia, tarnowianie całkiem dobrze radzili sobie z wyjściami spod taśmy. Niemniej jednak jazda na trudnym, gorzowskim obiekcie sprawiała im już problemy, które skrupulatnie i umiejętnie wykorzystywali gospodarze. – Tak jak mówiłem – na przykład w biegu nr 11, Grzesiek Walasek wygrał start. Artur Mroczka dobrze wyszedł, później „wytargał” się gdzieś szerzej. Ważne było rozegranie taktyczne tego biegu. Po prostu gorzowianie znają tor, wiedzą, co robić i wykorzystali to perfekcyjnie, w stu procentach – podkreślił.
Jeśli chodzi o nawierzchnię, to nie jest tajemnicą, że tarnowskie „Jaskółki” lepiej radzą sobie na twardych torach. Tym razem przyszło im rywalizować na mocno przyczepnym, a najlepsze czasy niedzielnego meczu, zbliżone były do rekordu toru na Stadionie im. Edwarda Jancarza, który od niemal 6 lat należy do Nielsa – Kristiana Iversena. – W porównaniu do tarnowskiego, ten tor był „trzymający”. Nie chodzi o przyczepność, a o geometrię, jeszcze jak jest trochę „pod koło”, to naprawdę ciężko się połapać, jeśli się na takim owalu nie trenuje i przede wszystkim gdy nie ma się takiej możliwości. Gorzowianie trenowali, przygotowali się do tego meczu najlepiej, jak mogli i wykorzystali nasze słabości – celnie dodał.
Po meczu nie sposób było nie wspomnieć o fatalnej sytuacji z ostatniego biegu dnia. Wiemy już, że Nicki Pedersen doznał złamania kości grochowatej w prawej dłoni. Krótko po meczu opiekun tarnowskiej drużyny miał nadzieję, że jego lider uniknął poważniejszych urazów. – Nie wiem, co z Nickim Pedersenem. Będzie jechał do szpitala i będziemy wiedzieć. Mam nadzieję, że skończy się tylko na strachu, bo jak nie, to… Nie wiem, nie chcę teraz rokować. Zawodnik po tym wydarzeniu narzekał na ból barku i szyi – zakończył szkoleniowiec „Jaskółek”, Paweł Baran.
źródło: własne
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!