W niedzielę w Grudziądzu spotkały się dwa zespoły, które walczą o pozostanie w PGE Ekstralidze. MRGARDEN GKM pokonał Grupa Azoty Unię Tarnów w stosunku 52:38, a niedosyt m.in. z powodu straty punktu bonusowego, odczuwał trener gości, Paweł Baran.
Poza pierwszymi fragmentami spotkania, to gospodarze byli stroną dominującą. Kluczowym momentem można uznać upadek na prowadzeniu Kennetha Bjerre w 10. biegu. Po nim gospodarze osiągnęli 10-punktową przewagę, której nie oddali już do końca. Punkt bonusowy również powędrował na ich konto, bo w pierwszym starciu „Jaskółki” wygrały mniej – 49:41. – Tak naprawdę po upadku Kennetha straciliśmy go. Na szczęście nic mu się nie stało, będzie zdolny do jazdy. Nie był jednak chwilę po tym zdarzeniu, on nie mógł po prostu nogi utrzymać na haku. Wiemy, że prawa noga jest najważniejsza. Coś nadwyrężył. Było to widać też w jego czwartym biegu, gdzie był drugi, nie utrzymał motocykla i już nie wyszedł z tego łuku na punktowanej pozycji. Wcześniejszy bieg mógł wygrać, byłby w razie czego do rezerwy taktycznej, a tak to straciłem zawodnika – mówił po przegranym pojedynku, Paweł Baran.
Trudno dłużej rozwodzić się nad przyczynami porażki, gdy tylko Nicki Pedersen prezentuje wysoki poziom (16+1 w 6 startach). Aby marzyć o bonusie, czy nawet zwycięstwie, zdecydowanie lepiej powinni punktować pozostali seniorzy. Zawiódł Artur Mroczka, który jest wychowankiem klubu z Grudziądza, bardzo mało punktów zdobył też Kenneth Bjerre. Drugim najlepszym zawodnikiem był Jakub Jamróg, jeśli jednak spojrzymy na fakt, że z pięcioma punktami na koncie jechał w decydującym biegu, to te liczby mówią same za siebie. – Zawodnik z pięcioma punktami wystąpił w biegu ostatnim. Tak naprawdę tylko Nicki pojechał na dobrym poziomie, wygrywał biegi, prawie nikt inny tego nie robił (Wiktor Kułakow w 14. biegu, jako jedyny, oprócz Duńczyka – przyp. red.). To jest też odpowiedź – ciężko wygrać mecz w taki sposób. Przyjechaliśmy nastawieni na wygraną, a życie i tor zweryfikowały to tak, że tylko Nicki potrafił wygrywać na tym torze w Grudziądzu – dodał niepocieszony szkoleniowiec gości.
Problem „Jaskółkom” sprawiała jazda na grudziądzkim torze. Nawet, gdy starty w miarę wychodziły, gospodarze szybko odnajdowali sposób na wyprzedzenie gości. – Nawierzchnia nie zaskoczyła nas zbytnio, można powiedzieć, że było to samo, co kiedyś. Ten tor jest po prostu specyficzny. Przykładowo Patryk Rolnicki prowadził w biegu, trzy okrążenia jechał bezbłędnie. Nagle przeciwnik, jadący z tyłu zrobił szarżę i wykorzystał to. Patryk może za szeroko chciał dojechać, bo słyszał tam Krzyśka Buczkowskiego i chciał mu zamknąć drogę, a ten go po prostu żużlowo oszukał i zrobił „przycinkę”. Kuba Jamróg w piętnastym biegu też nie wiedział, jak jechać. Gdy trzymał „dużą”, to go wyprzedzili po „małej”, a jak pojechał troszeczkę środkiem, to chyba wyprzedzili go po „dużej”. To jest przede wszystkim znajomość obiektu i nawet po przegranych startach Przemek Pawlicki i Artiom Łaguta po dwóch łukach robili „przycinkę” pod płot na wyprostowanych kołach i byli z przodu. Tak po prostu też trzeba umieć. Nasi zawodnicy nie mieli w tym meczu takich umiejętności, żeby pokonywać łuki tak szeroko, jak grudziądzanie – przyznał.
Tarnowianie mieli w tym spotkaniu sporo pecha. Upadek na prowadzeniu, wyprzedzenie Patryka Rolnickiego po 3 okrążeniach, w których prowadził oraz dwa wykluczenia. Gdyby nie ten splot okoliczności, wynik mógł być całkiem inny. Za decydujący fragment możne jednak uznać upadek Bjerre, o którym wspominaliśmy, ponieważ przed nim strata do grudziądzan nie była taka wielka. – Najbardziej szkoda tego biegu z Kennethem. Tam było 3:3 i to tak naprawdę był wyścig dziesiąty. Przed nim mieliśmy tylko sześć punktów różnicy. Mogliśmy „uratować” 3:3, dalej byłaby taka strata i różnie mogłoby się to potem toczyć. Miałbym pole manewru, rezerwy taktycznej. Niestety tak się podziało, taki jest sport żużlowy. Nie zawsze wszystko w każdym biegu układa się tak, jakbyśmy tego oczekiwali – skomentował Paweł Baran.
Najbardziej szkoda punktu bonusowego, ponieważ przy ewentualnej równej ilości „oczek” w ligowej tabeli, to grudziądzanie zajmą wyższą pozycję. Przed Grupa Azoty Unią jednak jeszcze kilka spotkań, w tym dwa na własnym torze. – W razie równej ilości punktów ten punkt bonusowy zadecyduje kto, które miejsce zajmie. Na szczęście jeszcze wszystko jest w naszych rękach. Nie musimy nigdzie liczyć na potyczki rywali. Trzeba walczyć na meczach u siebie i również na wyjeździe. Droga jest jeszcze bardzo daleka.
Od początku meczu Petera Kildemanda, który rozczarowywał sztab szkoleniowy w poprzednich spotkaniach, zastępował Wiktor Kułakow. Do tej pory Duńczyk dostawał szanse, a dopiero po słabszych startach był zmieniany przez Rosjanina. Tym razem postanowiono skorzystać z innego scenariusza. – Takie założenia przyjęliśmy. Zawsze Wiktor dostawał szansę pod koniec zawodów i to jest trochę niekomfortowa sytuacja. Tak zadecydowaliśmy. Analizowaliśmy też postawę Petera i stwierdziliśmy, że damy szansę Wiktorowi. Jest „ośmiu do brydża”, mamy taką możliwość, że nie musi nikt zostawać w domu, tylko jest zawodnik rezerwowy, to można próbować różnych manewrów – wyjaśnił roszady w składzie.
Wspomniany Kildemand ostatecznie na tor wyjechał dwukrotnie. W pierwszym biegu obronił się przed atakami Lindbaecka, w kolejnym został jednak wykluczony przy wychodzeniu na pierwszą pozycję. W tej akcji również brał udział Szwed (upadł na tor), jednak decyzja sędziego, według Barana mogła budzić pewne wątpliwości. – W drugim biegu Peter wychodził na pierwsze miejsce. Było to dość kontrowersyjne, bo tam dobrze można zobaczyć na powtórkach, że Antona też podbiło, tak jak Kennetha. Po upadku było widać, gdzie był motor Petera i ile tam jeszcze było miejsca. Anton jakby musiał się utrzymać, to na pewno by to zrobił i nie zostałby „wsadzony” w płot. Szkoda, że została podjęta taka decyzja.
Kolejny ligowy pojedynek „Jaskółki” odjadą ponownie na wyjeździe. Tym razem udadzą się do Wrocławia, gdzie o punkty będzie niezwykle trudno. Choć nikt przed meczem broni nie złoży, to jednak w ostatecznym rozrachunku i tak kluczowe będą pojedynki na owalu w Tarnowie – Mościcach. – Wiadomo, że jedziemy walczyć. To jest sport, różnie to może się wydarzyć. Na pewno nie pojedziemy przed meczem z góry skazani na porażkę, byle „odbębnić” zawody. Z pewnością tak nie będzie. Wiemy jednak ile meczów jechaliśmy i jaka jest nasza siła na wyjazdach. Dlatego tak naprawdę najważniejsze są mecze u nas – powiedział na koniec rozmowy, trener Grupa Azoty Unii Tarnów, Paweł Baran.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!