W poprzedniej rundzie PGE Ekstraligi, zespół Grupa Azoty Unii Tarnów poniósł kolejną, wysoką wyjazdową porażkę. Po przegraniu spotkania we Wrocławiu w stosunku 33:57, trener Paweł Baran próbował szukać małych pozytywów.
Takim, była z pewnością postawa Petera Kildemanda, który był najskuteczniejszym zawodnikiem w ekipie gości, gromadząc 9 punktów z bonusem. Niemniej jednak nieznajomość toru przez podopiecznych naszego rozmówcy, była widoczna gołym okiem, a gospodarze bezwzględnie wykorzystywali to, czego się na nim wcześniej nauczyli. – Pocieszeniem w tym wszystkim jest chyba to, że Peter pojechał wreszcie zawody tak, jak oczekiwalibyśmy tego od początku. Wiadomo, że prowadził w biegach, jednak z nie byle kim, bo choćby z Tai’em Woffindenem. W pierwszym wyścigu też jechał przodu, ale wrocławianie znają ten tor, umieją na nim jechać. My w tamtym roku przyjechaliśmy tutaj tylko na sparing, jednak wtedy też była to inna drużyna i inny tor. Na pewno traciliśmy kilka punktów na trasie, właśnie bez braku znajomości tego toru. Jest on taki, że na przeciwległej prostej można naprawdę jechać środkiem toru, albo jeszcze bliżej, wewnątrz niego, skutecznie przeprowadzić atak i bezpiecznie wejść w łuk, żeby siła odśrodkowa nie wyniosła. Na początku stwarzało to problemy moim zawodnikom, bo po prostu jechali klasycznie, jak na torze żużlowym, a rywale wyprzedzali ich środkiem toru, albo jak mówiłem, jeszcze bliżej krawężnika – skomentował Paweł Baran słabą postawę swojego zespołu, po meczu z Betard Spartą Wrocław.
Pierwsze słabe spotkanie w tym sezonie zanotował Nicki Pedersen. Autor 6 „oczek” był do tej pory niekwestionowanym liderem i przyzwyczaił zarówno działaczy, jak i kibiców, do pokaźnych, dwucyfrowych zdobyczy punktowych. Tym razem było inaczej. – Gdybyśmy dołożyli do tego meczu punkty Nickiego, które zdobywał zawsze, to „zakręcilibyśmy” się koło 40 punktów. Trzeba wiedzieć, że on nie jest maszyną. Pewnie, przyzwyczailiśmy się do tego i ktoś mógł przed meczem, po cichu zapisać, że Nicki zdobędzie około 13 punktów. Nie, musimy wiedzieć, że to jest po prostu człowiek. Pierwszy bieg wyszedł mu kapitalnie, potem robił korekty w sprzęcie. Na trasie rywale go również po prostu wyprzedzali. Nie ma co się rozwodzić. Pojechał słabiej, ale tak jak mówię – to jest człowiek. Mamy dalej swój cel, nadal się go trzymamy. Skupiamy się na meczach u siebie, bo nie oszukujmy się, wiemy niestety jaka jest nasza siła na wyjazdach. Można było myśleć, że Max Fricke jedzie słabiej, Vaclav Milik podobnie i pokusimy się o dobry wynik. Nicki pojechał słabiej niż zwykle i choć można powiedzieć, że chłopaki nie wygrywali biegów, to tak naprawdę nie oddali tego meczu bez walki. Wynik nie odzwierciedla do końca tego, co działo się na torze. Można również było ocenić z trybun, że ten mecz dało się fajnie oglądać – dodał, w kontekście słabszej postawy „Powera”.
Światełkiem w tunelu dla „Jaskółek” jest z pewnością postawa Petera Kildemanda, do której nawiązał Paweł Baran. Kluczem do sukcesu będzie przełożenie jego dyspozycji z Wrocławia, na tor w Tarnowie. – Peter pokazuje już w ligach zagranicznych i choćby w SEC-u, że coś drgnęło. Ja cały czas uważam, że miał on gdzieś problemy i nie mógł znaleźć „tego czegoś” w sprzęcie. Niestety, gdy sprzęt jest, to podejrzewam, że też w głowie pojawia się problem. Na pewno ten mecz we Wrocławiu, jego przede wszystkim utwierdzi w tym, że nie jest słaby, jedzie dobrze, stać go na skuteczną walkę. Peter preferuje właśnie taki styl jazdy, nie jednym torem, tylko czasami potrafi wjechać inaczej, stąd ma też ksywę „Pająk”. W niektórych biegach to pokazywał – tak poszerzał, że od „płotu” na prostej się odbijał, co go trochę czasami wyhamowało. On w sobie też się dusi, wie że stać go na więcej. Teraz można powiedzieć tak – oby to był dobry prognostyk na przyszłość.
11. runda PGE ekstraligi rozegrana zostanie 29 lipca. W niej Grupa Azoty Unia zmierzy się na własnym torze z Cach Broker Stalą Gorzów. W ostatnich tygodniach w drużynie tej pojawiły się kontuzje Rafała Karczmarza i Szymona Woźniaka. Tarnowianie z pewnością nie będą jednak mogli liczyć na słabości rywali, a chcąc przedłużyć swoje szanse na pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej, muszą po prostu bardzo dobrze zaprezentować się z własnej strony. – Nie patrzę nigdy na drużyną przeciwną. Każdy ma swoje problemy, my również. Na pewno nie podejdziemy do tego w ten sposób. To z pewnością będzie ciężki mecz, ale ja zawsze powtarzam, że wszystkie pojedynki domowe są trudne. Nie zjedzą nas stres i trema, wiemy jak ważne są spotkania u nas. Po tabeli widać, że to z Gorzowem waśnie takie będzie. Jest do niego trochę czasu. Jeśli chodzi o długą przerwę, to nie będzie ona taka do końca. Chłopaki mają Danię, Szwecję, Nicki Grand Prix, dodatkowo jeszcze Kenneth Anglię, a do tego Peter jedzie w SEC-u. Oni zatem cały czas będą w gazie, a im bliżej naszego meczu, to na pewno, naszym trybem przygotujemy się do niego najlepiej, jak będziemy potrafić – zapewnił przed arcyważnym starciem z gorzowianami.
Po raz kolejny na przedmeczowym treningu zabraknie z pewnością Kennetha Bjerre. Duńczyk dzień wcześniej będzie rywalizował w SGP Challenge w niemieckim Landshut, które rozpocznie się po godzinie 20. Takie sytuacje miały już jednak miejsce, również w tym sezonie. – Kenneth jest do tego przyzwyczajony. Na pewno byłoby lepiej, gdyby był z nami w Tarnowie, ale w tym roku już pokazywał, że potrafi przyjechać w dniu zawodów i być skutecznym. To nie jest reguła. Na ile będziemy w stanie się przygotować do tego meczu, to zrobimy to najlepiej, jak potrafimy. Jeśli wyjdą inne czynniki, niezwiązane i niezależne od nas, to nic na to nie poradzimy – słusznie stwierdził.
Przerwa od ligi polskiej nie oznacza rozbratu z zawodami. Zwłaszcza młodzieżowcy mają sporo jazdy, ponieważ niedługo startują rundy półfinałowe Drużynowych Mistrzostw Polski Juniorów. Swoją eliminacyjną grupę „Jaskółki” wygrały, a udało się to dzięki dobrej postawie Patryka Rolnickiego, Mateusza Cierniaka i wsparciu Dawida Rempały. – Zaczyna już trenować Przemek Konieczny, na „finiszu” kontuzji jest również Dawid Knapik. Myślę, że to jest fajna grupa chłopaków, która jeszcze nie raz będzie nas cieszyła ze swojej postawy na torze – dodał z nadzieją.
O meczu we Wrocławiu szybko z pewnością chciał zapomnieć lider formacji juniorskiej Grupa Azoty Unii, Patryk Rolnicki. Zawodnik ten zdobył tylko 1 punkt w 4 startach, niemniej jednak być może wyciągnął z tej lekcji odpowiednie wnioski. Korekty przydałyby się niebawem, bowiem na 20 lipca na Stadionie Olimpijskim zaplanowano finał Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych. Rolnicki z pewnością zrobi wszystko, aby powrót w to miejsce wspominać lepiej. – Jeśli chodzi o Patryka, to na pewno ciężko, żebym go usprawiedliwiał. Jakimś wyjaśnieniem dla niego jest to, że tor wrocławski jest szybki. Tak, jak mówiłem – widzieliśmy, jakie wybierali ścieżki wrocławianie, nawet gdy jechali z tyłu. Patryk był w tym meczu kompletnie bezradny. Wiadomo, że gdy już przegrał start, to ciężko było mu cokolwiek „zwojować” na dystansie. Przejechane w tym spotkaniu okrążenia, to na pewno jest jakiś materiał do nauki. Przede wszystkim widział również, jak pokonywać wrocławski tor i którymi ścieżkami podążać – zakończył rozmowę, szkoleniowiec „Jaskółek”, Paweł Baran.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!