Jurica Pavlic jeszcze kilka lat temu był wielką nadzieją światowego speedwaya. Mówiło się, że lada moment może dołączyć do obsady Grand Prix, tymczasem jego kariera nagle poszybowała w dół.
Chorwat kojarzony w naszym kraju jest z Unią Leszno (2007–2012, 2017), więc niewiele osób pamięta, że swój ligowy debiut zaliczył w 2006 roku w barwach lubelskiego TŻ-u. Pavlic reprezentował ponadto: Stal Rzeszów (2013), Spartę Wrocław (2014), GKM Grudziądz (2015) oraz Start Gniezno (2018–obecnie z umową ważną do 2024). Czy Leszno to dla Pavlica drugi dom i jak właściwie stało się, że ten trafił do Unii?
– Teraz po tylu latach to tak, na pewno. Trzynaście lat w Polsce i trzynaście lat w Lesznie. A zaczęło się od zawodów Zlatej Přilby, gdzie zameldowałem się w finale. Po tych zawodach pan Igielski zadzwonił do siostry z zapytaniem, czy nie chciałbym jeździć dla Unii Leszno. Dla mnie to była pierwsza styczność z Polską. Podjęliśmy decyzję, że spróbujemy i jakoś to dobrze poszło – mówił Chorwat w „Żużlowej Niedzieli”.
31-latek to były medalista indywidualnych mistrzostw świata juniorów – w 2008 roku wywalczył brąz, a rok później srebro. Na jego szyi wisiały także dwa złote medale drużynowych mistrzostw Polski (2007, 2010) i wróżono mu naprawdę wielką karierę. Wszystko gdzieś jednak się zatraciło. – Jest wiele czynników, które się na to złożyły. Trochę moich błędów, trochę osób, którym wierzyłem, a mnie okłamali. Na pewno dałoby się zrobić więcej, ale nie żałuję. Jest to szkoła życia, która wiele mnie nauczyła i przyda mi się to na przyszłość.
Wszystko wskazuje na to, że 11 lipca wystartuje eWinner 1. Liga Żużlowa. Czy w barwach Car Gwarant Startu ujrzymy Pavlica? – Chyba byłem pierwszym, który się zgodził. Zadzwoniłem do prezesa, że wiem, że będzie ciężko, ale jestem „za”. Mocno się zżyłem z klubem z Gniezna i bardzo mi zależy, abyśmy te lata, które przepracowali i odnowili ten klub, by to nie poszło na marne.
Przy okazji krótkiej rozmowy z chorwackim żużlowcem nie mogło zabraknąć wątku, czym ten się zajmuje obecnie w dobie koronawirusa i jak wygląda kwestia finansowania jego kariery. – Kiedyś pracowałem u ojca, a teraz mam własną firmę. Gdy nie jeździłem w Polsce, bo były słabe wyniki, a finansowo żużel zaczynał mi się nie opłacać, odpuściłem na dwa lata i postanowiłem… sam siebie sponsorować. Teraz jest lżej, bo nie muszę nikogo prosić o finanse. Wiem, że jeśli popełnię błąd, to są to moje pieniądze i głowa jest spokojniejsza.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!