Polski żużel ma swojej historii wiele turniejów, które rozgrzewały publikę do czerwoności. I wcale te zmagania nie potrzebowały medialnego szumu czy rozgłosu, bo to były imprezy „obowiązkowe" w kalendarzu każdego niemal kibica, tego zaangażowanego „po uszy" jak i niedzielnego rodzinnego laika.
Indywidualne Mistrzostwa Polski na żużlu to niewątpliwie najważniejsza krajowa impreza indywidualna. To ona wyznacza tego najlepszego, choć często zdarzało się, że czapkę Kadyrowa zakładali Ci, którzy przez cały sezon jakoś wybitnie nie błyszczeli, ale w danym dniu mieli przysłowiowy „dzień konia". I wcale im to nie umniejsza. Takie zasady, takie reguły. Wygrali na torze, są mistrzami i nikt im tego nie odbierze.
Dzisiejsza data to kolejna w historii IMP, ale pewno wyjątkowa, bo zbieżna z datą urodzin Tomasza „Ogóra" Jędrzejaka. To jeden z tych, którzy nieoczekiwanie, ale całkowicie zasłużenie stanęli na najwyższym stopniu tych prestiżowych rozgrywek (2012 – dop. aut.). Tomek to był tytan pracy, typ zawodnika który „gryzie" tor w pogoni za rywalem lub czynił cuda, by się przed zaciekłymi atakami obronić. W roku, kiedy reprezentował barwy „Jaskółek", miałem okazję zamienić z nim parę zdań, kiedy pakował sprzęt do busa. Spytałem się go wtedy m.in: – Tomek, Ty chyba bez „hasiu" to żyć nie możesz, bierzesz pod uwagę inne zajęcie? A on wtedy: – Żużel to całe moje życie, nie wyobrażam sobie dnia bez adrenaliny, związanej z tym sportem.
Mam nadzieję, że dziś zawodnicy stworzą niezwykłe widowisko, godne „Ogóra”, że będą walczyć o każdy centymetr toru, tak jak On to robił, a biegi będą się rozstrzygać na ostatnich metrach przed kreską mety.
Cześć jego pamięci!
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!