Chociaż Polonia Bydgoszcz nie nawiązała walki o awans do finału Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych, obaj przedstawiciele tego klubu pozostawili po sobie dobre wrażenie na poznańskich kibicach. Niestety, jeden z nich zakończył piątkowy wieczór w szpitalu z podejrzeniem złamania prawej kostki.
Tomasz Orwat zdobył w Poznaniu 11 punktów, a Mateusz Jagła 3. Ten rezultat pozwolił młodym Gryfom na zajęcie piątego miejsca w całych zawodach. Zapytany o opinię, lider bydgoskiej formacji młodzieżowej uważa, że stać go było na nieco więcej. – Pierwszy mój wyścig to totalne nieporozumienie. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio w drużynowej młodzieżówce przyjechałem czwarty. Takie życie, cóż zrobić. Popełniłem błąd typowo jeździecki, w zasadzie cały bieg był bardzo zły. W parku maszyn uznałem, że może warto przetestować drugi motocykl, skoro pierwszy nie bardzo chciał mi pomóc, i to był dobry pomysł. Potem nie było najgorzej. Zdobyłem dwie trójki, a w dodatku udawało mi się wyprzedzać rywali na dystansie – ocenia na gorąco Tomasz Orwat.
Wyścigi z udziałem bydgoszczan należały do najciekawszych w całych zawodach. W jedenastej gonitwie Mateusz Jagła przez cztery okrążenia nękał Mateusza Adamczewskiego i ostatecznie minął go na kilkanaście metrów przed linią mety. Akcją dnia popisał się natomiast Tomasz Orwat, który w biegu kończącym całe zmagania na ostatniej prostej wszedł między dwóch rywali w stylu Joe Screena. Cała trójka wpadła na kreskę niemal równo, a sędzia po dłuższym zastanowieniu przyznał zawodnikowi Polonii dwa punkty. – To było niespodziewane dla kibiców, ale prawdę mówiąc dla mnie trochę też. Nie sądziłem, że to się mogło udać – śmieje się sam zawodnik. – Zobaczyłem swoją szansę, spróbowałem i dałem z siebie wszystko. Teraz z perspektywy parku maszyn uważam, że mogłem tam pojechać jeszcze trochę lepiej i wyrwać też pierwsze miejsce. Choć szczerze mówiąc, było tam tak ciasno, że nie zdziwiłoby mnie ani zwycięstwo, ani trzecia lokata – dodaje.
Niestety Orwat musiał kończyć zawody w pojedynkę. W szesnastym wyścigu jego kolega z pary ucierpiał w starciu z Szymonem Szlauderbachem. Służby medyczne zadecydowały o odwiezieniu go do szpitala z podejrzeniem złamania prawej kostki. – Trzymam kciuki za Mateusza. Jego noga ucierpiała po kontakcie z Szymonem, ale mam nadzieję, że nic poważnego mu się nie stało. Musi się jakoś wykurować, bo w przyszłym tygodniu kolejne zawody, w tym również liga, a w Bydgoszczy nie mamy trzeciego juniora – kończy swoją wypowiedź 19-latek.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!