Tegoroczne okno transferowe było dość specyficzne. Część zawodników zdecydowała się bowiem wrócić na "stare śmieci".
Wrócił syn marnotrawny (Bartosz Smektała)
Gdy Bartosz Smektała odchodził z leszczyńskiej Unii wydawało się, że zamknął za sobą pewien rozdział i będzie kierował się tylko do przodu. Kolejne sezony jednak go zweryfikowały. Pod Jasną Górą nie spełnił oczekiwań sztabu szkoleniowego i kibiców. Punktów „Smyka” nieraz zabrakło w finałowych rozrachunku co rodziło pewien rodzaj frustracji. Co prawda w drugim sezonie startów z „Lwem” na piersi poprawił swoją średnią o ponad 0.13 punktu na bieg to wciąż za mało na takiej klasy zawodnika.
Z tego powodu 24-latek zdecydował się na powrót do klubu gdzie się wychował i gdzie zna każdy centymetr toru – Unii Leszno. To właśnie z „Bykami” mógł świętować aż pięciokrotne zdobycie tytułu najlepszej drużyny w kraju. Po ostatnim sezonie zdecydował poszukać nowych bodźców, lecz szybko wrócił do domu niczym Syn Marnotrawny. W podobnym tonie co w przypowieści zareagowali kibice, którzy wykazali ogromne zadowolenie z powrotu „Smyka”.
Mówił, że nie zapomni (Grzegorz Zengota)
Leszczyńska Unia w tym roku zdecydowanie postawiła na sprawdzone twarze w drużynie. Nie są to co prawda nazwiska najwyższej klasy, lecz Ci, którzy mieli już przyjemność bawić się wraz z „Byczą” publiką. Oprócz Smektały bowiem do Wielkopolski wrócił Grzegorz Zengota. Chociaż jego początki w Lesznie nie były proste to ostatecznie stał się ulubieńcem publiczności co po informacji o powrocie także było zauważalne. Kibice Unii wpadli w euforię po ogłoszeniu „Zengiego” jako nowego zawodnika leszczynian.
Wraz z „Bykami” sięgnął po dwa złote medale i jeden srebrny. Po odejściu jednak zaczął się pech Zengoty. Zaliczył regres w Zielonej Górze, a potem doznał kontuzji nogi, która niemal przekreśliła jego przyszłość w żużlu. Ten się jednak nie poddał i po niemal półtora roku ponownie usiadł na motocyklu żużlowym i wrócił do rywalizacji w barwach Polonii Bydgoszcz. Uratował wówczas „Gryfy” przed spadkiem a rok później to samo zrobił z ROW-em Rybnik będąc kapitanem zielono-czarnych. „Zengi” zaliczył długą drogę by powrócić do walki z najlepszymi, lecz mimo przeciwności losu osiągnął to i w sezonie 2023 zobaczymy go ponownie w Unii Leszno.
Najlepiej w domu (Maksym Drabik)
Chociaż nigdy nie wystartował w barwach Włókniarza to zdecydowaliśmy się w tym zestawieniu umieścić także Maksyma Drabika. Syn popularnego „Slammera” rozpoczynał przygodę z żużlem w czasach kiedy w Częstochowie dopiero następowała zmiana władzy. Chociaż Michał Świącik próbował co roku wyrwać go z wrocławskiej Sparty to nigdy mu to się nie udało. Przełom nastąpił dopiero w momencie kiedy Drabik startował w Lublinie. Podobnie jak w poprzednich przypadkach zderzyło to się z dużym zadowoleniem kibiców.
Przerwę w bycie ligowym Włókniarza skrzętnie wykorzystał Andrzej Rusko. Szybko przejął młody talent do Dolnego Śląska gdzie z miejsca stał się jednym z najlepszych zawodników świata. Co ciekawe jednak nigdy wraz z Betard Spartą nie sięgnął po tytuł mistrza Polski. Dokonał tego dopiero po rocznym zawieszeniu spowodowanym przekroczeniem dopuszczalnym norm wlewek witaminowych. W Motorze Lublin jednak był nieco odizolowany od reszty drużyny. Jazda w domowej Częstochowie ma to jednak zmienić.
Francuski „Gryf” (David Bellego)
Tylko rok trwała przygoda Davida Bellego z PGE Ekstraligą. Spędził go w Lesznie, gdzie nie zawiódł, ale też nie zachwycił. Zdecydował się jednak powrócić do eWinner 1. Ligi Żużlowej i to do drużyny, która została jego trampoliną – Polonii Bydgoszcz. W sezonie 2021 był najskuteczniejszym zawodnikiem całych rozgrywek a jego widowiskowa jazda nieraz doprowadzała kibiców przy Sportowej do euforii. Chociaż jego odejście z Kujawsko-Pomorskiego zostawiało wiele do życzenia, to wraz z Jerzym Kanclerzem ponownie uścisnęli sobie dłonie.
Z podobnym nastawieniem przystępuje do kolejnego sezonu. Francuz z pewnością będzie chciał wrócić do walki z najlepszymi. Możliwy awans z Abramczyk Polonią może mu to umożliwić, gdyż na żadnym torze nie czuje się tak dobrze jak właśnie tam. By jednak był na to gotowy to musi popracować nad swoimi wyjściami spod maszyny startowej, gdyż ten element żużlowego rzemiosła nieco u niego kuleje. Gdy jednak uda mu się „wyskoczyć” to już nieraz pokazywał, że jest groźnym rywalem i nie boi się żadnego wyzwania.
Kibice proszeni o niemruganie (Andreas Lyager)
Podobnie jak w Lesznie tak i w Bydgoszczy aż dwóch zawodników zdecydowało się powrócić do klubu. Oprócz Davida Bellego nad Brdę wrócił bowiem Andreas Lyager, który miniony sezon spędził w Rybniku. Pierwotnie to właśnie tam miał zostać, lecz zerwał wstępne porozumienie właśnie na rzecz powrotu nad Brdę. To także jego szansa by powrócić na najwyższy szczebel rozgrywkowy. W 2018 był rezerwowym we Włókniarzu, lecz nie dostał zbyt wielu szans na pokazanie umiejętności.
Od tego czasu Lyager jednak notuje ciągły progres. Kolejny sezon jest jednym z najlepszych na zapleczu PGE Ekstraligi i pokazuje, że nie ma dla niego wyzwań, których się nie podejmie. Swoją ofensywną jazdą idealnie pasuje na obiekt w Bydgoszczy co pokazywał w 2020 roku. Przede wszystkich też dzięki jego postawie rybniczanie zdołali wyrwać z trudnego terenu punkt, który okazał się być kluczowy w kontekście walki o utrzymanie. Teraz Lyager wraca na Sportową by ponownie zachwycać publiczność swoją jazdą.
W Rybniku wystrzelił jak z procy (Brady Kurtz)
Zawodnikiem, który okazał się być następcą Lyagera w ROW-ie jest Brady Kurtz. Australijczyk także wraca na Górny Śląsk po kilku sezonach nieobecności. W Rybniku wszyscy pamiętają jego szarżę z roku 2017 kiedy to jednym atakiem wyprzedził obu zawodników z Torunia. Chociaż kibice pokochali wówczas rudowłosego Australijczyka to ten zdecydował się na dalsze starty w PGE Ekstralidze, gdzie spędził dwa sezony.
Ciężko jednak nie stwierdził, że dwa mecze w barwach „Rekinów” okazały się być trampoliną do regularnych startów w Polsce. Po przygodzie w Lesznie Kurtz zszedł do eWinner 1. Ligi Żużlowej gdzie przez trzy sezony bronił barw Orła Łódź. Analizując jego jazdę z roku na rok to można uznać za delikatną sinusoidę. Z niej jednak wychodzi, że kibice ROW-u nie mają żadnych powodów do obaw, gdyż ten będzie jednym z najlepszych zawodników całej ligi.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!