Każdy zdaje sobie sprawę z konsekwencji złamania zasad antydopingowych, a jednak nadal są sportowcy, którzy próbują zabronionych środków i metod. Zarówno u podstaw tej decyzji jak również jej skutków leży wiele uwarunkowań psychologicznych, które przedstawia Alicja Labrenc.
Zawarty w tytule łańcuch słów, w skrócie, obrazuje jaka droga czeka zawodnika od chwili wykrycia w jego organizmie niedozwolonych substancji aż do momentu podjęcia w jego sprawie, przez Komisję do Zwalczania Dopingu, ostatecznej decyzji. Dlaczego w takim razie sportowcy nadal sięgają po doping i jakie (niebezpieczne) mechanizmy uruchamiają się wówczas w środowisku sportowym? Zanim jednak przejdziemy do odpowiedzi na powyższe pytania warto przyjrzeć się dokładniej misji i głównym celom organizacji zajmujących się walką z dopingiem. Wymienia się głównie: dawanie dobrego przykładu, promowanie zdrowego trybu życia, równe prawa we współzawodnictwie, ochronę zdrowia sportowców oraz obronę reputacji i wizerunku sportu.
Przyjęło się, że przepisy określają ile, czego można przyjmować, aby chronić zdrowie i życie profesjonalnych sportowców. Dlaczego właśnie te, dlaczego w takich ilościach, zrzucamy to na kark specjalistów, lepiej niż my znających się na temacie. Ktoś przecież musi wyznaczać granice, inaczej każdy robiłby co tylko chce.
Jednak badacze zajmujący się zdrowiem publicznym podkreślają rolę jaką odgrywa w tym systemie strach: przed wykluczeniem i stygmatyzacją. Jeśli zostaniesz przyłapany, wtedy czeka cię najgorsza z kar: ostracyzm. Skutki somatyczne czy też psychiczne przyjmowania określonych środków stają się tym samym drugoplanowe, wręcz marginalne. To co jest jednak kluczowe to fakt, że dążymy do równej, uczciwej walki o najwyższe cele. Pierwsza wątpliwość jaka się nasuwa to kto przedkładałby wygraną ponad własne zdrowie i życie? Czy warto ryzykować, nawet jeśli nie zostałoby to wykryte, swoim dobrem tylko po to, żeby sięgnąć po najwyższe laury? Wracamy tym samym do pytania „dlaczego sportowcy decydują się sięgać po doping?”.
Dla osób, które nie uprawiają wyczynowo czy też profesjonalnie sportu może się to wydawać, delikatnie mówiąc, niewyobrażalne. Musimy jednak pamiętać, że aby poświęcić się czemuś tak mocno jak oni, trzeba żyć, myśleć, robić wszystko pod dyktando dyscypliny, którą się uprawia. Ambicja? Owszem to jedno, jednak wola wygrywania jest tym co odróżnia ich od reszty. Dla nich to nie tylko, a aż sport, niemal, jeśli nie całe życie.
Z pomocą w zrozumieniu tej zależności przychodzą badania, w których anonimowo pytano zawodników czy gdyby mogli przyjąć niedozwoloną substancje, która jest niewykrywalna i daje gwarancje wygranej, zdecydowaliby się na to. Wyniki mogą być zaskakujące bo o to okazuje się, że aż 95% odpowiedziało twierdząco. Jeśli natomiast dodawano, że substancja może nawet zagrozić ich zdrowiu lub życiu (w przeciągu 5 lat) nadal ponad 50% zdecydowałaby się na jej przyjęcie. Badanie przeprowadzono w 1996 roku, na grupie olimpijczyków startujących w tym samym roku w Igrzyskach w Atlancie. Osobiście żałuję, że nie powtórzono podobnych badań, gdyż niewykluczone jest, że dynamika zmiany mogłaby być dla nas równie zaskakująca jak wyniki sprzed 24 lat.
Wola wygrywania i umiejętność poświecenia wiele, jeśli nie wszystkiego pokazuje, że w przypadku sportowców nie chodzi o zwykłą chęć zwyciężania. Bycie najlepszym, osiągnięcie najlepszego wyniku często determinuje ich sposób postrzegania siebie i sensu podejmowanych działań. Ile razy słyszeliśmy, że czwarte miejsce jest najgorsze dla sportowców? Śmiem się z nim nie zgodzić, drugie, a w zasadzie każde które nie jest pierwszym jest pewnego rodzaju porażką. Lubimy oceniać szanse, odnosić się do statystyk ile jeszcze brakuje im np. do wyrównania rekordu, zdobycia tytułu, dziwimy się dlaczego nie robią one wrażenia na zawodnikach. Oni nie myślą o minimum jakie muszą osiągnąć, bo zawsze celują w pełną pulę.
Są oczywiście również tacy, którzy chcą osiągnąć sukces za wszelką cenę, idąc na skróty, tym samym szybko i łatwo zdobyć poklask, pieniądze, sławę. Wydaje mi się jednak, że ta grupa rzadko kiedy osiąga sukcesy na miarę tych, dla których sport jest wielką miłością. Większość chce, więc wygrywać bo jest to realny wyznacznik wartości, poczucia swojej skuteczności, cech niezbędnych do tego, aby stać się najlepszym.
Sport jednak wymaga poświęceń – czasowych, zdrowotnych. Wiąże się z wysiłkiem nie tylko fizycznym, ale również mentalnym, a co za tym idzie napięciem emocjonalnym. Sportowcy sami na siebie potrafią nałożyć największą presję wyniku i nieodzowne z nim widmo przegranej, być dla siebie największym wrogiem. U każdego może pojawić się moment, w którym strach przed porażką, ale również bólem czy wyczerpaniem, zaczyna brać górę. Wtedy już tylko o krok od sięgnięcia po to, co często łatwo dostępne, ale i niedozwolone. Środki te przynoszą ukojenie dla zszarganych nerwów, zwiększają wiarę w odniesienie sukcesu. Jednak na dłuższą metę jest to decyzja ryzykowna, pojawić się może szybko nowy strach – przed ujawnieniem stosowania niedozwolonych metod, co zwiększa potrzebę uspokojenia się i kolejnego przyjęcia środka. Wówczas dysonans między tym w co od zawsze wierzyliśmy a co postanowiliśmy zrobić zwiększa się a nasz szacunek do samego siebie maleje. Jak najłatwiej odbudować obraz siebie osiągając sukces, a przecież sposób na jego łatwe zdobycie już znamy. To błędne koło, w które dużo łatwiej wpadają osoby impulsywne, o słabszym rozwoju emocjonalnym, nieradzące sobie ze stresem, często niższą samooceną. Przejawiają one często tendencje autodestrukcyjne, lubią ryzyko i mają niską umiejętność przewidywania skutków swoich zachowań. Co więcej często są podatni na wpływy społeczne i naciski otoczenia. Dodajmy do tego najczęściej wymieniane przyczyn przyjmowania np. steroidów anabolicznych czyli chęć poprawy wyglądu, szybszy powrót do zdrowia po urazie sportowym oraz pozasportowym.
Teraz skonfrontujmy to z żużlowcem, który uwielbia ryzyko, często jest impulsywny, podporządkowuje całe życie sportowi, podczas ligowych startów jest narażony na ogromną presję, przez cały sezon dużo podróżuje, ma na swoich barkach nie tylko własną karierę ale i los ludzi, którzy z nim współpracują. Sam sport łączy się z częstymi i bardzo dotkliwymi kontuzjami, ryzykiem, niebezpieczeństwem, szybkością, adrenaliną…. można by tak długo wymieniać.
Z tego opisu i porównania wyłania się niebezpieczny obraz. Jeśli dodamy do tego doping nieświadomy obrazek zaczyna być niemal pełny. Oczywiście trudno jest ocenić i odróżnić czy przyjmowanie było świadome czy też nie. Jeśli jednak mówimy o nieświadomym dopingu to myślmy głównie o sytuacjach gdy: stosowane dotychczas używki zostają zanieczyszczone, środek podały osoby trzecie, które nie poinformowały sportowca o tym fakcie, z powodu niewiedzy lub ślepego zaufania autorytetowi na temat nieszkodliwości substancji lub przeświadczenia, że inni też biorą, im pomaga, więc musi być legalne, przyjęto zakazaną substancje.
Takie podejście, czy też swojego rodzaju zrządzenie losu, jeśli myślimy o zanieczyszczonej dawce używki, powoduje, że nauczka jest tym bardziej dotkliwa. Mamy jednak wtedy nadzieje, że osoba ta stanie się uważniejsza i wyciągnie odpowiednie wnioski, a jeśli nie ona to przynajmniej środowisko.
Nieświadomość, niewiedza nie zwalniają jednak z odpowiedzialności. Kary zostały nałożone, nie nam oceniać czy były za długie czy za krótkie. Faktem jednak jest, że substancje zostały w organizmie wykryte, a za to przewidziana jest, choćby czasowa, dyskwalifikacja. Niezależnie od tego czy był to doping świadomy czy tez nie za każdym razem gdy ogłoszony zostanie fakt, że u danego zawodnika wykryto zabronioną substancje uruchamia się niebezpieczne zjawisko. Zapowiedź tego co czeka „dopingowicza” po ogłoszeniu czasu trwania jego banicji sportowej. Straci on wszystko na czym mu najbardziej zależy, możliwość trenowania, rywalizowania w zawodach, ale również przychylność, przynajmniej części, środowiska. Często tego samego, które bardziej lub mniej świadomie przyczyniło się do zwiększenia presji a tym samym sięgnięcia po zakazany owoc. Traci się niejako sens swojego życia, to co wyznaczało jego rytm, jak również traci się w oczach innych.
Nie daje nam to jednak prawa do mieszania z błotem zawodnika, u którego substancje wykryto. Nie przekonuje mnie często przywoływany argument, że nagonka, bo często takie właśnie znamiona zaczynają mieć opinie krążące na temat danej osoby, nie tylko kibiców, ale i ekspertów, dziennikarzy, dyktowana jest tym jakie podejście prezentowała ona wobec nich w przeszłości.
Najprostszym przykładem ze świata żużlowego jest Patryk Dudek. Zawodnik dużo mniej kontrowersyjny niż Grigorij Łaguta, czy Maksym Drabik. Środowisko wcale nie było wobec niego szczególnie wyrozumiałe, sam Robert Downhan prosił kibiców, by oszczędzili zawodnika w swoich komentarzach. Dudek o nieposzlakowanej opinii, skromny, raczej lubiany, rodzinny, normalny chłopak, z którym można było normalnie porozmawiać. Aż do 8 sierpnia 2014 roku, kiedy wszystko się nagle zmienia. Zawodnik odczuł bardzo dotkliwie co oznacza dopingowa łatka. Myślę, iż nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że na wielu osobach się zawiódł, zmieniło się jego życie, zmienił się on.
Zaskoczenie, czy też rozczarowanie postawą znanej osoby nie może być dla nas wytłumaczeniem, tak jak i tłumaczeniem nie może być dla zawodnika przerzucanie winy, niewiedza (bo nieznajomość prawa nie jest usprawiedliwieniem, co możemy przeczytać również na głównej stronie POLADA ). To nic nie daje, dowody w postaci wyników próbek są jednoznaczne, a konsekwencje ponosi głównie zawodnik. Właśnie te społeczne, psychologiczne są kluczowe, bo ich nie da się tak łatwo rozdzielić na innych. Bo jeśli nie znajdzie się w nikim oparcia, zabraknie wsparcia można się załamać, nie mieć już sił na walkę o powrót.
Faktem jest, że dłużej zapamiętujemy to co negatywne, w tym opinie na nasz temat. I chociaż dziwi czasami ślepe zaufanie i tłumaczenie zawodników ludzi, którzy zdają się bagatelizować problem to jednak bez nich, bez obecności przychylnych bliskich i znajomych konsekwencje, nawet czasowego zakazu uprawiania sportu byłyby wręcz tragiczne.
W momencie gdy zawodnik przyjmuje, a, idąc tropem badaczy zdrowia publicznego, niedozwolony środek zostaje wykryty, jest chwilą, w której całe środowisko traci. Kibice – zdolnego zawodnika, który zdobywał punkty dla swoich drużyn, kraju, dawał radość swoją walką np. na torze. Środowisko, bo dana dyscyplina staje się skażona, a jego promocja jest utrudniona. Zawodnik – traci w zasadzie wszystko, z szacunkiem włącznie.
Nie tłumaczę ani nie bronię tych, którzy stosują doping, wręcz przeciwnie – uważam, że wobec takich osób powinny być każdorazowo, bezkompromisowo wyciągane konsekwencje. Warto jednak szerzej spojrzeć na problem z perspektywy determinujących je czynników, aby a przyszłości skupić się na prewencji kładącej nacisk na kolejne istotne kwestie. Nie oznacza to, że gdy wszyscy zaczną rozwiązywać swoje problemy, pracować w odmienny sposób nad swoją sferą mentalną doping zniknie. Zawsze znajdą się osoby, które będą próbować niedozwolonych metod, zawsze powinny być organizacje kontrolujące sport. Wszyscy chcemy, aby sport był czysty, aby liczyły się tylko umiejętności i talent a nie chemiczne wspomagacze. Edukacja na temat przepisów to jedno, poszerzanie wiedzy na temat przyczyn psychologicznych to drugie.
Jednak to o czym tak wielu z nas zapomina to, że żużlowe motocykle nie mają hamulców, a ludzie, powinni je mieć. Dotyczy to zarówno zawodników jak i całego środowiska tak chętnie komentującego i oceniającego innych. Rysa na wizerunku sportowca pozostanie, ale my często przyczyniamy się również do pozostania, niewspółmiernego do winy śladu w psychice.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!