Tegoroczny sezon powoli dobiega końca. Imprez w kalendarzu jest coraz mniej, a pogoda za oknem zaczyna płatać figle. Dla niektórych jest to specjalny czas, gdyż kończą starty w danej klasie. Tak jest m.in. w przypadku Adama Putkowskiego.
Jest to wychowanek Polonii Bydgoszcz, który kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia skończy 15 lat. To z kolei oznacza, że będzie mógł podejść do egzaminu na licencję Ż i tym samym otworzyć nowy rozdział w swojej karierze. Podobnie jak spora część zawodników z tamtych stron zaczynał jednak od najmniejszych motocykli i powoli wchodził na kolejne szczeble. Od początku notował dobre wyniki, co przełożyło się też na sukcesy. W rozmowie z naszym portalem opowiedział o początkach, a także o marzeniach związanych z tym sportem.
– Rafał Drabiniok (speedwaynews.pl): W tym sezonie kończyłeś kilkukrotnie zawody na podium, ale też zdarzały się i czwarte miejsce. To kolejny raz kiedy kończysz zawody na tej pozycji, a i w klasyfikacji generalnej także zakończyłeś na czwartym miejscu. Z pewnością pozostaje pewien niedosyt.
– Adam Putkowski (Polonia Bydgoszcz): No co tu dużo powiedzieć. Było, jak było, lecz teraz nastawiam się wraz ze swoim teamem na Indywidualne Mistrzostwa Polski.
– Z tego co udało mi się dowiedzieć, to jeszcze przed startem straciłeś jeden z silników. To też z pewnością miało wpływ na twój wynik w Rybniku.
– Trochę nas to wybiło z rytmu, ale staraliśmy się o tym nie myśleć w trakcie zawodów. Zaczęliśmy pracę z drugim silnikiem i wydaje mi się, że daliśmy radę. Wyciągnęliśmy tyle, ile byliśmy w stanie.
– Dziś rywalizowałeś w Rybniku. Jeśli dobrze sprawdziłem, był to twój pierwszy start na tym torze. Rok temu co prawda przyjechałeś na finał IMP, lecz byłeś rezerwowym. Jak Ci się podoba ten tor, który jest przecież zupełnie inny od tego w Bydgoszczy.
– Może nie jest diametralnie inny, ale łuki są tylko delikatnie ostrzejsze. Jeszcze przed zawodami założyliśmy podobne ustawienia motocykla, które stosujemy w Bydgoszczy i to zadziałało. Później wprowadziliśmy korekty i było już dobrze.
– Tegoroczny sezon wydaje mi się, że możemy powiedzieć, że był dobry w twoim wykonaniu. Miałeś sporo jazdy, widzieliśmy Cię oprócz w Pucharze GKSŻ, to jeszcze ścigałeś się w Drużynowym Pucharze Ekstraligi, gdzie broniłeś barw Cellfast Wilków Krosno.
– Jeśli chodzi o ostatnie zawody w barwach Wilków, to było bardzo dobrze. W Częstochowie i Wrocławiu czułem się świetnie, a w Krośnie mieliśmy delikatne problemy ze znalezieniem ustawień. Tamtejszy tor mocno się zmieniał i dopiero na koniec zawodów coś znaleźliśmy, przez co byłem szybszy. Myślę, że w kolejnym sezonie będzie już na pewno lepiej.
– Właśnie, jeśli już zacząłeś temat kolejnego sezonu. Przechodzisz na klasyczne motocykle, lecz w Bydgoszczy może być nieco ciasno. Wraz z Tobą idzie Emil Maroszek, a w kadrze jest kilku innych juniorów. Będziesz chciał podjąć rękawice?
– Myślę, że tak. Chciałbym jeździć w Polonii.
– Teraz cofnijmy się nieco wstecz. Jak to się stało, że zostałeś zawodnikiem? Sport był obecny w Twoim życiu?
– W naszym domu często mówiło się o sporcie. Nawet bym powiedział, że go uwielbiamy. Razem z rodzicami często oglądaliśmy olimpiady, a w rodzinie mamy kilku utalentowanych sportowców. Jedną z nich jest moja bliska kuzynka – Monika Marach. Ciężką pracą w swojej dyscyplinie zdobyła srebrny medal mistrzostw świata do lat 17 w Arabii Saudyjskiej jeśli chodzi o podnoszenie ciężarów. W okresie zimowym wspólnie trenujemy, ale każdy na potrzeby własnego sportu
– Jesteś jednym z nielicznych zawodników, którzy zaczęli od miniżużla, a dopiero potem posmakowali pitbike’ów. Jak to się stało?
– Pierwsze raz na motocykl żużlowy 125cc wsiadłem 24 lipca 2018 roku kiedy miałem niecałe 10 lat. Oczywiście odbyło się to pod okiem trenera Jacka Woźniaka, a ja nie mogłem się doczekać tej chwili. Emil i Maks (dop. red. Maroszek i Pawełczak) już w tamtej chwili świetnie sobie radzili, ja z kolei musiałem sporo pracować, by ich dogonić. Tę walkę podejmuje do dzisiaj i nieraz mi się to udaje. Jeśli chodzi o pitbike’i to kierunek do tych motocykli wskazał mi trener Jacek Woźniak. Ale żeby jeździć i udoskonalać swoje umiejętności, trafiłem na tor pitbike do SMC Motosport. Z właścicielem toru Sebastianem Chwiałkowskim spędziłem tam wiele godzin. Tam również spróbowałem motocrossu.
– Jazda na takich motocyklach ma przełożenie też na żużel? Nie oszukujmy się, pitbike to jest coś zupełnie innego.
– Przede wszystkim pitbike’i nauczyły mnie jazdy technicznej. Gdy pierwszy raz wsiadłem na motocykl miniżużlowy, to było naprawdę ciężko. Jednak, po paru treningach na pitbike’ach to miałem już jakąś wprawę i szło mi coraz lepiej z biegu na bieg. Później przeszedłem na 250-tki, a teraz już na „pięćsetki”. W międzyczasie pojawił się też motocross, gdzie wystartowałem w zawodach. Moim wyborem jednak od zawsze był żużel.
– Każdy z zawodników ma swojego ulubieńca, na którym się wzoruje. Kto jest twoim?
– Często podpatruje swoich starszych kolegów, ale moim wzorem jest Tomasz Gollob. Potrafił wspaniale jeździć po całym torze i mam nadzieję, że i ja dojdę do takiego poziomu. Również cenię sobie jazdę Szymona Woźniaka. Jest zawodnikiem mocno dążącym do postawionego przez siebie celu. Jego historia motywuje mnie i mój team jeszcze mocniej do podjęcia walki.
– Dotychczas nie miałeś łatwego życia. Szukając jak najwięcej jazdy, musiałeś jeździć po całej Polsce. Z perspektywy czasu chyba nie żałujesz.
– Tak, przez to, że miałem tyle jazdy, to poprawiłem parę elementów w swojej jeździe. Ten rok był na pewno cięższy niż poprzedni. Mieliśmy sporo pracy, trzeba było bardzo się starać, lecz i tak pozostaje pewien niedosyt. Myślę, że tylko systematyczną pracą można dojść do wymarzonego celu. Porażki wzmacniają. Trzeba wyciągać wnioski i do przodu.
– Od początku twojej kariery prowadzi Cię ta sama osoba – Jacek Woźniak. To duże wsparcie w parku maszyn?
– Oczywiście, że tak. Trener pomaga nam we wszystkim i to przynosi efekty. W Bydgoszczy była nas w tym roku trójka w klasie 250cc i nie mogę na nic narzekać.
– Od przyszłego sezonu zobaczymy Cię już na klasycznych maszynach. Jakie masz największe marzenie jeśli chodzi o starty w tej klasie?
– Chciałbym zdobyć tytuł Indywidualnego Mistrza Polski, a jakby mi się nie udało, to chociaż o niego powalczyć. Ponadto moim marzeniem jest też start w Reprezentacji Polski poza granicami naszego kraju. W mini żużlu się to udało, gdzie pojechałem na Mistrzostwa Europy 85cc do Danii. Wraz z tatą zbudowaliśmy motocykl, a same zawody były na takim poziomie, że tylko spotęgowały chęci do osiągania jak najlepszych wyników.
– Dzięki całemu cyklowi wydaje mi się, że zaliczyłeś wszystkie polskie tory. To z pewnością dobra nauka, bo żaden trening nie jest tak dobry jak rywalizacja.
– No jest tak. Rzeczywiście mi też się wydaje, że chyba jeździłem już wszędzie (śmiech).
– No to już kończąc. Czego Ci życzyć w kolejnym sezonie? Oprócz oczywiście zdania licencji.
– Na początek bym chciał jeździć jak najwięcej. Mam nadzieję, że będę jeździł w DMPJ-ach i Nice Cupach. A oprócz tego? Przede wszystkim braku kontuzji i frajdy ze ścigania.
– I tego Ci też życzę. Dzięki.
– Dziękuję.
foto: archiwum zawodnika
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!