W ostatnich dniach bardzo szerokim echem w żużlowym środowisku odbił się potencjalny pomysł włodarzy ligi na otworzenie formacji juniorskich dla zawodników zagranicznych. Praktycznie od razu spotkało się to z bardzo dużym negatywnym odzewem. Dlaczego? Przecież to jeden z najlepszych pomysłów ostatnich lat!
Mamy już drugą połowę 2019 roku. Patrząc na żużlowy świat, za plecami naszego kraju na próżno szukać przeciwnika, który byłby w stanie w jakikolwiek nam zagrozić na arenie międzynarodowej. Widać to było m.in. w turniejach o Drużynowy Puchar Świata, które były już do bólu jednostronne. Wówczas międzynarodowa federacja postanowiła nieco uatrakcyjnić światowe rozgrywki, tworząc Speedway of Nations, który oczywiście w Polsce został znienawidzony. Podobnie jest i dziś, kiedy ligowi działacze zastanawiają się nad umożliwieniem korzystania z zawodnika zagranicznego w formacji juniorskiej. Ja jednak, podobnie jak w przeszłości, będę utrzymywał, że to jeden z najlepszych możliwych pomysłów na odbudowę światowego speedwaya.
Nie oszukujmy się, w końcówce drugiej dekady XXI wieku żużel znalazł się na olbrzymim zakręcie. Poza Polską na próżno szukać młodych zawodników, którzy chcieliby uprawiać ten sport i przedłużać przepiękne tradycje. Cała zabawa zaczęła więc kręcić się wokół naszego kraju i naszej ligi, która jednocześnie z roku na rok stawała się coraz bardziej nieosiągalna dla Szwedów, Brytyjczyków czy Duńczyków. W ten sposób m.in. bardzo skutecznie odciągnęliśmy starszych kibiców od cyklu Grand Prix. Bardzo często słyszy się bowiem, że walka o mistrzostwo świata przestało mieć sens, bo z kim walczyć?
Niestety, jeśli nic z tym fantem nie zrobimy, sytuacja będzie się tylko pogarszać. Wystarczy spojrzeć na młodzieżowe mistrzostwa świata. Czy poza kilkoma rodzynkami, takimi jak Gleb Czugunow czy Robert Lambert, ktokolwiek będzie w stanie za kilka czy kilkanaście lat postawić się reprezentantom Polski? Odpowiedź jest jedna – nie. Przez to też żużlowa rywalizacja będzie przypominać nieco rynek łyżwiarstwa szybkiego, gdzie inni próbują walczyć, a na koniec i tak wygrywają Holendrzy.
Jako zdecydowanie najmocniejszy gracz na rynku powinniśmy więc zareagować, bo z czasem po prostu sport żużlowy straci jakikolwiek sens. Zabraknie bowiem tego co najważniejsze – emocji i show, chyba że będą się Państwo cieszyć z wiecznej walki na własnym podwórku.
W tym miejscu warto zastanowić się nad tym, jak będą wyglądać ligowe rozgrywki, kiedy już na stałe zabraknie wsparcia z zagranicy. Już teraz mamy bardzo duży problem z żużlowymi „wynalazkami”, które jeżdżąc w lidze przez kilka lat, nadal nie potrafią bezpiecznie odjechać wyścigu we 4. Za kilkanaście lat możemy jednak doczekać sytuacji, w której tacy zawodnicy będą potrzebni także na pozycjach seniorskich, by speedway w ogóle mógł istnieć we wszystkich ośrodkach w kraju i nie jest to wcale czarnowidztwo. Tak po prostu będzie, kiedy nie zaczniemy działać.
Jak już wspominałem, od wielu lat jesteśmy największym i najmocniejszym graczem i nikt nie jest w stanie nam dorównać – mamy największe możliwości, największe pieniądze, najwięcej kibiców. Pod względem ligowym jesteśmy więc po prostu najlepsi. Z tym jednak wiążą się pewne zobowiązania, których sami nie rozumiemy. Czas więc stać się czymś na wzór „żużlowego NBA” i zamiast blokować transfery obcokrajowców, pozwólmy im udowodnić, że są lepsi od zawodników krajowych.
No ale jak to, w swojej lidze miejsce ma tracić swój kosztem jakiegoś Szweda czy Brytyjczyka? Tak, dokładnie. Skoro mamy najlepszą ligę na świecie, zróbmy z niej naprawdę najlepszą ligę na świecie. Idąc dotychczasową drogą, nasza pozycja co prawda zostałaby nienadszarpnięta, lecz jaki sens jest być najsilniejszym wśród absolutnych słabeuszy?
Nadszedł czas, by z polskich rozgrywek zrobić elitarne grono klubów z najlepszymi zawodnikami na świecie. Pozwólmy takim zawodnikom jak Jan Kvěch, Philip Hellström-Bängs, Gleb Czugunow czy Jaimon Lidsey zastąpić krajowych juniorów, którzy albo nie mają poukładane w głowie, albo po prostu do żużla nadają się tak, jak ja do biegów maratońskich. Osobiście poszedłbym jednak jeszcze o krok dalej. Niech jedynym obowiązkiem klubów odnośnie składów meczowych będzie wystawienie jednego krajowego juniora i jednego seniora. Pozostała szóstka (wliczając numery 8-16) – hulaj dusza. Wasza głowa, by być konkurencyjnymi.
Jaki jest tego cel? Sprawa jest oczywista. Już teraz najlepsi zawodnicy z innych krajów bardzo chcą jeździć w Polsce – niezależnie w której lidze. U nas największe są bowiem zarówno pieniądze, jak i szansa rozwoju. W końcu lepiej pokazać się w Krośnie czy Rawiczu, niż tylko ładować solidne wyniki w Glasgow czy innym St. Johann. Czas więc to wykorzystać. Zniesienie aż tak dużych ograniczeń, dotyczących zawodników zagranicznych, w końcu pozwoliłoby wejść naszej lidze na absolutnie najwyższy poziom. W każdym klubie, na każdym poziomie rozgrywkowym jeździliby bowiem najlepsi z najlepszych. Masz kiepski sezon w II lidze? Na twoje miejsce jest 20 innych zawodników, którzy prezentują co najmniej Twój poziom. Przykro mi, sport jest piękny, ale i okrutny.
Uprzedzając wielkie głosy sprzeciwu – dlaczego mamy pomagać innym, skoro oni by nam na pewno nie pomagali? Odpowiedź jest dziecinnie prosta. Skoro będziemy mieli zdecydowanie najmocniejsze rozgrywki na świecie, nawet renesans ligi brytyjskiej nie byłby nam straszny, a przecież odbudowanie zagranicznego speedwaya to po części cel powyższych zabiegów. Jeszcze wczoraj, podczas rozmowy z jednym z redakcyjnych kolegów, usłyszałem też inny pomysł – mocno ograniczmy pensje, by ograniczyć różnice między Polską, a innymi krajami. To jednak nie ma żadnego prawa bytu. Po pierwsze, po co mamy tracić wypracowaną pozycję? Po drugie, polski żużel niejednokrotnie pokazywał, że przepisy finansowe są wybitnie łatwe do przejścia. Zaraz pojawiłyby się wielkie kontrakty sponsorskie, pieniądze pod stołem i ogólnie pojęte przekupstwo. W końcu walka idzie o tytuł najlepszego zespołu w kraju!
We wtorek na Twitterze dało się także zobaczyć ogólnopolskie narzekanie na konieczność szkolenia młodzieży, która potem miałaby być zastępowana przez obcokrajowców. Już tłumaczę jaki byłby na to pomysł. Całego cyklu szkoleniowego z pewnością trzeba się trzymać. Wychowankowie na najwyższym poziomie są bowiem największym skarbem. Kluby, zdając sobie jednak sprawę z kosztów poniesionych na wychowywanie zawodnika, musiałyby jednak dokonywać wstępnej selekcji, która ostatecznie wyplewiłaby plagę zawodników, którzy od samego początku nie byli ani pracowici, ani utalentowani, a przecież o to też chodzi.
Co zrobi centrala? Ciężko powiedzieć. Osobiście bardzo liczę na zmiany i otwarcie się na obcokrajowców. Światowy żużel tego potrzebuje, niższe ligi też. Make speedway great again!
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!