Za ROW-em Rybnik dość ciężki rok. Mimo jubileuszu musieli drżeć do ostatniego wyścigu o utrzymanie w 1. Lidze Żużlowej.
Legenda ROW-u
Jerzego Gryta nie trzeba przedstawiać bardziej doświadczonym fanatykom czarnego sportu. Przez całą swoją jedenastoletnią karierę bronił barw rybnickiego ROW-u niejednokrotnie będąc jednym z najskuteczniejszych zawodników w lidze. Jest jednym z tych szczęśliwców, którzy mogli świętować ostatni tytuł DMP dla zespołu z Górnego Śląska. Gryt był wówczas liderem, a rozgrywki zakończył z kosmiczną średnią 2.480 punktu na bieg. Ostatecznie w swojej gablocie z pucharami ma aż sześć złotych medali za DMP oraz trzy brązy.
Po zakończeniu kariery dalej był obecny w rybnickim klubie, lecz tym razem jako trener. Miało to miejsce m.in w roku 1991 kiedy to „Rekiny” pożegnały się ze startami w elicie po barażach. Wtedy jednak nie wszystko było zależne od niego. Jedną ze zmian w zestawieniu meczu barażowego z Wybrzeżem Gdańsk wymusił Roman Niemyjski czyli ówczesny prezes ROW-u.
Wówczas jednym z jego podopiecznych był… Antoni Skupień czyli teraźniejszy trener zielono-czarnych. Pod jego wodzą rybniczanie w ostatnim sezonie ledwo utrzymali się na drugim szczeblu rozgrywkowym. Prezes Krzysztof Mrozek zadbał o roszady w ligowym zestawieniu, które mają pomóc drużynie walczyć o coś więcej. Gryt jest jednak dobrej myśli jeśli chodzi o kolejny sezon. – Skład ROW-u to nie jest górna półka i na pewno będzie ciężko. Myślę sobie, że dobrze będzie, jak drużyna utrzyma się w pierwszej lidze. Po cichu liczę, że to się uda. A poza tym mam takie marzenie, żeby ROW w krótkim czasie trafił do Ekstraligi. Chciałbym żeby było jak kiedyś, kiedy ROW był potęgą, kiedy zdobywał seryjnie medale, a inni się nas bali – powiedział dla klubowej strony.
Czasy się zmieniły
Choć czasy pierwszych zawodników zagranicznych sięgają przełomu lat ’50 i ’60 to ten kierunek spopularyzował się dopiero po latach 90 ubiegłego wieku. Z tego względu o sile drużyn stanowili przede wszystkim wychowankowie danego ośrodka. Teraz jest to nie do pomyślenia i jest to jedna z rzeczy nad którą ubolewa Gryt. – My dziś nie mamy swoich młodych zawodników. Raczej kupionych. Żużel stał się taki, że zawodnik idzie do tego, który da mu więcej. Wiele jest takich obrazków, że mecz przegrany, a on się cieszy, bo nie jest emocjonalnie związany z zespołem. Wie, że jak drużyna spadnie, to on i tak w tej lidze zostanie – kontynuował.
Odniósł się także do niedawnej sprawy Pawła Trześniewskiego oraz innych młodych zawodników, którzy mimo ważnych umów chcą zmieniać klub. Jego zdaniem powoduje to niepotrzebne zamieszanie, które jest głośniejsze od jego dotychczasowych dokonań. Zauważa też różnicę w pomiędzy „jego” czasami a teraźniejszymi u zawodników. – Mnie by się marzyło, żeby to było tak prowadzone, że ta młodzież, która wchodzi do tego sportu, szła tą samą drogą co my kiedyś. Teraz każdy ma mechaników, a my sami robiliśmy prawie wszystko. Czyściliśmy motocykle i nawet nie chcieliśmy, żeby ktoś nas w tym wyręczał. Jak ja słyszę, że ktoś ma potencjał, że u nas zrobił wszystko, co można było, a teraz pójdzie do Wrocławia, to ja się dziwię i pytam: a co on będzie w tym Wrocławiu robił. Przecież on tam będzie przyjezdny. Niech się bierze w garść i do roboty – zakończył Jerzy Gryt w rozmowie z row.rybnik.com.pl
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!